Po rybołówstwie rekreacyjnym kolej na protesty rybaków przybrzeżnych?

Armatorzy kutrów rybackich zarabiający na utrzymanie organizowaniem wypraw dla wędkarzy indywidualnych, zajmujących się połowem rekreacyjnie, oczywiście zanim unia wprowadziła całkowity zakaz połowu dorsza na Bałtyku, wznowili latem akcje protestacyjne. Chodzi o porozumienie zawarte przez przedstawicieli Sztabu Kryzysowego Rybołówstwa Rekreacyjnego jeszcze z byłym ministrem resortu gospodarki morskiej Markiem Gróbarczykiem w sprawie rekompensat, które nie doczekało się dotąd realizacji. Sprawa dotyczy ponad 100 armatorów zatrudniających w dobrych czasach po kilku pracowników. W podobnie dramatycznej sytuacji mogą się lada moment znaleźć kolejni rybacy, bowiem unia po bałtyckich dorszach zamierza teraz zagiąć parol na … morświny, których w Bałtyku pozostało już zaledwie kilkaset sztuk.        

W związku z tym być może przyłowy, aby uchronić morświny przed przypadkowym złowieniem w sieci, będą musiały być zminimalizowane nawet do … zera. Jak donosi portal szczecin.tvp. pl Komisja Europejska nosi się z zamiarem wprowadzenia ograniczeń dotyczących połowów w Zatoce Pomorskiej, na początek od listopada do końca kwietnia przyszłego roku, ale oczywiście z bardzo modną ostatnio opcją przedłużenia zakazów, a to może się skończyć tragicznie dla lokalnych rybaków zajmujących się rybołówstwem przybrzeżnym. Co ciekawe choć unia rzekomo stawiała dotąd na zrównoważone rybołówstwo jako podstawę ochrony ekosystemu morskiego, sytuacja łodziowego rybołówstwa przybrzeżnego od dawna nie wygląda najlepiej.                 

O co chodzi tym razem? Okazuje się, że urzędnicy unijni bardzo martwią się o morświny oraz ich pożywienie i chcą zakazać rybakom przybrzeżnym stosowania sieci stawnych. Pytanie tylko kto będzie się martwił wtedy o źródło utrzymania rybaków żyjących z połowów łodziowych w Zatoce Pomorskiej. Cytowany przez portal szczecin.tvp.pl rybak z wsi Chłopy położonej w gminie Mielno, czarno widzi przyszłość rybaków po wprowadzeniu planowanych unijnych ograniczeń: ,,Zakaz narzędzi stawnych, to całkowicie rybołówstwo przybrzeżne padnie po prostu. My inaczej nie łapiemy, jak tylko na narzędzia stawne, także nie ma nas”.         

Jak wynika z wypowiedzi innego zachodniopomorskiego rybaka Edwarda Pikuły cytowanego przez portal szczecin.tvp.pl, od wielu lat sytuacja drobnego rybołówstwa coraz bardziej się pogarsza, bowiem trzeba się bardzo napracować, a efekty finansowe tego są mizerne: ,,Tu już nikt nie chce pracować, bo nie dość, że nie ma ryby, nie ma pieniędzy z tego, a roboty jest tyle, że niewiarygodne”. Rybak dostrzega również prawdziwe zagrożenie dla ekosystemu Bałtyku, które jakoś umyka uwadze unijnych urzędników: ,,My łowimy tu wszystko przy brzegu, a te wszystkie kutry paszowe to trzeba przegonić z Bałtyku, a nie nas”.           

Zachodniopomorscy rybacy czują się mocno zagrożeni, a nawet spodziewają się bankructwa, przewidując przedłużanie okresu ograniczeń w nieskończoność. Jak czytamy w portalu szczecin.tvp.pl są zdecydowani wystąpić z żądaniem odszkodowań, jeśli unia europejska wprowadzi planowane ograniczenia połowów przybrzeżnych w życie. 

Opracowanie BC 


Źródło:    

https://polskanamorzu.pl/2019/04/03/unijny-zamach-na-rybolowstwo-przybrzezne/

Dodaj komentarz