Cynizm Trzaskowskiego. Od kilku dni trwa w sieci czyszczenie prawdy o hańbie rodzinnej matki Trzaskowskiego – tajnej agentce SB (TW Justyna).

fot. Gazeta Polska

Z Wikipedii zniknęła krótka, ale bardzo ważna informacja o zmarłej w 2019 roku matce kandydata na urząd prezydenta RP, a wklejono wyniki wyborów I tury.

Jeszcze przed wyborem na prezydenta Warszawy Rafał Trzaskowski dumnie przedstawiał w internecie swoją rodzinę i jej zasługi, określając tę prezentację jako „autolustracja”. Ominęła ona jednak rodowe związki z komunizmem – pisał Maciej Marosz w tygodniku Gazeta Polska we wrześniu 2018 roku.

Rodziny się nie wybiera, dotyczy to również polityków. Jednak politycy reprezentują wyborców, a tych na ogół interesuje, kto miał wpływ na wychowanie ich kandydatów na najwyższy urząd w państwie. Trzaskowski nie chwali się skąd posiada mentalność postkomunisty. Jako prezydent stolicy ma wielu współpracowników rodem z SB. I co najważniejsze, nie odcina się od nich, nie potępia. Jest z nimi wprost zbratany.

Ale ostatnio niejako odcina się od wartości i tradycji postkomuszej, gdyż celowo nie porusza najważniejszych dla nich tematów. Czyżby jakaś zmiana poglądów? Wiadomo skąd ten cynizm. Już niedługo potrwa ta maskarada. Jeszcze tylko kilkanaście dni i bez względu czy przegra czy wygra, na pewno powróci z nową siłą do swoich ugruntowanych już lewacko-targowickich wartości, które po jego czynach poznaliśmy. Czy Trzaskowski mógł obecnie postąpić inaczej, bez tego cynizmu?

Trzaskowski i jego sztab nie mieli raczej wyboru, gdyż jeszcze zbyt dużo Polaków potrafi myśleć, i jeszcze zbyt wielu z nich zależy na ojczyźnie i wolności. Stąd kamuflaż przybranej gęby neutralności jest niezbędny wobec takich wyborców, bo jeśli oni poznają prawdę, to raczej na takiego czerwonego kandydata nie zagłosują. Nie mógł więc Trzaskowski nigdy potępić publicznie haniebnej przeszłości swojej matki, gdyż jego system wartości nie potępia byłych komuchów czy obecnych czerwonych. Sprawa jest niewygodna dla niego wyłącznie przed wyborami, by zmylić potencjalnych, a niezorientowanych do końca wyborców. Czyż nie liczy się każdy głos? (Nadmienię z historii 3RPe, iż prawdziwym mężczyzną okazał się obecny PISowiec – marszałek Terlecki, który gdy tylko dowiedział się z archiwalnych materiałów, iż jego ojciec – Olgerd Terlecki, przez lata był TW i donosił SBcji na „wszystko co się rusza” – natychmiast ogłosił to publicznie, potępiając haniebną przeszłość nieżyjącego już ojca. I dlatego nikt mu nie ma za złe, czy nie wypomina, że odniósł jakieś korzyści dzięki cynicznemu ojcu).

Dlatego przypominam artykuł Marcina Marosza tym wyborcom, którzy ewentualnie rozważają oddanie głosu za „neutralnym” Trzaskowskim

JUM


Maciej Marosz; tygodnik Gazeta Polska 4.IX.2018r.

Matka Rafała Trzaskowskiego, kandydata na fotel prezydenta stolicy, była tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie Justyna. Meldowała bezpiece o kontaktach z dyplomatami USA muzyków i ludzi zajmujących się jazzem – Jerzego Matuszkiewicza, Leopolda Tyrmanda czy Romana Waschki. Jej pierwsza teściowa była kapitanem UB, teść – pułkownikiem LWP, a inni z bliskich działali na wysokich szczeblach PZPR. Rafał Trzaskowski dumnie przedstawiał w internecie swoją rodzinę i jej zasługi, określając tę prezentację jako „autolustracja”. Ominęła ona jednak rodowe związki z komunizmem.

Wygląda na to, że jakość takiej lustracji można porównać do kampanijnej akcji ratowania szyby w drzwiach przez mocowanie jej taśmą klejącą.

