Amerykańskie cuda nad urną… – Jacek K. Matysiak prosto z Kaliforni

Moje 3 grosze na temat sytuacji w USA:

Dziś Amerykanie siedzą okrakiem na beczce prochu. Można powiedzieć, jesteśmy pod rządami samozwańczej mediokracji, po jaką cholerę i komu potrzebne są wybory, może wystarczy zainstalować następną bananową republikę? W sobotę, 7 listopada w trakcie chaotycznego procesu liczenia głosów w przynajmniej sześciu stanach, Amerykanie obudzili się zaskoczeni informacją, że Associated Press “przyznała” zwycięstwo w wyborach demokratycznemu kandydatowi, Joe Bidenowi. Obudziliśmy się w zupełnie nowej rzeczywistości, w której media bezczelnie wyznaczają zwycięzców z pominięciem konstytucyjnych wyborczych procedur. Już wkrótce między zwolennikami Trumpa i Bidena może rozpętać się piekło, w Ameryce w prywatnych rękach znajduje się ok. 330 mln sztuk broni, z czego ok. 70% w rękach zwolenników prezydenta Trumpa. Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do katastrofy, czego wszystkim nam życzę…


Jeszcze nie tak dawno firmy sondażowe oddawały trendy i poglądy wyborców tuż przed i w czasie wyborów. Teraz sondażownie już w przeddzień wyborów służą do osłabienia wiary, nadziei i zapału zwolenników Trumpa jednoznacznie opowiadając się za jego konkurentem. Trump pracował bardzo ciężko organizując przeciętnie 5 wieców dziennie w rozmaitych stanach, w tych wiecach uczestniczyło 20-30 tysięcy (nawet 57 tys.!) entuzjastycznie nastawionych obywateli. Dla porównania słabujący 78 letni Biden siedział “w piwnicy”, a przy końcu kampanii organizował po jednym wiecu dziennie wykrzykując coś w kierunku tuzina, czy dwóch tuzinów samochodów. Przyczyną miał być COVID, zwykle pokazywał się w podwójnej masce. Teraz Demokraci, jak i sam Biden występują już bez masek(?). A jednak sondażownie dawały mu ok. 14, 12 punktów przewagi nad Trumpem! Po prostu łatwo było te zjawiska porównać dlatego zwolennikom Trumpa trudno sobie wyobrazić, że jednak mógłby bez oszustwa wygrać Biden. Prawdą jest, że Trump zupełnie zaniedbał dość liczną i lojalną grupę wyborców głosującą zwykle na Demokratów. Zaniedbał grupę nieboszczyków, nawet tych co przed śmiercią zawsze głosowali na Republikanów! A przecież to twardy (sztywny) elektorat! 

Trump wiele zrobił dla grup mniejszościowych, jak mu się odpłacili? W 2016 r. Trump uzyskał poparcie 8% czarnych wyborców, w 2020 r. 12% (głównie młodych mężczyzn). Jeśli chodzi o latynosów w 2016 r. głosowało na niego 28%, zaś w 2020 r. 32%. Jako ciekawostkę podam, że na Trumpa głosowało w tych wyborach 30% Żydów (ok. 5% więcej niż poprzednio).

Czytałem, że Demokraci usiłują upchnąć Bidena w panteonie zwycięzców, media rewolucyjnie ogłosiły go prezydentem zapominając o normalnej procedurze certyfikowania zwycięzcy przez kolejne stany w celu wyłonienia stanowych elektorów ok. 14 grudnia. Z całego świata napływają już przedwczesne gratulacje dla rzekomego prezydenta elekta. Kiedy przeczytałem o gratulacjach z Zimbabwe, to poczułem się trochę nieswojo. Na Facebooku oglądałem krytykę gratulacji polskiego prezydenta Andrzeja Dudy. Na prośbę żony przeczytałem je dokładnie i podziwiałem dyplomatyczny majstersztyk tychże warunkowych gratulacji (polecam dokładną lekturę).      

