Ósmy fragment popularnonaukowych nowych rozważań historycznych o korzeniach narodu i państwa polskiego.
Już niedugo dostępna będzie książka w wydaniu papierowym, zawierająca oprócz tekstu zestaw map.
Ludwik F. Wissecki, Maciej Jaxa Wólski
STAROŻYTNE DZIEJE WIŚLAN I POLAN
NOWE ROZWAŻANIA O KORZENIACH NARODU I PAŃSTWA
CZĘŚĆ I
POŁUDNIE: KRAINA WIŚLAN
(…)
Rozdział 3
PIERWSI ROLNICY
(…)
9
A zatem niezależnie od poglądu lokującego najdawniejsze siedziby Pra-Aryów w Europie – naszym zdaniem praojczyzna najdawniejszych Aryów znajdowała się na terytorium rozciągającym się od Anatolii na zachodzie po góry Zagros na wschodzie − co pokrywa się z zasięgiem naturalnego (czyli w stanie dzikim, nieudomowionym) występowania pszenicy i jęczmienia. Ta paleobotaniczna przesłanka wydaje się nam najbardziej istotna w uzasadnieniu pomysłu o anatolijsko-kurdystańskiej praojczyźnie Pra-Aryów (obszar zwany „żyznym półksiężycem”). Mechanizm ekspansji naszych legendarnych praojców aryowijskich możemy wyobrazić sobie następująco: oto w okresie optimum klimatycznego na obszarze zamieszkałym przez Pra-Aryów nastąpiła eksplozja demograficzna, która wypchnęła na zachód do Europy nadmiar ludności anatolijskiej, zaś plemiona odłamu wschodniego, mieszkające w regionie kurdystańskim, powędrowały na wschód, ku rozległym obszarom Wyżyny Irańskiej, Afganistanu, aż wreszcie, po paru tysiącach lat, dotarły do Indii, podbijając (?) lud drawidyjski z jego rozwiniętą „Cywilizacją Doliny Indusu”. Trasę tej wschodniej wędrówki Pra-Aryów wyznacza łańcuch języków aryowijskich w południowo-zachodniej Azji: te, które istnieją obecnie, są „ewolucyjną pokrywą”, spod której przeziera praaryowijskie podłoże.
10
W tym miejscu chcielibyśmy zreferować pokrótce nasze obiekcje dotyczące określenia „ludy indoeuropejskie”. Uważamy je za termin przestarzały. Aryowie zasiedlili Europę w VIII – V tysiącleciu p.n.e., północne Indie w II tysiącleciu p.n.e. Ale musieli tam s k ą d ś przyjść! Mamy uzasadnione przekonanie, że przyszli ze swej praojczyzny leżącej w dorzeczu Tygrysu i Eufratu – czyli z pomostu kurdystańsko-anatolijsko-irańskiego, gdzie siedzieli od niepamiętnej prehistorii pod własną nazwą „Aryowie”, i stamtąd rozprzestrzenili się na zachód do Europy i na wschód do Azji środkowej i do Indii. A więc zadajemy pytanie: czy – odcinając się w sposób stanowczy od skonstruowanej przez zbrodniczych Niemców niechlubnej ideologii „aryjskiej” – musimy odcinać się od plemiennej nazwy własnej naszych najdawniejszych przodków na rzecz mgławicowej „indoeuropejskości”? I niech rozmaici niedouczeni nadinterpretatorzyróżnego chowu (a szczególnie chowu rodzimego!) nie próbują imputować nam jakichkolwiek podejrzanych historycznie i politycznie resentymentów. My referujemy pogląd wyłącznie naukowy, bez żadnych innych podtekstów.
