Antifa. Prawdziwa twarz lewicy – Wojciech Mucha – 30% albo L

Są radykalni, dobrze zorganizowani i trudni do zidentyfikowania. I choć na sztandarach mają wypisana walkę z faszyzmem, to traktują to pojęcie jak worek, do którego wrzucić można dosłownie wszystko. I wszystkich.

Kiedy kilkanaście dni temu w Minneapolis biały policjant doprowadził do śmierci czarnoskórego przestępcy George’a Lloyda, na ulice miast USA wyszły tłumy słusznie oburzonych Amerykanów. Ale oprócz pokojowych protestów część miast stanęła w ogniu, niszczono, palono i grabiono. Wśród prowodyrów i uczestników zamieszek władze USA wskazały osoby identyfikujące się z Anitfą, a Donald Trump zapowiedział, że zamierza uznać ten skrajnie lewicowy ruch za „rodzimą organizację terrorystyczną”. Jednocześnie śledczy wskazywali, że Antifa jest złożona nie tylko z radykalnie usposobionych Amerykanów, lecz ma także „zagraniczne powiązania”. Głosy domagające się delegalizacji lub uznania Antify za terrorystów pojawiły się także nad Wisłą. Czy jednak jest to możliwe?

Faszyści tacy jak wy

O historii tzw. ruchów antyfaszystowskich pisze na łamach niniejszego numeru „Gazety Polskiej” Tomasz Łysiak. Ale by uzmysłowić sobie, jakim zagrożeniem jest Antifa, trzeba prześledzić nie tylko jej historię, lecz także strukturę, ideologię oraz polityczne afiliacje.

Antifa to ruch luźno powiązanych osób i organizacji o charakterze skrajnie lewicowym. Jako taki nie ma ani sformalizowanej struktury, ani przywódców, a jego finansowanie jest równie trudne do ustalenia jak liczba członków. Pod pojęciem „Antifa” można więc rozumieć swoistą strategię organizacyjną, której celem jest łączenie ze sobą zwolenników walki – ideologicznej i realnej – ze wszystkim, co uznawane jest za „faszyzm”. Ruch spaja jedno – ma on charakter skrajnie lewicowy z tendencją do działań radykalnych, rewolucyjnych, a nawet quasi-terrorystycznych. To swoisty lewacki „stan umysłu”.

Podstawą atrakcyjności Antify są oszustwo i szantaż moralny. Co złego może bowiem być w antyfaszyzmie? Nic, podobnie jak w antykomunizmie. Jest to wręcz moralny nakaz, a polskie umiłowanie wolności sprawia, że większość z nas nie ma problemu, by określić się przeciwnikiem zbrodniczej ideologii, niezależnie od tego, czy będzie miała ona kolor czerwony czy brunatny. Tyle tylko, że Antifa ma inną niż tradycyjna definicję faszyzmu. I owa definicja stale się poszerza.

By się o tym przekonać, sięgnąłem po książkę „Antifa. Podręcznik antyfaszysty”. To bodaj najpopularniejsza pozycja, swoisty manifest ruchu. Już na pierwszych stronach autor, Mark Bray, zakreśla wytyczne: „Jest to (…) książka referencyjna, mającą na celu promować formy organizowania się przeciwko faszyzmowi, białej supremacji i wszystkim formom dominacji”. Bo nie tylko faszyzm zwalcza Antifa.

O ile faszyzm i białą supremację kojarzymy ze znanymi nam pojęciami (co, jak się zresztą okaże, także nie jest takie proste), o tyle sformułowanie „wszystkie inne formy dominacji” powinno nam zapalić lampkę ostrzegawczą. Bo te „inne formy dominacji” to zdaniem ideologów Antify nie tylko rasizm czy neonazizm. Jak dowodzi Bray, cytując jednego ze swoich rozmówców, „antyfaszyzm musi przekształcić się w konkretny ruch solidarnościowy, który może rozwinąć koncepcję i praktykę samoobrony przed policją, państwem i aktywizmem rasistowskim”. W innym miejscu wskazuje z kolei na zagrożenie ze strony „hetero-patriarchii, ucisku klasowego i ludobójstwa”. Oczywiście w worku z wrogami jest także homofobia, a walka o tzw. „prawa środowisk LGBT” jest na sztandarach równie wysoko jak walka z faszystami, policją, państwem i uciskiem klasowym. Wszystko naraz, pozornie bez ładu i składu: państwo i policja obok neonazistów, ucisk klasowy obok prześladowań na tle rasowym. Ale to oczywiście po to, by przeciętny odbiorca patrzył tak samo na Adolfa Hitlera, policjantkę, szefa, zwolennika tradycyjnej rodziny i neonazistowskiego .

