Wolność a uległość – Kaziutek

Zdarzyć się może, powiedzmy sobie szczerze zdarza się, że człowiek korzystając w niewłaściwy sposób z wolności może uznać swoje życie za bezcelowe. Często, kiedy dowiadujemy się czegoś o życiu np. gwiazd filmowych lub muzyków rockowych propagujących tzw. „wolność”, to okazuje się, że ci celebryci, którzy w rozmaity sposób chcą nas pouczać, jak mamy ułożyć własne życie, sami nie potrafili ułożyć swojego. Tak zwani idole, po przeżyciu paru burzliwych choć krótkich romansów, uciekają w alkohol, narkotyki bądź uznając swoje życie za bezcelowe, kończą z nim gwałtownie w mniej czy w bardziej spektakularny sposób. Może miał rację Dostojewski, że taka postawa otwiera drogę do odczłowieczenia człowieka.

W tym miejscu warto przytoczyć przejmującą scenę z noweli pt. „Sen śmiesznego człowieka”, w której bohater wybiera się popełnić samobójstwo z tego jednego jedynego powodu, że doszedł do przekonania o kompletnej bezsensowności i bezcelowości własnego życia. Drogę zabiega mu mała dziewczynka, cała w panice, natarczywie błagając o pomoc, bo coś złego dzieje się z jej matką. Ten dzikim wrzaskiem odpędził dziewczynkę. Przecież wkrótce nie byłoby już kogo prosić o pomoc – przekonuje sam siebie, że postąpił słusznie – bo idę przecież stać się zerem, zerem absolutnym.

„Przecież właśnie dlatego zatupałem i wrzasnąłem nieludzko na nieszczęsne dziecko, że widzicie, nie tylko nie czuję litości, ale choćbym nawet popełnił najhaniebniejszy uczynek, to teraz mi wolno, bo za dwie godziny wszystko ustanie”.  

Dostojewski twierdzi, że ten, kto uznaje swoje życie za bezcelowe, konsekwentnie całą rzeczywistość będzie uważał za jakby iluzoryczną i będzie się czuł upoważniony nadawać jej, niby plastelinie, dowolne własne sensy. „Wydawało mi się jasne- snuje swoje myśli ów nieszczęśnik – że życie i świat teraz jakby ode mnie zależą. Można powiedzieć nawet tak, że świat jakby teraz dla mnie samego istnieje: wystarczy bym się zastrzelił, a świata nie będzie, przynajmniej dla mnie”.

Korzystając w niewłaściwy sposób z daru wolności człowiek może zwątpić w to, że jego życie może mieć jakiś absolutny sens i cel. Widać to zwątpienie w dwóch popularnych postawach. Pierwsza postawa to hedonizm. Człowiek uznaje siebie samego jedynie jako ciąg ulotnych wrażeń, zatem dąży do tego, żeby przynajmniej były to wrażenia przyjemne. Hedonista woła: „jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy”. Postawa druga, zupełnie odmienna, to utylitaryzm, który bierze środki za cel ostateczny. Utylitarystę dosadnie opisuje psalm 106, 20: „Zamienili swą Chwałę na wizerunek złotego cielca”.

Ufam, że nie będzie dużym błędem z mojej strony stwierdzenie, że te postawy mają swój początek w źle pojętej i wykorzystanej wolności. Wszak warto dobitnie wyartykułować, że u postaw człowieczeństwa leży nie tyle wolność, co uległość. Wynika to z faktu stworzenia: stworzony znaczy zależny. Owa zależność została wpisana w nasze stworzenie, w naszą strukturę cielesno-duchową.  W samym centrum stworzenia postawiono zakaz: „Na rozkaz Pana Boga wyrosły z gleby wszelkie drzewa… oraz drzewo życia w środku tego ogrodu i drzewo poznania dobra i zła” (Rdz. 2,9)