11
Powróćmy do geografii aryowijskich języków południowo–zachodniej Azji. Najpierw więc mamy język kurdyjski. Czy może być on reliktem rdzennego języka wschodniopraaryowijskiego? Wszak Kurdowie siedzą na swoim terytorium od prawieków, a ich dziejów dotąd nikt nie zgłębił do prehistorycznych korzeni. Ksenofont na początku IV wieku p.n.e. na terytorium zamieszkałym obecnie przez Kurdów umieścił lud Karda, co zapisał w postaci „Kardach”. Końcówka „-ch” wskazuje, iż nazwę tę usłyszał prawdopodobnie od Armeńczyków, w których języku przyrostek „–ch” oznacza liczbę mnogą. A więc ‘Karda||ch’ możemy odczytać jako ‘ Kurdowie’. Możemy też domyślać się – i uważamy taki domysł za uzasadniony – iż Kurdowie są bezpośrednimi potomkami Pra-Aryów mieszkającymi od tysiącleci w swej aryowijskiej praojczyźnie (por. lud Carduchi na mapie IV).
W starożytności krainą Kurdów władały różne państwa bliskowschodnie – Asyria, imperium perskie, następnie − po podbojach Aleksandra Macedońskiego − diadochia Mezopotamii, w której królował Amfimachos. Potem kraj Kurdów był częścią państwa Seleucydów. W IV wieku po Chrystusie stał się krainą chrześcijańską. A w pierwszej połowie VII wieku został zagarnięty przez muzułmański kalifat arabski – i Kurdowie stali się mahometanami. Po rozpadzie kalifatu powstały niezależne księstwa kurdyjskie. W wieku XVI Kurdów zawojowali Turcy osmańscy. Dwieście lat temu nadali oni krainie Kurdów miano Kurdystanu – i tak już w geografii pozostało. Zaś w naszych czasach, nie tak dawno temu, republika turecka usiłowała swoich anatolijskich Kurdów sturkizować, nadając im absurdalną nazwę „Turków górskich” – całkowicie pozbawioną sensu historycznego i lingwistycznego.
12
W czasach imperium osmańskiego Kurdowie brali udział w najazdach na Europę jako żołnierze armii sułtańskiej, docierając również na wschodnie rubieże Rzeczypospolitej. Dowód tego oglądaliśmy w muzealnych zbiorach archeologicznych w kurdyjskim mieście Dohuk (odsyłamy do mapy północnego Iraku). Jest to skarb monet polskich z okresu panowania Zygmunta III Wazy. Najprawdopodobniej kurdyjski wojownik przywiózł do domu owe monety w siedemnastym wieku jako łup wojenny, i zostały one natychmiast ukryte w ziemi, po czym na kilkaset lat zapomniane. Może kiedyś będzie miał okazję zająć się nimi jakiś polski specjalista numizmatyk.
13
Podczas I wojny światowej, gdy sypało się w gruzy imperium otomańskie, Anglicy w porozumieniu z Rosjanami próbowali namówić Kurdów do kolejnego zbrojnego buntu przeciw Turkom, z szansą na powstanie państwa kurdyjskiego (podobnie, jak zbuntowano Arabów dzięki działalności utalentowanego archeologa − orientalisty Thomasa Lawrence’a). W czerwcu 1917 roku dwaj oficerowie wywiadów angielskiego i rosyjskiego zostali wysłani do północnego Kurdystanu. Emisariuszem rosyjskim był Polak, urodzony i wychowany na Kaukazie, znający kilka tamtejszych języków, w cywilu inżynier, absolwent politechniki petersburskiej. Dodajmy, że był synem powstańca z 1863 roku, szlachcica kresowego, który po dwudziestoletniej zsyłce nad Bajkał, po amnestii osiedlił się z powodów zdrowotnych w ciepłym klimacie stolicy Gruzji. Dziadek naszego inżyniera był w 1831 roku żołnierzem generała Giełguda, pradziadek zaś – kawalerzystą u Kościuszki w 1794. O Angliku wiemy tylko tyle, że woził z sobą aparat fotograficzny – w naszym archiwum posiadamy dwie fotografie wykonane przez niego w dniu 22 czerwca 1917 roku, przedstawiające Polaka ubranego w turecko-kurdyjski strój kawaleryjski, z głową nakrytą turbanem. Na jednym zdjęciu siedzi na koniu, na drugim − stoi w długich butach, z kindżałem w garści i długim harapem przy boku.