Ameryka kiedyś słynęła z wolności, szeryfów i burdeli, teraz pozostał nam tylko szeryf Trump i kompletny wyborczy burdel. Podobno pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł. Z powodu ogłoszonej kampanii COVID-owej Partia Demokratyczna wniosła o rozłożenie procesu wyborczego w czasie, aby bez pośpiechu dać szansę dla lansowanej przez nią “pocztowego” głosowania. Jednak kiedy w czasie wieczoru wyborczego Trump w kilku kluczowych stanach wyszedł na prowadzenie, raptownie o 22.30 jednocześnie przerwano liczenie głosów. W jednym przypadku podobno wybiła rura z wodą w miejscu składania przygotowanych do liczenia głosów, ale w innych? Rankiem wyniki się zmieniły, na prowadzenie wyszedł Biden. Lewica zebrała olbrzymie środki, aby zwyciężyć w tych wyborach, Mike Bloomberg przeznaczył aż $100 mln na zwalczanie Republikanów na Florydzie, w Teksasie i w Ohio, jednak niewiele wskórali. Tylko przeciwko dwóm Republikańskim senatorom lewica wydała $200 mln (Mitch McConnell i Lindsey Graham), ale ci i tak wygrali. 

Ameryka płonie, goreją nawet jej dumne stare fundamenty, jej wartości i zasady wypływające z kultury i religii chrześcijańskiej cywilizacji. Postrzegana jako ostoja starego świata swoim kryzysem ogromnie niepokoi wszystkich wyznających pragnienie zachowania swojej tożsamości, kultury, religii i struktur narodowego państwa. Atakowane zewsząd chrześcijaństwo wdrożyło nam indywidualizm, sumienie i odpowiedzialność za swoje czyny wobec BOGA, tym samym dając nam wolność samo poszukiwania, żeglarskiego błądzenia w kierunku boskiego portu… 

Taki jest boski plan, a jaki jest czarci? Przysłowiowy diabeł inspiruje nasze słabości, nasze lenistwo i nasz kurs na przysłowiową łatwiznę kosztem bliźnich podążającą ścieżką w kierunku przyjemności, satysfakcji i wyobrażonego “dobrobytu”. Osobiście nie wierzę w diabła, a ludzi którzy w jego istnienie wierzą rozumiem w kategorii atrakcyjnej próby pomijania odwiecznej dwojakiej natury człowieka: dobrej i złej. Jednak to do nas (Bóg dał nam wolną wolę) należy wybór jak będziemy postępować wobec bliźniego…

Prawda, wypływająca z analizy zastanej rzeczywistości bywa okrutna, brutalna i niepoprawna. Historycy uważają, że cywilizacja w HISTORII trwa około 10 pokoleń. Później uwalniane są (i sponsorowane) rozmaite siły, które rozkwitając prowadzą do jej załamania. Dziś spoglądamy na kłopoty Ameryki, która dwa razy zakończyła, krwawe, idiotyczne i wyniszczające wojny domowe w Europie (chyba pierwszą byłby jednak wojny napoleońskie), wygrywając też zimną wojnę. Nie ma narodu, państwa na świecie, które w trakcie swojego formowania nie przelało by obcej (sąsiedniej) krwi. Opowiadanie o rzekomej brutalności w podboju “indiańskiej” (z pochodzenia azjatyckiej) ludności w Ameryce przez białych europejczyków pochłoniętych biblijną wizją w poszukiwaniu “ziemi obiecanej” jest naiwną wykładnią historii w porównaniu do częstych wojen i rzezi o granice poszczególnych narodów w Europie. Ale zejdźmy niżej, nie o tym ma być ten rozdygotany, odpowiadający obecnej temperaturze tekst…

Trump jest w pewnym sensie zjawiskiem nadzwyczajnym. Jedyny facet, który idąc w w “prezydencję” stracił pokaźną część swojego majątku! Większość polityków idzie w tę niemoralną dżunglę żeby się odkuć na pokolenia. Ten facet (podobnie jak J. Piłsudski) nawet nie brał należnej mu pensji! Był człowiekiem spoza systemu władzy, nomenklatury, czy Deep State. Był biznesmenem, miliarderem któremu zachciało się służyć starym wartościom i ideałom swojej ojczyzny. Wykorzystując swój obraz medialny przeciwstawił się systemowi i wygrał najwyższą możliwą nagrodę zupełnie przez zaskoczenie. Zwyciężył operując bardzo skromnymi środkami bazując na rozumieniu pragnień ludzi zupełnie rozczarowanych postępowaniem elit władzy.

