Przejmującym doświadczeniem było zobaczyć zdjęcia z niedzielnej Mszy Świętej w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Oto – w myśl rządowych obostrzeń – w prezbiterium przebywało kilku kapłanów, a w miejscach przeznaczonych dla wiernych – tej w ogromnej przecież świątyni – zaledwie pięć osób. Reszta miejsc świeciła pustkami.
Zdajemy sobie sprawę, że Niedziela Miłosierdzia Bożego przypadała 19 kwietnia, a już od 20 kwietnia do kościołów będzie mogło wejść trochę więcej ludzi. Arcybiskup Gądecki apelował, by mogła to być jedna osoba na dziewięć metrów kwadratowych. Rząd zgodził się na jedną osobę na piętnaście metrów kwadratowych. To oznacza jednak, że o ile na przykład do wielkiej Świątyni Opatrzności Bożej będzie mogło wejść do dwustu osób, to już do kościoła przeciętnej wielkości – kilkadziesiąt, a do małych kościółków wciąż tylko kilka osób na jedną Mszę czy nabożeństwo.
W dodatku wszyscy (prócz kapłana) w maseczkach.
Wciąż mamy więc w naszym państwie do czynienia z reglamentowaną wolnością praktyk religijnych.
Jak długo rząd zamierza ciągnąć tą restrykcyjną politykę – tego od polityków dowiedzieć się nie sposób. Premier wraz z ministrem zdrowia przedstawili plan odchodzenia od obostrzeń gospodarczych, ale ani słowem nie zająknęli się o tym, czy w kolejnych etapach będzie zwiększana dopuszczalna liczba wiernych w kościele! To zdumiewające, biorąc pod uwagę, że politycy PiS wielokrotnie powołują się na „wartości chrześcijańskie” i powinni co najmniej zdawać sobie sprawę, jak ważne dla Polaków są praktyki religijne.
Podział w PiS czy gra?
Wydaje się jednak, że partia rządząca zaczyna słyszeć głos zniecierpliwionych katolików. Świadczyć o tym może apel części parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości do premiera Mateusza Morawieckiego. Proszą oni „o zmianę planowanych regulacji związanych z możliwością uczestnictwa w zgromadzeniach religijnych”. W piśmie stwierdzają także, że dołączają „się do apelu przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisława Gądeckiego o bardziej spójne, proporcjonalne i sprawiedliwe kryterium ograniczania dopuszczalnej liczby wiernych w kościołach (…) Niepokoi nas natomiast fakt, że wśród trzech kolejnych etapów znoszenia państwowych obostrzeń nie jest planowane dopuszczenie do uroczystości kościelnych większej ilości wiernych. Dla wielu Polaków możliwość udziału w liturgii kościelnej i przyjmowania sakramentów stanowi istotne źródło duchowej i psychicznej siły, tak potrzebnej do znoszenia trudów obecnej sytuacji” – czytamy również w owym liście podpisanym przez nieco ponad dwudziestu polityków PiS.
Nie wiemy rzecz jasna, czy ten apel jest wyrazem szczerej troski niedużej grupy posłów o duchowe życie Polaków, czy mamy do czynienia z zabawą w dobrego i złego policjanta – wszystko możliwe, mówimy wszak o politykach. A jak zareaguje premier? Zobaczymy.
Ku „zażyłości gnostycznej”?
Wiemy, że zaniepokojenie wyraził też abp Gądecki. – Nie wyobrażamy sobie, aby „nowa normalność” miała oznaczać trwałe, liczone w latach odizolowanie większości społeczeństwa od możliwości osobistego uczestnictwa we Mszy św. i w innych obrzędach religijnych – powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, odnosząc się w ten sposób do prognozy zaprezentowanej przez ministra zdrowia, iż epidemia może potrwać w Polsce jeszcze nawet… dwa lata.
Arcybiskup Gądecki nawiązał też do słów papieża Franciszka, który ubolewał, iż epidemia zmusiła nas do życia poprzez media, „a zażyłość z Chrystusem bez wspólnoty, bez sakramentów, bez Kościoła, bez ludu jest niebezpieczna, może stać się zażyłością gnostyczną, relacją oderwaną od ludu Bożego”.
Co z Mszami polowymi i dodatkowymi terminami?
Od 20 kwietnia do kościołów wejdzie odrobinę więcej osób niż dotychczas. Przy okazji rozkwita już wiosna, i można zastanowić się czy nie należałoby organizować Mszy Świętych polowych na dużych powierzaniach przy świątyniach – z zachowaniem wszelkich wymaganych odległości, a więc zupełnie inaczej niż przedstawiciele tak restrykcyjnej władzy podczas obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej. Wymagałoby to – jak i odniesienie się premiera do apelu części polityków jego partii – jakiegoś nacisku również ze strony władz kościelnych.
Póki ta sytuacja wciąż jest nierozwiązana, warto pamiętać, że kapłani wciąż mogą zwiększyć liczbę odprawianych dziennie Mszy Świętych – przynajmniej tam, gdzie w parafii posługuje większa liczba kapłanów. A parafie w których jest kilku czy nawet kilkunastu wikarych (jak choćby w diecezji tarnowskiej) mogłyby przecież na czas pandemii jakoś podzielić się „pasterzami” z tymi owczarniami, gdzie pasterz jest tylko jeden (choćby w diecezji szczecińsko-kamieńskiej). W ten sposób więcej polskich katolików mogłoby otrzymać dostęp do sakramentów, w dobie nieco poluzowanych, ale ostatecznie wciąż przecież drakońskich, obostrzeń władzy.
Krystian Kratiuk
Za: Pch24