O porażce ewangelizacji w Amazonii i całego modelu duszpasterstwa jako „towarzyszenia” – 30% albo L

Skupianie się na zapewnianiu dobrego samopoczucia komuś, kto właśnie umiera dla wieczności, ma tyle wspólnego z ewangelizacją, co eutanazja z miłosierdziem.”

O porażce ewangelizacji w Amazonii i całego modelu duszpasterstwa jako „towarzyszenia” pisze w swoim tekście Kinga Wenklar

Aby wszędzie była Amazonia

Porażka ewangelizacji w Amazonii przekonuje, że model duszpasterstwa jako towarzyszenia tylko konserwuje pogaństwo. W Europie zaś – gdzie resztki wiary walczą o przetrwanie – pogaństwo zaprowadza. Pochylajmy się, włączajmy, szukajmy wspólnej drogi, nie kładźmy ciężarów zbyt wielkich… – słowem: ukryjmy skarb Ewangelii, żeby biedakom nie było przykro.

Wezwanie wieńczące V Ogólnopolski Kongres Nowej Ewangelizacji – poświęcony tym razem małżeństwu i rodzinie – brzmi: Powinniśmy towarzyszyć rodzinie rzeczywistej, takiej, jaką ona jest, a nie idealnej (…) być rzeczywiście blisko i nie osądzać, nie oceniać, tak aby punktem wyjścia było życie, człowiek. Tchnie z tej wypowiedzi „amazońskie” zażenowanie kondycją własną i próba zatuszowania jej za wszelką cenę – aby nie urazić, aby grzesznik nie poczuł się gorszy.

A jaka to brzydka manipulacja. Przecież Kościół od zarania zna grzechy jątrzące dzisiejszą rodzinę i zna również na nie lekarstwo. Szuka ludzi dlatego, że widzi ich grzech i cierpienie – sytuacja już dawno została oceniona, Kościół ma gotowe rozwiązania. A jednak postanowił się z tym ukrywać, tymczasem projekt zwany towarzyszeniem zamienia się w powszechną akceptację grzechu. Biskupi towarzyszą siejącym zgorszenie kapłanom; rodzice towarzyszą dzieciom żyjącym bez ślubu; matki towarzyszą nieskromnym i nieobyczajnym córkom, a ojcowie – wulgarnym i pobudliwym synom. Towarzyszymy znajomym w kolejnych ich związkach, nowych płciowych wcieleniach, w rodzicielstwie in vitro

Towarzyszenie złodziejowi w napadzie jest zwykłym współudziałem, towarzyszenie komuś w grzechu jest zaciąganiem grzechu na siebie. Skupianie się na zapewnianiu dobrego samopoczucia komuś, kto właśnie umiera dla wieczności, ma tyle wspólnego z ewangelizacją, co eutanazja z miłosierdziem.

Byle nadążyć za młodymi

Aby w centrum ewangelizacji postawić życie i człowieka, najpierw trzeba stamtąd wyrzucić nie tylko ewangelizatora (co skądinąd słuszne), ale też prawdę Objawienia, i Jezusa Chrystusa wraz ze wszystkim, co nam przekazał. Czyli de facto zrezygnować z głoszenia Ewangelii. Co takiego sprawiło, że Kościół porzucił praktykę pouczania słowem i pismem, nie raz ani powierzchownie, lecz często i dokładnie argumentami jasnymi i ścisłymi, by prawdy poruszyły rozum i dotarły do serca (Pius XI, Casti connubii)? Czyżby zapomniał o nakazie: Niech wiedzą wierni i niech często o tym rozważają, jaką mądrość, świętość i dobroć Bóg okazał rodzajowi ludzkiemu?

Zajrzyjmy zatem do szkolnych ławek. Nowa struktura nauczania, nowy program – jakie zmiany zamierza, korzystając z okazji, wprowadzić ksiądz Piotr Tomasik, koordynator Biura Programowania Katechezy? Otóż planuje on nadążyć za młodymi ludźmi, (…) odważnie zanurzyć się w wirtualnym świecie. Znowu amazońskie cienie i towarzyszenie. Zamiast studiować Pismo Święte, poznawać liturgię i usposabiać do coraz dojrzalszej modlitwy osobistej na przykładzie świętych i doktorów Kościoła – zanurzamy się w wirtualnej rzeczywistości, żeby tam spotkać się z młodymi. Tak po prostu, żeby być z nimi blisko.

Namysł nad katechezą dzieci i młodzieży sprowadza się dziś do zagadnień na poziomie public relations. Dążenie do „spotkania” wyparło refleksję nad treściami, które należy przekazywać. Sakramenty, pobożność, moralność chrześcijańska – odchodzą do lamusa. To zapewne jest ta zbędna dziedzina katechetów-rzemieślników, których – zdaniem księdza Tomasika – Kościół dziś potrzebuje znacznie mniej niż katechetów-artystów. To ci ostatni zabrylują na vlogu, zatańczą na scenie, zmiksują jakiś temat na Fejsie. Człowiek i życie będą w centrum. A prawdy wiary? Wszystko wskazuje raczej na ciche przekonanie, że bardziej przeszkadzają w spotkaniu ewangelizacyjnym niż pomagają. Gaszą ducha i sprawiają, że ludzie czują się niepotrzebnie oceniani. Wszak chodzi o to, aby łączyć, a nie dzielić; afirmować, nie dołować…

