– Nasz opór jest konieczny! Nasz opór może przywrócić najważniejszy sakrament Kościoła! Wystarczy poczytać Katechizm Kościoła Katolickiego promulgowany przez św. Jana Pawła II, który ma przecież setki pomników w Polsce, żeby przypomnieć sobie Prawdę, której Kościół naucza od wieków. Jeżeli nie będziemy się do tego odwoływać to, powtórzę po raz kolejny, życie katolickie w Polsce uschnie! Właśnie dlatego popieram petycję „My chcemy Boga” przygotowaną przez Stowarzyszenie im. Księdza Piotra Skargi i serdecznie zachęcam do jej podpisania! – mówi prof. Grzegorz Kucharczyk, sygnatariusz petycji „My chcemy Boga”.
Dlaczego podpisał się Pan pod skierowaną do premiera Morawieckiego petycją „My chcemy Boga” przygotowaną przez Stowarzyszenie im. Księdza Piotra Skargi, w sprawie zniesienia restrykcji dotyczących ograniczonej liczby wiernych w kościołach?
Odpowiedź jest prosta. Ponieważ tak jak miliony Polaków chcę Boga i uważam, że podnoszony w dokumencie postulat jest ze wszech miar słuszny.
Czy o słuszności tego postulatu wie również premier Morawiecki? Czy szef rządu zdaje sobie sprawę, że Polacy chcą Boga?
Być może w natłoku różnych obowiązków premier Morawiecki o tym zapomniał. Nie patrzmy jednak na szefa rządu. Patrzmy na siebie i zastanówmy się co sami możemy zrobić w tej sprawie. Możemy, a nawet musimy dać wyraz naszemu dążeniu i pragnieniu przywrócenia nabożeństwa i Msze Święte w takiej formie jak miało to miejsce przed epidemią koronawirusa. Po to, jak zakładam, powstała petycja „My chcemy Boga” i dlatego ją podpisałem.
Premier i jego ministrowie niejednokrotnie mówili, że to gospodarka jest najważniejsza, a kościoły mogą poczekać. W wypowiedziach rządzących nie pojawia się temat Mszy Świętych. Możemy za to usłyszeć o hotelach, zakładach fryzjerskich, przedszkolach. O kościołach ani słowa…
Jest to, mówiąc delikatnie, bardzo niepokojące. Zapewne niedługo usłyszymy argumenty, że przecież w Polsce istnieje autonomia, czytaj rozdział Kościoła od państwa i w związku z tym premier nie może ingerować w działalność Kościoła. To, że władze państwowe już wprowadziły obostrzenia dotyczące i restrykcje zostanie albo przemilczane, albo wykorzystane do kolejnej akcji propagandowej.
W mojej ocenie restrykcje uderzające w Kościół powinny być zniesione już teraz i dlatego jestem niezwykle wdzięczny Stowarzyszeniu im. Księdza Piotra Skargi za tę petycję. Musimy bowiem wyrazić swoje niezadowolenie z podjętych kroków i naciskać na rządzących, aby się opamiętali i przywrócili to, bez czego katolicy nie mogą żyć – Mszę Świętą bez ograniczeń dotyczących liczby wiernych.
Chciałbym jednak podkreślić, że w całej tej sprawie nie chodzi tylko o jej świecki wymiar. Odnoszę bowiem wrażenie, że po stronie naszych biskupów również nie ma zbytniej gorliwości, żeby wywierać nacisk w tej sprawie.
Dlaczego?
Nie wiem. Nie zaglądam w ich sumienia, co nie zmienia faktu, że brak odpowiednich działań jest niepokojący, ponieważ bez przynajmniej co niedzielnej Mszy Świętej życie katolickie umiera.
Jeszcze przed świętami Wielkiej Nocy abp Stanisław Gądecki apelował do kapłanów o zwiększenie liczby Mszy Świętych, aby jak najwięcej wiernych mogło wziąć udział w Eucharystii. Dlaczego w wielu polskich parafiach to zalecenie nie zostało zrealizowane?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Wiem tyle, co Pan: zaległa niepokojąca cisza i to nawet ze strony tzw. konserwatywnych biskupów i bardzo niewielu z nich zdecydowało się podjąć działania w tej sprawie.