Tak to jest zresztą wprowadzane w życie. Ludzie identyfikujący się z Antifą i innymi skrajnie lewicowymi organizacjami walczą (skutecznie) z suwerennością myślenia na uniwersytetach, nie dopuszczając do głosu konserwatywnych wykładowców. W USA dochodziło na tym tle do zamieszek. Widzieliśmy to także w Polsce, choćby przy okazji ostatniego ataku na prof. Ewę Budzyńską, która na Uniwersytecie Śląskim miała wykłady z socjologii rodziny. Studenci domagali się (skutecznie) jej odwołania, ponieważ ich zdaniem prezentowała im swój światopogląd. Jaki? „Radykalno-katolicki, homofobiczny, nienaukowy” (rodzina to mężczyzna i kobieta czy zbrodniczość aborcji). „Nielewomyślni” są prześladowani w internecie, publikuje się kompromitujące dane na ich temat, zabiera się im możliwość wyrażania opinii i wyzywa od – oczywiście – faszystów, rasistów itp.

Zniszczyć białą rasę

Co jednak najgroźniejsze, z lektury ideologów Antify jako „wróg numer jeden” wyłaniają się wspomniani „zwolennicy supremacji białej rasy”. To najgroźniejsze, bo choć na dźwięk tych słów staje nam przed oczami złowroga postać w białym kapturze z Ku Klux Klanu lub pogrobowcy NSDAP, to prawda (Antify i lewicy) jest zupełnie inna.

W ideologii ruchu wprost mówi się o odpowiedzialności tzw. „uprzywilejowanych białych” niemal za całe zło świata. I tak za piekło II wojny światowej ma odpowiadać nie tylko niemiecka maszyna śmierci i ideologia Adolfa Hitlera, lecz także „uprzywilejowany biały”, który do niej dopuścił. Ów „uprzywilejowany biały” to całość cywilizacji euroatlantyckiej, która do dziś jest „opresją” (i która rękoma policjanta zabiła George’a Floyda). – Ta biel jest niewybaczalna – pisze wprost Mark Bray. Biały jest winny – na równi Krzysztof Kolumb, król Leopold II, Reinhard Heydrich i nieszczęśni biali z USA, całujący buty czarnoskórych rodaków.

To ona (uprzywilejowana biel) odpowiada za faszyzm, heteronormatywność, patriarchat, nacjonalizm, transfobię, społeczeństwo klasowe i wiele innych. Jaka jest na to recepta? Cóż, aby zniszczyć „kryzys, ubóstwo, głód i wojnę, które wywołują reakcję faszystowską”, potrzeba zdaniem ideologów Antify… rewolucyjnego socjalizmu. Brzmi znajomo? Owszem, bo tym jest de facto Antifa – pomieszaniem rasistowskiej teorii o zbrodniczej roli białej rasy i planem światowej rewolucji na każdym z pól – od zniesienia klas, państw narodowych, „opresyjnej kultury patriarchatu” do likwidacji heteronormatywności jako narzędzia opresji.

Można by na to machnąć ręką, gdyby nie fakt, że te pomysły są wcielane w życie. Antifa skwapliwie wykorzystuje społeczne konflikty do siania niepokojów i ideologii. I tak na przykład w 2007 roku celem ataku stał się sędzia imigracyjny z Göteborgu, który miał wątpliwości co do przyjmowania uchodźców. Mężczyznę ośmieszono w internecie, a drzwi jego domu roztrzaskano siekierą. Tak było podczas kryzysu uchodźczego w 2016 roku. Tak jest teraz w USA, tak było także w październiku 2019 roku w Barcelonie, kiedy po starciach katalońskich separatystów z policją to obok członków Arranu, młodzieżówki skrajnie lewicowej partii CUP (Kandydatura Jedności Ludowej), prym wiodła właśnie Antifa. Zresztą środowiska te trudno rozdzielać, jak całą skrajną lewicę, która wykorzystując słabości państw, nie chce ich naprawiać, lecz zniszczyć.