Cenne kontakty z amerykańskimi dyplomatami

W swoim autolustracyjnym wpisie Rafał Trzaskowski naśmiewał się z „pisowskich hejterów”, którzy drążą przeszłość i zgłębiają historie rodzinne. Z pewnością do IPN w celu sięgnięcia wstecz nie zaglądał, skoro lider PO Grzegorz Schetyna i autorytet ruchu antyrządowego Lech Wałęsa uznali, że Instytut powinien zostać zlikwidowany – i to stało się obietnicą wyborczą Platformy.
O swojej matce Teresie Trzaskowskiej kandydat na prezydenta Warszawy wspomniał tylko przy prezentacji w Internecie jej dawnego zdjęcia. Tymczasem jak wynika z akt IPN, Służba Bezpieczeństwa zarejestrowała ją w 1960 r. jako tajnego współpracownika działającego pod ps. Justyna. Trzaskowską interesował się kontrwywiad PRL ze względu na jej kontakty z dyplomatami USA, a w szczególności z figurantem akt SB, I sekretarzem ambasady tego kraju w Warszawie Thomasem Donovanem.
Trzaskowska trafiła do kręgu dyplomatów pojawiających się na różnych imprezach z racji bycia żoną jednego z najbardziej znanych już wówczas muzyków jazzowych – Andrzeja Trzaskowskiego. Powierzchowna znajomość „Justyny” z Donovanem przerodziła się w zażyłą relację, bywanie w rezydencji dyplomaty, częste spotkania. Przemieszczała się ona też przy różnych okazjach po mieście autem dyplomaty.

Służba Bezpieczeństwa poważnie podeszła do kwestii werbunku żony muzyka. Odbyto z nią najpierw trzy wstępne spotkania, po czym na rozpoczęciu współpracy pojawiła się dwójka wysokich rangą esbeków – kpt. Rolnik i por. Władysław Prekurat. W przygotowanym planie zwerbowania Trzaskowskiej, na wypadek stwierdzenia jej braku entuzjazmu do współpracy z SB, zamierzano przypomnieć jej, że mieszka w Warszawie bez zameldowania. Jednak użycie tego argumentu okazało się całkowicie zbędne.
Już na pierwszym spotkaniu Trzaskowska przekazała SB wiele „cennych informacji i wyraziła chęć dalszego spotykania się” – napisali Rolnik i Prekurat. „Jak wynika z jej oświadczeń oraz naszych danych agenturalnych, wymieniona zachowuje w tajemnicy fakt prowadzenia z nią rozmów i przywiązuje dużą wagę do konspiracji” – chwalili funkcjonariusze SB.

Recenzentka pracy SB

Dlatego zgoda na werbunek była formalnością. Prekurat zapisał później, jak werbowana zareagowała na informację, że zaczyna kontakty z kontrwywiadowcami PRL. „Po wymianie kilku zdań powiedziałem jej, że jestem oficerem kontrwywiadu i chciałbym przeprowadzić z nią rozmowę. Wymieniona przyjęła oświadczenie z pewnym uśmiechem i bez zażenowania nadmieniła, że bardzo jej się podobało właśnie takie nawiązanie z nią kontaktu, że to świadczy o naszej umiejętnej pracy itp.” – zapisał funkcjonariusz SB.
Trzaskowska opowiedziała o tym, jak w 1959 r. poznała Donovana oraz w jakim gronie Polaków spotyka się ów dyplomata. Wskazała, że był on m.in. zaproszony na przyjęcie wyprawiane przez muzyka jazzowego i kompozytora Jerzego Matuszkiewicza i jego żonę. Opowiedziała też bezpiece o pobycie i kontaktach w Polsce popularnego komentatora muzyki jazzowej z USA Willisa Conovera.Przy kolejnym spotkaniu z TW funkcjonariusze pytali, czy nie ma negatywnych wrażeń z pierwszej rozmowy z nimi. Odpowiedziała, że nie ma żadnych złych odczuć, jedynie zastanawia się, dlaczego kontrwywiad zwrócił się właśnie do niej. Wyraziła obiekcje co do przekazywania informacji na temat obywateli polskich czy osób z zagranicy, które nie szkodzą PRL. SB uspokoiła ją, że chciałaby się tylko dowiadywać od niej co jakiś czas o tym, co dzieje się w otoczeniu Donovana i innych obcokrajowców.SB zwracała też uwagę na ograniczenia TW. Jako osoba ze średnim wykształceniem nie znała języka angielskiego. Oceniano też, że była „politycznie słabo wyrobiona”. Na plus działało to, że dostrzeżono w niej spryt i inteligencję.


Maciej MAROSZ ukończył wydziały: matematyki PW, filozofii UW i grafiki ASP. Jest dziennikarzem „Gazety Polskiej”, „Gazety Polskiej Codziennie” oraz portalu Niezalezna.pl. Autor książki „Resortowe togi”. Wraz z Dorotą Kanią i Jerzym Targalskim stworzył serię książkową „Resortowe dzieci”.

Maciej MAROSZ

Dodaj komentarz