Czy wsparcie przedsiębiorców bez antidotum na histerię i strach ma sens?
Zwykły zjadacz chleba obserwując rzeczywistość tylko poprzez doniesienia medialne może wyrobić sobie mylny pogląd, że tragiczna sytuacja przedsiębiorców została opanowana. Zewsząd atakują nas wielomilionowe pożyczki, rekompensaty, bony, ale to tylko dobrze brzmiące hasła stosowane przez promujących się polityków i samorządowców.
Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, popytać właścicieli firm i zrobić własny bilans rezygnacji z dotychczasowych upodobań. Przez bardziej zaraźliwe niż koronawirus rozprzestrzenianie się strachu spadł popyt na wszystko, oprócz żywności no i oczywiście maseczek, rękawic i środków do dezynfekcji. Teraz to nie jest już tylko kwestia rekompensaty kilku miesięcy wymuszonego zastoju, przedsiębiorcy stanęli przed problemem braku klientów i kurczeniem się rynku zbytu.
Nikt jakoś dotąd nie pomyślał o bardzo potrzebnej terapii narodowej, kampanii antidotum na rozsiewane dotąd panikę i strach. Do tego jeszcze proponowana pomoc finansowa jest obwarowana często trudnymi do spełnienia wymaganiami, a wnioski przygotowane tak, aby potrzebna tu i teraz pomoc była jeszcze bardziej skomplikowana do uzyskania. I ciężko przebić się pojedynczym głosom ludzi, którzy w tej zabawie dorosłych w „Lotnik kryj się”, nie stracili rozsądku i przenikliwości spojrzenia na sytuację.
Portal wzielonej.pl zamieścił rozmowę nadaną na falach Radia Index 96 FM, w której radny sejmiku województwa lubuskiego, przedstawiciel Bezpartyjnych Łukasz Mejza wypowiedział znamienne dla sytuacji w kraju słowa: O gospodarce najwięcej mówią ci, którzy w życiu nie wystawili żadnej faktury.
Radny nie szczędził krytycznych słów o pomocy samorządu województwa dla przedsiębiorców. I nie ma co się dziwić skoro ekspertom zamknięto usta, a o losach całego narodu zadecydował wielki autorytet w każdej dziedzinie minister zdrowia. Łukasz Mejza podkreślił, że decydenci ze świata polityki nie mają pojęcia o istocie prowadzenia firmy:
– (…) Tak naprawdę to się sprowadzi do tego, żeby zamknąć swój biznes i przez kilka dni pisać wnioski. Może pieniądze otrzymają, a może nie.
Radny sejmiku odniósł się też do zawiłości formalności uzyskania wsparcia i do faktu, że dla wielu przedsiębiorców jest to po prostu przysłowiowa musztarda po obiedzie:
– (…) Ta pomoc przyszła zdecydowanie za późno i jest zbyt skomplikowana. Przedsiębiorcy mają prowadzić swój biznes, a nie ślęczeć nad wnioskami.
Na pierwszy rzut oka wsparcie w ramach Lubuskich Bonów Wsparcia Przedsiębiorców wygląda dla firm bardzo atrakcyjnie. Jak czytamy na stronie rpo.lubuskie.pl:
„Wysokość jednego bonu będzie zależna od wielkości firmy i może wynosić:
– osoby samozatrudnione: od 10 do 50 tys. zł;
– mikro przedsiębiorstwa: od 30 do 120 tys. zł;
– małe przedsiębiorstwa: od 50 do 200 tys. zł;- średnie przedsiębiorstwa: od 50 do 200 tys. zł.
Ale jak już uda się przedsiębiorcy przejść wszystkie procedury i po drodze nie paść, to rozbije się na ignorowanym zupełnie problemie, jakim jest zaduszony popyt.
Oprac. BC
Na podstawie: