Koronawirus a prawo – absurdy „radosnej” legislacji ad hoc

Dziennik Bałtycki podjął w artykule z 17 kwietnia pt. „Koronawirus a prawo. Zbiór przepisów związanych z epidemią, czyli decyzja, że samochód nie musi być w maseczce” problem absurdalnych przepisów tworzonych na przysłowiowym „kolanie” przez niekompetentnych urzędników. Jak czytamy w lidzie do tekstu (https://dziennik baltycki.pl/koronawirus-a-prawo-zbior-przepisow-zwiazanych-z-epidemia-czyli-decy zja-ze-samochod-nie-musi-byc-w-maseczce/ar/c1-14922518).


Artykuł rozpoczyna wypowiedź dr hab. Jacka Potulskiego, prof. Uniwersytetu Gdańskiego z Katedry Prawa Karnego Materialnego i Kryminologii, który bez ogródek mówi o tym „jak można popsuć każdy przepis i zaufanie obywateli do państwa prawa”. Zdaniem profesora „jeszcze przez wiele lat obecna twórczość legislacyjna będzie analizowana przez kolejne roczniki studentów prawa”.


Wspomniany już wyżej prof. Jacek Potulski wskazuje, że w przypadku pogrzebu, w którym – zgodnie z nowym rozporządzeniem – mógł wziąć udział jedynie kapłan w towarzystwie grabarzy „Zgodnie z przepisami prawa rodzina mogłaby uczestniczyć w pochówku jedynie w przypadku grzebania zwłok do morza”. — I, niestety, nie jest to wcale śmieszne — komentuje profesor. Po interwencji prawników rząd zmienił te przepisy wracając do wcześniejszej, węższej definicji terenów objętych zakazem.


Podobna sytuacja pojawiła się w przypadku nakazu korzystania z maseczek osłaniających drogi oddechowe. Jak czytamy w portalu, wprowadzone przepisy oznaczały, że: „w maseczce trzeba będzie m.in. dmuchać w alkomat, siadać i otwierać usta na fotelu dentystycznym, przyjmować komunię, siedzieć samotnie w samochodzie , robić zdjęcie do legitymacji, stawiać się na okazanie na policji, spać w hotelu, a także będąc w stanie krytycznym, czekać na podanie tlenu”. I znowu po interwencji prawników nieprzemyślane nakazy i zakazy zostały unormowane tak, że przestały zaprzeczać logice.

Jednak znacznie większym przewinieniem władzy jest ograniczanie wolności obywateli bez umocowania tych ograniczeń w przepisach prawa – dodaje mec. Masiak. – Nie oceniam sensu zapowiedzianego obowiązku noszenia maseczek (które według Ministra Zdrowia w lutym nie działały – a teraz nagle tak); takie zakrywanie ust zapewne nie będzie niekorzystne – ale ciekawe dla mnie było, w oparciu o jaki przepis wprowadza się ten obowiązek. O ile ustawa przewiduje możliwość ustanowienia w rozporządzeniu nakazu określonego sposobu przemieszczania się (art. 46b pkt. 12) – to ustanowienie obowiązku stosowania środków profilaktycznych przewidziane jest tylko wobec osób chorych lub podejrzanych o zachorowanie (art. 46b pkt. 4 ustawy). Wobec innych osób nie ma żadnej podstawy, aby ustanawiać – w oparciu o ustawę o chorobach zakaźnych – taki obowiązek. Nawet więc przepisy ustawy o chorobach zakaźnych, znowelizowane „na kolanie” 2 marca 2020 . (bo to dopiero wówczas wprowadzono przepis, który upoważnia Radę Ministrów do wydania rozporządzenia ograniczającego wolności) nie umożliwiają tego, co (zapewne słusznie) wprowadzono. Tylko stan klęski żywiołowej umożliwi wprowadzenie skutecznych i zgodnych z prawem zasad ograniczających epidemię.


Artykuł kończy opis perypetii dr Marka Prusakowskiego, ordynatora oddziału obserwacyjnego w szpitalu zakaźnym. Lekarz opowiada o absurdalnych decyzjach urzędników podejmowanych po tym, jak u jednej z lekarek w szpitalu wykryto koronawirusa. – Samo kwalifikowanie, kto ma iść na kwarantannę, a kto nie, budziło nasze najwyższe zdziwienie – mówi lekarz.- Choć z zakażoną osobą, będącą wówczas w masce, mieliśmy tylko kilkuminutowy kontakt, skierowano nas na kwarantannę. Z kolei inna osoba, która osobiście pobierała od zakażonej lekarki wymaz, przez kolejnych pięć dni przychodziła do pracy bez badań. I nie poddano jej kwarantannie. Z dwóch sekretarek, przebywających w tym samym pokoju z osobą skierowaną na kwarantannę, jedną na kwarantannę skierowano, drugą – nie. Osobiście dostałem skierowanie 7 kwietnia na kwarantannę z terminem wstecznym od 31 marca, chociaż wyniki pozytywne badań koleżanki lekarki poznaliśmy dopiero 4 kwietnia. Proszę nie pytać, dlaczego.


Kiedy okazało się po kilku dniach, że dr Prusakowski nie ma koronawirusa, policja i tak domagała się od jego żony pozostawania w kwarantannie domowej i dopiero, kiedy lekarz zagroził, że opowie tę historię gazecie, pozwolono jego małżonce wyjść normalnie z domu.

Oprac. ŁC

Obraz: geralt Pixaby

Dodaj komentarz