Drzewo poznania wyrastające w samym środku stworzenia, w samym centrum owocowania, tam, gdzie człowiek spodziewał się uzyskać największe zaspokojenie, Stwórca obwarował zakazem: z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść (Rdz. 2,16) Jak to możliwe, że w samym centrum dążenia do pełni istnienia, pełni wolności Bóg ją wstrzymuje? Zasadził w tym centrum drzewo uległości. To tak jakby mówił: możesz żyć pełnią życia i wolności, ale w przestrzeni uległości. Brzmi w naszych uszach staro biblijne szema: „Słuchaj, Izraelu, i pilnie tego przestrzegaj” (Pwt 6,3) oraz „słuchaj, Jakubie, mój sługo,Izraelu, którego wybrałem”! (Iż 44,1).

Człowiek ma wpisaną we własną naturę rodzaj uległość Bogu, bycia poddanym Stwórcy: „Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi» (Rdz. 1, 28). Prawda o uległości wiąże się nierozerwalnie z naturą miłości: miłość rozwijając się coraz bardziej poddaje się umiłowanemu.

Chora wolność nie chce takiego rodzaju zależności, pragnie dominować i panować nad innymi ukazując w ten sposób niezdolność do miłowania.  W pierwszym człowieku jako królu stworzenia cały wszechświat znajdował swój sens. To człowiek nadawał kierunek ku Stwórcy. Wszelkie stworzenie przez człowieka znajdowało dostęp do Stwórcy, uwielbiało Go przez niego. Wznosząc swe ręce w geście modlitwy w czasie popołudniowego wiatru, gromadził przy Bogu całe Jego stworzenie.

Wolność polegała na całkowitym wychodzeniu w stronę Boga. Wolność była nieustannym otwieraniem się całego stworzenia w człowieku na Boga. Wolny, żył z oczyma wpatrzonymi w Stwórcę. I oto stało się coś niesamowitego, coś co zburzyło tą jedność Stwórcy i stworzenia. Pojawił się grzech. Człowiek poddał się niewoli zepsucia: „Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości” (Rdz. 8,21) Spożywszy owoc umieszczony w centrum ogrodu, człowiek zajął centralne miejsce i w swej wolności odwrócił się od Stwórcy. Stając się nieprzyjacielem Boga, człowiek wprowadza swój rodzaj nieprzyjaźni w stworzenie.

Wynikiem tej postawy wrogości wobec Boga pojawia się życie odwrócone: człowiek od Boga, stworzenie od człowieka. To odwrócenie się od Stwórcy miało człowiekowi zapewnić panowanie nad stworzeniem. Lecz ono zamiast być mu poddane zdobywa władze nad nim, poddaje sobie. Poddanie Bogu zmienia się w poddanie stworzeniu. To podanie dokonuje się w sposób istotny w samym człowieku. Ciało upadłe już nie zwraca się do duszy a przez duszę do ducha co było pierwotnym zamiarem Stwórcy, lecz wymyka się mu, odwraca od Boga, ciągnie ku sobie, ku zewnętrzu, bierze człowieka w niewolę. Król stworzenia stał się niewolnikiem.

Człowieczeństwo zapragnęło wielkości, chwały, potęgi równej Bogu. Ludzie wolni stają się niewolnikami zepsucia: „Wolność im głoszą, a sami są niewolnikami zepsucia. Komu bowiem kto uległ, temu też służy jako niewolnik”. (2P 2,19).  Grzeszna wolność sprzeciwia się jakiemukolwiek poddaniu. Głosi czas absolutnej swobody. Nie może pojawić się żaden zakaz, tym bardziej ze strony Boga. Grzeszną wolność interesuje jedynie dostęp do nieograniczoności. Z gniewem burzy wszelkie możliwe zakazy, wszelkie granice. To pęknięcie w naturze człowieka ma swój istotny wymiar w relacjach między mężczyzną a kobietą. Zamiast jedności i harmonii pojawia się nieufność i wrogość.