Celem życia jest wieczność

Duszpasterzom o duszy artysty, nie rzemieślnika, warto zadedykować słowa księdza profesora Josepha Ratzingera, wypowiedziane w roku 1964 do studentów (O sensie bycia chrześcijaninem, Kraków 2006): Wiara, która nie uznaje jakiejś części faktów, w rzeczywistości jest formą odmowy wiary, a przynajmniej bardzo głęboką formą niedowiarstwa, które obawia się, że wiara mogłaby nie przetrwać konfrontacji z rzeczywistością. Takie niedowiarstwo nie chce uznać, że wiara jest siłą, która pokonuje świat.

Dla współczesnego człowieka świat odkupiony, ale jeszcze nie zbawiony, to fakt nie do zniesienia, to ewidentny dowód nieskuteczności Ewangelii. Tymczasem w cywilizacji tak fundamentalnie opartej na technologii i idei postępu dobre jest tylko to, co skuteczne. To, co działa natychmiast, od razu przynosząc oczekiwany efekt. Sukces nie jest imieniem Bożym – przypomina kardynał Józef Ratzinger w przemówieniu do katechetów (Rzym, 9-10 grudnia 2000 roku).

Może dlatego Ewangelia, traktowana dotąd jako narzędzie generowania tłumów, coraz częściej przegrywa z psychoterapią i socjotechnikami. A przecież nie chodzi o to, żeby trafić do wszystkich, ale o to, że w Chrystusie życie zyskuje nowy wymiar, osiąga sens i pełnię. Ideał nowej ewangelizacji gdzieś tu ma zapewne swoje korzenie – w pragnieniu, by przywracać do ludzkiej wspólnoty wszystkich tonących w cywilizacyjnym buszu samotności, zagubionego sensu, zniewolenia. Jednak bardzo łatwo tę inspirację ograniczyć jedynie do wyciągniętej po ludzku dłoni, zaniedbując jej, nomen omen, pierwotny nadprzyrodzony horyzont. Na tym, zdaje się, polega „wirus amazoński”.

W klimacie społecznej dobroczynności zapomniano, że nasze życie staje się prawdziwie wartościowe i wielkie tylko wówczas, gdy jego miarą jest wieczność, a nie doczesna szczęśliwość. Kiedy ewangelizację utożsamiasz z uszczęśliwianiem, nie znajdziesz odwagi, by głosić naukę o grzechu tam, gdzie ludzie są względnie szczęśliwi, bo grzechu nie znają. Nie będziesz głosił czystości w poligamicznym plemieniu, by nie rozbijać rodzin, i z tych samych powodów nie wezwiesz do nawrócenia kobiety, która znalazła miłość i macierzyństwo w kolejnym związku. Prędzej zajmiesz się terapią związku i uzdrawianiem przeszłości, niż wezwiesz do nawrócenia, czyli oddania władzy Chrystusowi. Dzieciom i młodzieży będziesz opowiadał o Jezusie – kumplu na całe życie, który chce im towarzyszyć we wszystkim, co robią – ale nie zająkniesz się o Jego zjednoczeniu z Bogiem aż po śmierć i że to właśnie w tym mamy Go naśladować.

Kto pomija Krzyż, pomija istotę chrześcijaństwa – przypomina katechetom kardynał Ratzinger. – To misteryjna perspektywa zjednoczenia człowieka z Bogiem w Chrystusie jest odpowiedzią na głód, który kryje się w uzależnieniach: głód nieskończonej wolności i szczęścia bez granic.

A kiedy już wszystkie te wątki skrupulatnie pominiesz, wtedy na pewno nie odważysz się wspomnieć o Bożej sprawiedliwości. Bez niej zaś nie znajdziesz słów pocieszenia dla skrzywdzonych ani przestrogi dla zatwardziałych, ani nie wzbudzisz wdzięczności w sercach za wielki dar odkupienia.

Niewiara ewangelizatorów

Jeśli celem ewangelizacji ma być jedynie „ubogacające spotkanie” z człowiekiem, a nie jego całkowita przemiana, to faktycznie dajmy sobie spokój z nauczaniem i zajmijmy się istotniejszymi w takim razie sprawami: dobrą współpracą, klimatem braterstwa, poczuciem akceptacji, usuwaniem ubóstwa, procesami włączania i angażowania, a kapłanów zastąpmy wypróbowanymi specjalistami z poczuciem misji.

Kryje się w tej pokrętnej duszpasterskiej logice straszliwa, nienazwana głośno, lecz narastająca wzgarda dla „zbędnego ciężaru”, jakim jest trud wiernego postępowania drogą wskazaną przez Boga. Kto całym swoim życiem zwraca się do Pana, już tu, na ziemi, żyje w Obecności Bożej. Czymże innym jest odmawianie ludziom tego duchowego doświadczenia w imię łagodności, wielkoduszności i szacunku dla nich, jeśli nie znakiem głębokiej niewiary, jaka przenika współczesnych apostołów?

Kinga Wenklar

Dodaj komentarz