Piętnasty fragment popularnonaukowych nowych rozważań historycznych o korzeniach narodu i państwa polskiego.
Już niedugo dostępna będzie książka w wydaniu papierowym, zawierająca oprócz tekstu zestaw map.
Ludwik F. Wissecki, Maciej Jaxa Wólski
STAROŻYTNE DZIEJE WIŚLAN I POLAN
NOWE ROZWAŻANIA O KORZENIACH NARODU I PAŃSTWA
CZĘŚĆ I
POŁUDNIE: KRAINA WIŚLAN
(…)
Rozdział 3
PIERWSI ROLNICY
(…)
39a
Nasuwa się nam pewna hipoteza dotycząca początków staroperskiego kultu ognia. Sądzimy, że mógł on narodzić się w zachodniej strefie Wyżyny Irańskiej, na pograniczu z górami Zagros i z południową częścią Gór Kurdystańskich. Otóż na tym obszarze występuje ropa naftowa, będąca w naszych czasach podstawą gospodarki Iranu, o czym informuje każdy podręcznik geografii i każdy dobry atlas geograficzny. Powszechnie jest znany proces naturalnego przesączania się ropy i innych bituminów z głębszych złóż na powierzchnię gruntu – obserwacja takich zjawisk jest najdawniejszą metodą rozpoznawania złóż ropy; tak np. zostało rozpoznane złoże w Bóbrce na Podkarpaciu, gdzie w 1854 roku pionier przemysłu naftowego Ignacy Łukasiewicz zbudował pierwszy na świecie szyb naftowy. Nie był pierwszym eksploatatorem tego podziemnego bogactwa – miejscowi chłopi od stuleci czerpali ropę z naturalnych wycieków powierzchniowych i użyuwali jej jako smaru do wozów i jako lekarstwa weterynaryjnego.
Wyobraźmy sobie tedy, jak w krainie bogatej w złoża ropy naftowej ten ciekły bitumin wraz z rozpuszczonym w nim gazem ziemnym przesącza się na powierzchnię terenu w miejscu, gdzie jest naturalne zagłębienie – i w ten sposób powstaje małe jeziorko naftowe. Gaz ulatnia się z ropy i – jako cięższy od powietrza – zalega warstwą nad powierzchnią jeziorka. I zdarza się, że w czasie burzy piorun trafia w takie jeziorko i zapala gaz, albo też pożar suchej roślinności przyczyni się do takiego zapłonu, a od niego zapala się ropa – i płonie całymi latami, zasilana napływającymi z głębi nowymi strugami paliwa i gazu.
I wyobraźmy sobie dalej, jak na takie zjawisko przyrodnicze mógł zareagować prehistoryzny myśliwy-zbieracz ze starszej lub środkowej epoki kamienia buszujący po Wyżynie Zachodnioirańskiej: oto bóstwo władające ogniem demonstrowało swoją moc. Być może już w tamtej epoce bóstwo to nazywało się Agni.
Możemy przypuścić też, że początki kultu ognia można odnieść do wczesnej epoki metali, gdy przy pomocy o g n i a przekształcano skalistą rudę metalu w czysty metal, a następnie przy pomocy tegoż o g n i a niekształtne bryły metaluformowano w użyteczne przedmioty. Jakie bóstwo władało tymi magicznymi procesami? Czy mógł to być starożytny aryowijski bóg ognia Agni?
Oba te pomysły możemy też połączyć w jeden ciąg ewolucyjny – gdy od pierwotnych myśliwych, poprzez rolników młodszej epoki kamienia – aż do wytwórców przedmiotów metalowych rozwijała się t e o l o g i a r e l i g i i k u l t u o g n i a, którą na pewnym etapie opracował i skodyfikował prorok Zaratusztra.
40
Zaprezentowaliśmy nasze domniemanie, iż południowo-zachodnia Azja wydała dwie wielkie religie, których twórcami były ludy aryowijskie.
Zaratusztrianizm jest aryowijski w całej oczywistości – jako religia Aryów perskich. Zaś co do buddyzmu – domniemanie jest mniej oczywiste, choć naszym zdaniem – wielce prawdopodobne.