Żeby była jasność: nie mówimy tutaj o jakichś dodatkach czy didaskaliach, jak niektórzy próbowali przedstawić zwiększenie liczby Mszy Świętych. Mówimy o istocie rzeczy, czyli być albo nie być życia katolickiego w Polsce. Nie ma katolicyzmu, nie ma życia katolickiego bez Mszy Świętej! Chodzi mi o uczestnictwo wiernych w Eucharystii, a nie tylko wejście do jednego czy drugiego kościoła, aby pooglądać sobie znajdujące się w nim malowidła czy płaskorzeźby.
Powtórzę: jeżeli tego nie będzie, to życie katolickie w Polsce będzie obumierać dużo szybciej niż miało to miejsce dotychczas.
Co takie stało się w III RP? Dlaczego udało się zrealizować to, co nie udało się kolejnym ekipom komunistycznym, czyli wyrzucić wiernych z kościołów? Przecież, gdyby w PRL-u którykolwiek I Sekretarz wprowadził takie obostrzenia, jak rząd premiera Morawieckiego, to powiem szczerze, mogłoby się to nieciekawie skończyć. Teraz zaś w większości mediów głównego nurtu tematu nie ma i jakoś nikt nie chce go na poważnie poruszyć…
Ale dlaczego to Pana dziwi? Media głównego nurtu milczały, milczą i będą milczeć do samego końca. My jednak nie możemy milczeć i dlatego proszę wszystkich o podpisanie się pod petycją, o której rozmawiamy!
Dlaczego jednak tak się stało? No cóż, mówiąc językiem Ewangelii: dla wielu ta perła, czyli Msza Święta, stała się nic nieznaczącym, mało wartościowym sztucznym kamieniem. Obecna sytuacja pokazuje, że w Polsce mamy problem wiary. Mam na myśli wiarę nas – ludzi świeckich oraz wiary naszych pasterzy. Trzeba zapytać wprost: czy realnie wierzymy, że w czasie Mszy Świętej jest realnie obecny w swoim ciele i krwi Chrystus Król. Czy w czasie Mszy Świętej jesteśmy świadkami realnej obecności Chrystusa czy też mamy do czynienia z jakimś symbolem, jakąś symboliczną i uduchowioną na modłę protestancką przenośnią.
Jeżeli nie ma tej wiary, to wszystko pada. Tak było przez wieki, tak jest i teraz.
Warto zacytować w tym miejscu Sobór Watykański II, który mówi o Najświętszej Eucharystii jako źródle i szczycie życia Kościoła. Jeżeli będziemy ich pozbawieni wszystko runie.
Czy oznacza to, że katolicy w Polsce muszą się po prostu policzyć i odpowiedzieć przy tym na pytanie, które Pan niejednokrotnie stawiał: czy jesteś tylko wierzący, czy wierzący na serio?
Absolutnie! Każdy z nas musi zapytać sam siebie, co jest z naszą wiarą w Eucharystię.
Obserwując reakcje niektórych księży i niektórych rzeczników, to odnoszę wrażenie, że dla nich istotą chodzenia do kościoła w niedzielę było spotkanie ludzi ze sobą. A że teraz tak modne jest zachowywanie 2-metrowej odległości, to po co chodzić do kościoła?
Zapewniam Państwa, że nie to jest istotą Mszy Świętej. Jest nią ofiara Chrystusa, która się uobecnia na ołtarzu! Wszystko inne jest dodatkiem.
Ale przecież zaraz ktoś powie: hola, hola, ale przecież Msza Święta jest ważna bez udziału wiernych świeckich…
Oczywiście, ale nikt nie ma prawa nas pozbawiać możliwości uczestnictwa w niej. Koniec, kropka!
Jakie skutki może przynieść akcja „My chcemy Boga”? Jak zareagują na tę akcję tzw. progresiści i moderniści? Czy może dojść do przynajmniej chwilowej koalicji, której hasłem przewodnim będzie wezwanie rządzących do zniesienia obostrzeń dla katolików?