Wywłaszczyć i zniszczyć

Ale za swój triumf uznaje Antifa sytuację z 2008 roku, kiedy to w Atenach wybuchły zamieszki po śmierci piętnastoletniego anarchisty Alexisa Grigoropoulosa (o zabójstwo obwiniany był policjant). Rewolta trwała niemal miesiąc, a niewątpliwy udział miała tu Antifa i jej „stan umysłu”. Oddajmy głos wspomnianemu Markowi Brayowi: „Anarchiści, studenci, chuligani piłkarscy, romscy migranci oraz inne sfrustrowane grupy społeczne wyszły na ulice, by atakować luksusowe sklepy, oblegać posterunki policji i siedzibę rządu, rozbijać i palić banki, wywłaszczać żywność z supermarketów (…). Nawet gigantyczna choinka na placu Sindagma nie uciekła przed płomieniami. (…) Kiedy dym opadł, całe pokolenie greckiej młodzieży zostało zradykalizowane”. Wywłaszczanie sklepów? Zradykalizowane pokolenie? Radość ze spalonej choinki? Niezależnie od poziomu frustracji Greków widać, że ktoś inny za nich myślał i nie tylko o sprawiedliwość chodziło.

W Polsce znamy Antifę choćby z 2011 roku, kiedy to w dniu Święta Niepodległości do Warszawy przyjechali bojówkarze z Niemiec, którzy za bazę obrali sobie redakcję lewackiego kwartalnika „Krytyka Polityczna”. Po zdecydowanej interwencji policji radykałowie zostali zatrzymani, a na miejscu znaleziono tarcze, miotacze gazu, pałki i kastety, które miały służyć do walki z „faszystami” – uczestnikami Marszu Niepodległości.

Jak Armia Krajowa

Antifa nie jest „samotnym wilkiem”. To stan umysłu, który jest emanacją niemal całej współczesnej lewicy. I to nie tylko tej pamiętającej jeszcze rewolucję październikową, lecz także tzw. świeżej, tej, którą w Polsce reprezentują młodzi posłowie SLD, Wiosny czy Razem. Wszystko, co mówią politycy w krawatach, Antifa wciela w życie. Jest ona ucieleśnieniem światopoglądu, według którego na przykład wszyscy uczestnicy Marszu Niepodległości to „faszyści”, „rządy prawicy to kroczący faszyzm”, a tradycyjny model rodziny to „opresja” (więc też faszyzm). Zdaniem Antify (i lewicy) jako konserwatyści wszyscy jesteśmy „białymi uprzywilejowanymi obrońcami starego, opresyjnego porządku”. Zdaniem lewicy, stoimy gdzieś obok handlarzy niewolników, Rudolfa Hoessa, oprawcy z Minneapolis i faszystów. To dlatego politycy lewicy nie kwapią się odcinać od swoich czerwono – czarnych brygad.

Cóż, można by zbyć te rozważania cytatem z George’a Orwella, który już w 1944 roku pisał: „Słowo »faszyzm« pozbawione jest niemal zupełnie znaczenia. Słyszałem, jak »faszyzmem« nazwano: rolników, sklepikarzy, kary cielesne w szkołach, polowanie na lisa, walki byków, homoseksualizm [! – dop. WM], audycje radiowe Priestleya, schroniska młodzieżowe, astrologię, kobiety, psy – i nie pamiętam co jeszcze”. Można tak zrobić, gdyby nie fakt, że lewica nie tylko w teorii, lecz także w czynie walczy z wszystkimi odmianami swoiście pojmowanego „faszyzmu”. Ma także wiernych wspomagaczy, sympatyków i „towarzyszy podróży”.

Dowodem na to niech będzie rzeczniczka Lewicy, Anna Maria Żukowska, która przekonując, że „Antify nie da się zdelegalizować”, napisała na Twitterze: „Antifa to po prostu ludzie, którzy są antyfaszystami, Armia Krajowa to także byli antyfaszyści”. Gdy odpisałem jej, żeby nie porównywała polskich patriotów do lewackich bojówek, inny z lewicowych użytkowników Twittera nazwał mnie „obrońcą nazistów”, z czym Żukowska się zgodziła, „polubiając” obrażający mnie wpis. Tak, Antifa to stan umysłu, więc niestety chyba nie da się jej zdelegalizować.

Wojciech Mucha

  • Tekst w pierwotnej formie ukazał się w tygodniku „Gazeta Polska” 10 czerwca 2020
  • rys: Rafał Zawistowski dla GP

Dodaj komentarz