Konny rajd rosyjsko-brytyjski po północnym dorzeczu Tygrysu nie przyniósł oczekiwanego natychmiastowego efektu. Może emisariusze nie posiadali takiej charyzmy, jaką miał Lawrence. I oczywiście nie mieli okazji, aby pobierać etnograficzne korepetycje u Gertrudy Bell. A może rolę odegrały inne czynniki – wyłącznie wewnątrzkurdyjskie?
No i Anglik pojechał na południe, do brytyjskiego wojska stacjonującego nad dolnym Eufratem, zaś Polak – na północ, na Kaukaz.
Może gdzieś w przepastnych głębiach brytyjskich archiwów zachowały się jakieś dokumenty i fotografie opisujące nieudaną kurdystańską akcję z 1917 roku?
Wkrótce potem w Rosji nastąpił wielki bolszewicki zamęt i Rosjanie na chwilę przestali zajmować się czynnie Bliskim Wschodem (na bardzo krótką chwilę – z oczywistych powodów geopolitycznych). Polski inżynier został oficerem armii brytyjskiej stacjonującej na Półwyspie Apszerońskim i strzegącej azerbejdżańskiej ropy naftowej, a następnie jako oficer wywiadu walczył w armii Wrangla przeciwko bolszewikom. Ta służba obfitowała w mnóstwo niebezpieczeństw, lecz – jak mówi rosyjska piosenka – „kto na żizń smatrit smieło – tawo puli nie wziat!”. I wreszcie po przegranej przez Armię Południowej Rosji wojnie ewakuował się wraz z Wranglem do Turcji w grudniu 1920 r. Płynął z Krymu do Konstantynopola ostatnim okrętem ewakuacyjnym, brytyjskim kontrtorpedowcem „Theseus”. W czasie podróży przez wzburzone morze bagaże uciekinierów stały na pokładzie okrętu i były zalewane przez morskie fale. Zachował się kufer podróżny naszego rodaka: widać na nim ślady czarnomorskiej wody sprzes 100 lat.
A potem z Turcji inżynier przez Rumunię dotarł do Polski, i znów został oficerem – tym razem już w wojsku polskim. Jako „biały” emigrant z Rosji – miał przed sobą otwarty cały świat, może bezpieczniejszy i bogatszy. Lecz jako Polak – syn powstańca, wnuk i prawnuk oficerów narodowej kawalerii – po prostu musiał pojechać do Polski, której w ogóle nie znał, ale która była Ojczyzną jego przodków.
Ciąg dalszy nastąpi…
Ludwik F. Wissecki: historyk. Przekopuje archiwa i biblioteki. Jest wrogiem schematycznego szkolniackiego myślenia o historii. Pasjonuje się „wędrówkami po bezbrzeżnym oceanie historii”, podróżami do najpiękniejszych miejsc historycznych i podróżami do krain egzotycznych.
Maciej Jaxa Wólski: archeolog, geograf. Na koncie naukowym ma badania wszystkich epok – od stanowisk archeologicznych epoki lodowcowej po nowozożytną architekturę. Odkrywca nowej kultury archeologicznej z epoki kamienia. Pasjonuje się historyczną geografią osadnictwa. Miłośnik „archeologii nazw geograficznych”. Podróżował wśród rozmaitych możliwych i niemożliwych krajobrazów. Największą przyjemność sprawia mu posyłanie do diabła utartych, schematycznych poglądów dotyczących prehistorii.
Przeczytaj:
https://stowarzyszenierkw.org/kultura/starozytne-dzieje-wislan-i-polan-odcinek-7/