41
Zastanawia nas pewien fakt antropologiczny: oto Budda na wszystkich portretach jest długouchy – jego uszy prawie sięgają ramion! Czy była to jego cecha indywidualna? A może genetyczna cecha rodu Śakijów? Lub może długie uszy są symbolem teologicznym?
A może jeszcze inaczej trzeba je rozumieć? Oto w śawiątyni Angkor Watt znajdujemy rzeźbione portety króla i jego dworzan – długouche!
Lecz oczywiście nie sądzimy, aby długie uszy Buddy i młodszych od niego o ponad półtora tysiąca lat khmerskich królów miały jakikolwiek związek z opisaną przez Thora Heyerdahla „rasą długouchych” z Wyspy Wielkanocnej (posągi „Moai” są najwyraźniej długouche – a przynajmniej stojący w British Museum Hoahokananaia, którego wyspiarze uważają za pomnik swego przodka i domagają się od Anglików jego zwrotu).
42
„Arya” – w sanskrycie znaczy ‘szlachetny’. Sto lat temu polski sanskrytolog A. Lange tak objaśnił to słowo: „ Arya – właściwie czcigodny, szlachetny; zarazem oznacza ród i rasę aryjską” (wtedy jeszcze słowo ‘aryjski’ było wyłącznie terminem naukowym, a rzeczownika „rasa” Lange użył jedynie na określenie pokrewieństwa etniczno-lingwistycznego).
W 1875 r. Swami Dajananda Saraswati założył w Indiach organizację „Arya Samadź” – ‘Stowarzyszenie Szlachetnych’, stawiające sobie za cel odrodzenie religii wedyjskiej (a także reformy społeczne). Znaczącą część ideologii Swami Dajanandy przyswoił Mahatma Gandhi swojemu ruchowi wyzwolenia Indii, m. in. głosząc samowystarczalność wiejskiej gospodarki indyjskiej (słynny kołowrotek plus koza).
43
W podrozdziale 36 wysunęliśmy domysł, iż buddyzm narodził się w podhimalajskiej krainie w kulturowym środowisku aryowijskim. Ten pomysł historycznej interpretacji nasuwa pomysł kolejnej interpretacji. Tyle, że zmusza nas, abyśmy weszli do ogródka kolejnej herezji. Herezji być może logicznej – lecz drastycznie kłócącej się z dwutysiącletnią tradycją chrześcijańską.
W drugiej połowie XIX wieku (może również wcześniej – lecz wcześniej był to raczej temat tabu, wyłącznie do przemyśleń osobistych) zastanawiano się, dlaczego w zapisanej w Nowym Testamencie biografii Jezusa istnieje luka dotycząca jego życia pomiędzy dwunastym a trzydziestym rokiem życia. Prawie dwadzieścia lat, w czasie których dojrzewała nowa idea religijna, nazwana później „chrześcijaństwem”, której najważniejszą częścią była miłość bliźniego i odejście od powtarzającej kodeks Hammurabiego starotestamentowej zasady „oko za oko”.
I oto pewien myśliciel religioznawca, niewątpliwie libertyn, a może ateusz (o ile pamiętamy – Francuz o alzackim nazwisku; polskie wydanie jego książki kojarzy się nam z rokiem 1924) zanalizował podstawowe motywy moralne chrześcijaństwa i buddyzmu, i dopatrzył się w nich zbieżności tak dużych, że wręcz sugerujących wspólne korzenie. Kojarząc ten fakt z luką w życiorysie Jezusa, zaproponował następującą hipotezę: oto Jezus w młodzieńczym wieku wyruszył w daleką wędrówkę na wschód, w poszukiwaniu Prawdy. I w tej wędrówce dotarł do Indii, gdzie przez kilkanaście lat studiował zasady buddyzmu. W wieku lat około trzydziestu powrócił nad Jordan, aby ogłosić rodakom wynik swoich wieloletnich przemyśleń: Religię Miłości Bliźniego. Bliźniego rozumianego nie tylko jako współplemieniec i współwyznawca, ale przede wszystkim – jako współczłowiek. Tysiąc dwieście lat później Francesco Bernadone, wielki święty z Asyżu, rozciągnął miłość bliźniego na wszystkie istoty żyjące.
Ciąg dalszy nastąpi…
Przeczytaj:
https://stowarzyszenierkw.org/kultura/starozytne-dzieje-wislan-i-polan-odcinek-7/