Życie według ciała jest niewolą, która najbardziej upokarza rodzaj ludzki. Wolny człowiek w swojej cielesności ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz (Ef. 4,22). Życie według ciała wprowadza człowieka w mroczną, zniewalającą sferę. Podkreślona zostaje dominacja ciała. Naturalistyczne podejście do ciała jest niebezpieczne dla wolności, bo nakłania do zaufania ciału, do ulegania temu wszystkiemu, co przychodzi spontanicznie z wnętrza jako czemuś dobremu.  Wolność staje się swoistym rodzajem zachęty do hołdowania ciału (Ga 5,13).

Rodzące się chaotycznie pragnienia i potrzeby ciała są umiejętnie podsycane przez reklamę. Tak pojawia się hedonizm, który mobilizując człowieka stawia sobie za cel zdobycie jak największej przyjemności. Dla osiągnięcia dowolnych doczesnych celów manipuluje się wolnością znosząc odpowiedzialność. Św. Piotr powie- wolność jest usprawiedliwieniem zła (1P 2,16). W ten sposób żyjąc, spełnia się to co powiedział św. Paweł, że człowiek zniewolony ciałem żyje według żądz ciała i myśli zdrożnych (Ef. 4,18). Upadłe ciało rodzi trujący owoc: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne.

Człowiek nie żyje w próżni, ale pośród stworzenia, sięgającego aniołów aż po najwyższy wymiar rzeczywistości- samego Stwórcy. Żyje, kierując się w jakiś sposób ku Niemu. Zależnie od tego, gdzie kieruje siebie, z jaką rzeczywistością się identyfikuje, potwierdza swoje powołanie do wolności bądź tonie w mrocznym świecie uzależnień. Warto podkreślić, że uległość zepsutej naturze nie jest naturą wolności. Mechanizm zwodzenia pamiętający owo pierwsze zwodzenie z Edenu wciąż daje znać o sobie, wciąż słychać cichy szept węża nakłaniający do nieposłuszeństwa wobec Stwórcy. I wciąż rozmaici fałszywi bogowie kuszą i mamią obietnicami wolności bez żadnych ograniczeń i zakazów. I tylko gdzieś w oddali słychać ciche wołanie: Słuchaj, Izraelu! Słuchaj, człowieku XXI wieku!

Gdyby starożytny Grek – Rzymianin w jakiś niewiadomy nam sposób został wskrzeszony i rozglądał się po świecie, jakby znalazł się na obecnej planecie, to po przeżyciu pierwszego szoku na widok zepsucia cywilizacji mógłby w końcu stwierdzić: „Zmieniło się wiele, ale bogowie są jednak nieśmiertelni i nadal ci sami rządzą światem”. I zacząłby nazywać ich po imieniu: „O, jakie wspaniałe świątynie (supermarkety, hale targowe, banki) wystawia się Merkuremu! Widzę, że bóg handlu i złodziei przewyższa popularnością Zeusa!”. Dziwiłby się ów Grek – Rzymianin. „O, bogini Wenus, jak zawsze goła na każdym plakacie czy reklamie! I nadal uprawia te swoje miłostki, z kim się da … Musisz być jeszcze bardziej tolerancyjny, jej mężu, Hefajstosie! A tu znów stary znajomy – Dionizos czy Bachus, bóg pijaństwa i imprez, podczas których w szalonym transie można robić wszystko, czego tylko zapragną rozszalałe zmysły”.

I zdziwiłby się nasz gość: „Ale teraz ma on prócz alkoholu narkotyki! A tam znów Mars – bóg wrzawy wojennej! Tylko jak zdziczał na tych filmach, jak gardzi wszelkimi prawami, jak coraz bardziej wyrafinowany jest w okrucieństwie! Widzę i Apollona od muz i wyroczni, a wróżki Pytie rozmnożyły się w setki tysięcy – prawie każda gazeta ma kąt dla tych bzdur zodiakalnych. A ileż tu krzyczących dziko Orfeuszów, których na koncertach chcą prawie rozszarpać rozhisteryzowane wielbicielki. A świątynie Erosa zwą się teraz porno – shopy, tak? No cóż, kiedyś miał on ładniejsze … W ogóle teraz ci bogowie prowadzą się coraz gorzej – widać to po ludziach, którzy ich wielbią. Poza tym coraz więcej jest półbogów w tym wielkim panteonie, który nazywa się show – biznes; a ileż mają oni nieletnich wielbicieli, zjeżdżających na wielkie nabożeństwa na stadionach!”.