Okazało się, że te elity przestały identyfikować się z pragnieniami, interesami i wartościami Narodu który formalnie reprezentowały. Poprzez pragnienia finansowego, bankowego penetrowania całego świata i nawet jego kontroli najpierw w służbie amerykańskiego supermocarstwa, a następnie decydując się na własną ponadnarodową tożsamość, siły te zaprzestały rozumować i działać w interesie swojego rodzimego państwa, narodu. Za królem Słońce Ludwikiem XIV powiedziały “Państwo to Ja”. Mamy tu na myśli potężne międzynarodowe korporacje dla których nie ma większego znaczenia w jakim, którym państwie zarabiają, których ostatnią troską jest sytuacja państwa, narodu ich pochodzenia. 

W tych wyborach poległy sondażownie (podobnie jak w poprzednich!), zapowiadały przecież ogromną niebieską demokratyczną falę, która nie miała miejsca. Trump powiedział, że gdy policzymy głosy oddane legalnie w tych wyborach to i tak on będzie zwycięzcą. Osobisty adwokat prezydenta Trumpa słynny Rudy Giuliani zgłosił wiele zarejestrowanych oszustw i nadużyć w tym procesie wyborczym, które następnie zgłosił do sądów. Demokraci jednak przyspieszyli i najchętniej wszystkie nieprawidłowości zamietli by pod dywan. Powstaje wybuchowa atmosfera, która może doprowadzić do walk ulicznych i zamieszek.

W większości “cywilizowanych” krajów świata głosujący okazuje dowód tożsamości, w USA jest to bardziej skomplikowane. Są stany, jak Teksas, gdzie wymagany jest dowód tożsamości do głosowania, natomiast zupełnie inaczej jest w Kalifornii. Głosujący wchodzi do lokalu, wybiera stolik, który obsługuje literę jego nazwiska, wolontariusze szukają go na liście, otrzymuje ballot, który wypełnia i podchodzi do maszyny skanującej jego wybory. Nikt nie śmie prosić go o “papiery”, bo mogłoby to być uznane za przejaw dyskryminacji etc. Wielu ludzi skarży się, że pocztą otrzymuje (na swój adres) kilka, bądź kilkanaście wyborczych balotów na nie swoje nazwisko, co może prowadzić do wielkich nadużyć za pomocą poczty. Rejestracja do głosowania odbywa się przy okazji uzyskiwania lub odnawiania prawa jazdy bez sprawdzenia za pomocą dokumentów czy osoba jest uprawniona do głosowania. Aby ukrócić te nadużycia przydałaby się reforma, która zapewniłaby przejrzystość i uczciwość wyborów. Takie “liberalne” podejście do wyborów zaowocowało rządami jednej partii (Demokratycznej) w Kalifornii. 

Trump nawet będąc cały czas pod atakiem (zapowiedziano impeachment w dniu jego zaprzysiężenia) zdołał dokonać wielu zmian poczynając dofinansowania armii, wygaszania konfliktów na świecie, wyjścia z kosztownego porozumienia paryskiego w sprawie globalnego ocieplenia, korektę polityki wobec komunistycznych i postawienia na odnowienie Ameryki (MAGA). Uczynił Amerykę energetycznie niezależną, obniżając podatki spowodował wzrost ekonomii i powrócił do kultywowania tradycyjnych amerykańskich wartości. Oczywiście sponsorował wzrost znaczenia naszego regionu Europy (koncept trójmorza) tak w dziedzinie energetycznej jak i militarnej, na czym skorzystała też Polska. Dopiero miażdżące uderzenie chińskiego wirusa COVID zachwiało w roku wyborczym dorobkiem Trumpa i pozytywnym wzrostem Ameryki.

Dziś w ciągle nie zakończonych wyborach prezydenckich obserwujemy jak mainstreamowe media (MSM) w desperackim pośpiechu koronują na następnego 46 prezydenta USA Joe Bidena nie czekając na zakończenie procesu wyborczego. Wypada przypomnieć, że podczas wyborów w 2000 r. (Bush Jr., Gore) Al Gore zakwestionował wynik wyborów na Florydzie i otrzymał aż 37 dni do osiągnięcia konkluzji. Teraz mamy o wiele bardziej skomplikowaną sytuację z podejrzeniami o nieprawidłowościach w wielu stanach. 