Nie wierzę w to, że akcję poprą wszystkie środowiska katolickie. Nie wierzę również w to, że progresiści, nawet gdybyśmy milczeli porzuciliby swoje dotychczasowe działania. Oni po prostu robią swoje i jeśli my nie będziemy stawiać oporu, to z każdym kolejnym dniem będą posuwać się dalej.
Nasz opór jest konieczny! Nasz opór może przywrócić najważniejszy sakrament Kościoła! Wystarczy poczytać Katechizm Kościoła Katolickiego promulgowany przez św. Jana Pawła II, który ma przecież setki pomników w Polsce, żeby przypomnieć sobie Prawdę, której Kościół naucza od wieków. Jeżeli nie będziemy się do tego odwoływać to, powtórzę po raz kolejny, życie katolickie w Polsce uschnie!
Czy myśli Pan, że jednym ze skutków akcji „My chcemy Boga” może być, jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi, oddzielenia ziarna od plew?
Obecna sytuacja jest wielką próbą. Trzeba jednak ją umiejscowić w dłuższym ciągu. Przecież od kilku lat, a szczególnie od roku 2013 jesteśmy poddani anty-katechezie, która sprowadza się do tego, żeby sprowadzać Komunię Świętą jako dodatek do dobrego samopoczucia ludzi, którzy wybrali swoją własną drogę do zbawienia.
Teraz zaś mamy do czynienia z potężnymi znakami w postaci zamykania kościołów, ale przecież wcześniej mieliśmy w Polsce jeszcze bardziej potężne znaki. Mam tu na myśli Cuda Eucharystyczne w Sokółce czy Legnicy. Teraz pojawia się pytanie: co my z tym zrobiliśmy jako Kościół w Polsce? Czy po prostu, żeby nie robić sobie kłopotów i nie niszczyć schematów duszpasterskich, które zostały zatwierdzone przez różne gremia eksperckie przeszliśmy nad tym do porządku dziennego? Czy wyciszyliśmy temat, żeby istniał co najwyżej na obrzeżach i nie stał się tematem do rozważań duszpasterskich.
Czy w takiej sytuacji pozostaje nam życie od eventu do eventu? Wielka Pokuta, Różaniec do Granic, Polska pod Krzyżem – te akcje pokazały, że polscy katolicy potrafią się zmobilizować i chwała im za tę mobilizację. Czy jednak o to właśnie chodzi w „wierze na serio”?
Wszystkie tego typu akcje są na pewno potrzebne i nie należy ich deprecjonować. Jak jednak ma się to wszystko do postępowania Prymasa Tysiąclecia, który Wielkie Obchody Milenijne w 1966 roku poprzedził Ślubami Jasnogórskimi i nowenną, która była wielką narodową katechezą.
Prymas Wyszyński musiał walczyć zarówno z komunistyczną propagandą i działaniami władz jak i tzw. katolikami otwartymi, którzy nazywali jego wezwanie do modlitwy i pokuty zaściankowością i średniowieczem. Prymas jednak się nie ugiął, pokazał męstwo i odwagę trwania przy Prawdzie.
Tak samo odczytuję petycję „My chcemy Boga”. Nie jest to jakiś akt stawiania się premierowi czy biskupom! Nie! Jest to akt trwania przy Chrystusie, czyli przy tym co najważniejsze!
Czy premier Morawiecki zareaguje na wezwanie Polaków?
Mam nadzieję, że tak. Powtórzę jednak: musimy robić swoje! Nie oglądajmy się na tych, którzy są wokół nas, tylko wymagajmy od siebie, nawet jeśli inni od nas nie wymagają. Róbmy to co słuszne. Petycja „My chcemy Boga” jest ze wszech miar słuszna i serdecznie zachęcam do jej podpisania!
Bóg zapłać za rozmowę!
Tomasz D. Kolanek
Kliknij i podpisz petycję My chcemy Boga!
Za: Pch24,