A może w końcu ten Grek – Rzymianin zainteresowałby się świątyniami ze znakiem, którego nie znał, wszedłby do jednej z nich? Zdziwiłby się na pewno pustką dookoła w środku jakiegoś kościoła, i pomyślałby pewnie, że mieszka tam jakiś słaby, niepopularny bóg, skoro wokół innych są tłumy, a tutaj tak pusto … A widząc krzyż i martwe ciało Jezusa na nim, zapytałby może klęczącą w kącie staruszkę: „Gdzie mieszka ten bóg?”. I usłyszałby, że w niebie, czyli tam, gdzie odchodzą umarli. „– Ach tak, to jak nasz Hades czy Pluton, bóg świata zmarłych. Też go nie kochano”. Ale gdyby nasz gość, chcąc odpocząć od zgiełku, pozostał w kościele i zabrał się do czytania Ewangelii, to – kto wie? Może nagle ukląkłby na środku kościoła i powiedziałby: „To Ty jesteś jedyny i prawdziwy, a ta reszta to zgraja pomyleńców, którzy do obłędu doprowadzają tych, co ich czczą. Ale dlaczego Ciebie czczą tylko stare kobiety, skoro jesteś Bogiem Życia, Bogiem Prawdy, Bogiem Wieczności? Jak piękny, prawdziwy i naprawdę żywy musi być człowiek, który Ciebie wielbi!”. A może wtedy weszłoby do kościoła małe dziecko, które rozsypałoby przed ołtarzem przyniesione kasztany, żołędzie i jesienne liście, usiadłoby sobie na piętach i zaczęłoby zwierzać się ze swych dziecięcych smutków i żalów … Wtedy może ów Grek – Rzymianin pomyślałby: „Jakże prawdziwy musi być ten Bóg, skoro klęka przed Nim małe dziecko, rozmawia z Nim, a potem wybiega z radością, jakby spotkało kogoś, kto zna jego duszę lepiej niż rodzice!”. I może zostałby on w tym kościele, nie tęskniąc do świata, którym rządzą pomyleni bogowie?

Może ktoś nazwie to głupią opowiastką, ale jakaś prawda się w niej jawi – czy kto tego chce, czy nie. Bo czy nie traktuje się teraz Pana Boga jak urzędnika wielkiego zakładu pogrzebowego, jakim dla wielu staje się Kościół i niebo? Przecież niektórzy spotykają się z Bogiem dopiero w chwili śmierci własnej lub kogoś bliskiego … Czyż nie dochodzi się do wniosku, że jakieś demony rządzą niektórymi ludźmi? Czy bóstwa biznesu, wolnej miłości, pijaństwa i narkomanii nie rządzą życiem milionów ludzi? A czy horoskopom nie wierzy się teraz bardziej niż prawdziwym mędrcom. A gdyby tak zrobić eksperyment: wejść do pokoju nastolatka i zaproponować mu, aby wyrzucił ten „staromodny krzyżyk”, a na jego miejsce zawiesił plakat swojego idola, to co on by zrobił? Albo gdyby zażądać od owego nastolatka: zerwij te plakaty, bo nie mogą one wisieć na tej samej ścianie, co podobizna twojego Boga i Pana! To co on by wybrał?

A gdyby od kogoś, świetnie znającego historię swojej ulubionej kapeli zażądać by tak samo lub lepiej poznał Chrystusa i Jego naukę – to co?

Kaziutek


Dodaj komentarz