Sytuacja jest dziwna gdyż z jednej strony Republikanie zostali zwycięzcami w 28 z 29 najbardziej zagrożonych miejsc do Kongresu, powiększyli liczbę o 3 kontrolowanych przez siebie stanowych parlamentów, dzięki również aktywności wyborczej Trumpa, a tu sam Trump ma przegrywać? W tych wyborach Trump powiększył liczbę zebranych głosów do 71 mln (o 8 mln więcej niż w 2016 r.), przy frekwencji wyborczej ok. 66,55%. Wynik Bidena to 75 mln głosów. 

W Kongresie Republikanie powiększyli swoją liczebność o 5 miejsc (do dwustu), Demokraci stracili 4 (teraz mają 215, czyli dalej mają większość). W Senacie Demokraci zyskali 1 miejsce (teraz mają 48), Republikanie stracili 1, teraz mają 49. 3 miejsca są dalej w grze, ale wydaje się, że Republikanie zatrzymają większość. Według RCP Biden prowadzi z 259 elektorami, do 214 Trumpa, reszta jest w grze, zwycięzca musi zdobyć przynajmniej 270 elektorów.

W wielu stanach doszło do przypadków niedopuszczania republikańskich obserwatorów w pobliże stołów na których przeliczano głosy, a nawet usuwania ich siłą z sali, czy blokowania nawet możliwości obserwacji przez okna. W internecie pojawiły się też filmiki ukazujące wolontariuszy wypełniających czyste karty do głosowania. Sydney Powell (która jest adwokatem gen. Flynna) ujawniła, że dziesiątki tysięcy kart do głosowania zawiera tylko zaznaczone miejsce przy nazwisku Bidena, pozostałe wybory są pominięte. Podała, że takie zjawisko jest w Pensylwanii (98,000 kart), Georgii (80-90,000), Arizonie (42,000), Michigan (ok. 115,000) i w Wisconsin (62,000). W jednym z powiatów stanu Michigan przypadkowo odkryto, że komputer po przeliczeniu głosów oddanych na Trumpa, odjął mu 6,000 i przypisał Bidenowi. Komputery z tym oprogramowaniem “Hammer and Scorecard” pochodzą z “Dominion Voting System” i liczą głosy w 47 powiatach tego stanu jak i podobno w innych 30 stanach USA. 

Niezależne media donoszą, że jednym z dyrektorów tej firmy obsługującej wybory jest długoletni szef biura speaker Kongresu nancy Pelosi. Natomiast przynajmniej do niedawna ok. 60% udziałów w tej firmie miał mąż sen. Dianne Feinstein (z San Francisco), miliarder Richard Bloom. Tak więc system się uszczelnia, a Trump jest w sytuacji nie tylko przypominającej słynną konkluzję Stalina (“nie ważne kto głosuje, ale kto liczy głosy”), ale i postaci z PRL-owskiego dowcipu “nie mamy pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobi?” 

Powoli następują też tektoniczne przesunięcia w mediach dotąd sprzyjających konserwatystom. Już jakiś czas temu ujawnił swoje prawdziwe oblicze i sympatie dotąd popularny na prawicy Matt Drudge, również traci sympatię prawicy stacja FOX News prowadzona przez lewicujących synów Murdocha, choć ciągle dobry program ma tam np. Tucker Carlson. Konserwatystom pozostaje stacja NEWSMAX i OAN, na nich też może liczyć cenzurowany przez BIG TECH Trump. Prawdą jest, że wielu czerpie swoje wiadomości z YOUTUBE, wybierając sobie programy nowych wschodzących gwiazd. 

Prawdopodobnie cała ta operacja wyborcza w USA zakończy się ustanowieniem prezydentem Joe Bidena, któremu (mimo, że oficjalnie nie ma tytułu) składają gratulacje przywódcy z całego świata. Można dodać, że ambitna senator z Kalifornii Kamala Harris (radykalna lewica) jest żoną prawnika Douglasa Emhoff, którego pradziadek przybył do USA z Gorlic w 1903 r. 

Są głosy, że Trump jeśli naprawdę przegra to zajmie się budowaniem konserwatywnego medialnego imperium, które podjęłoby walkę z MSM. Niech będzie ostrzeżeniem jedno z ostatnich wystąpień kandydatki Kamali Harris, która podkreśliła, że nie wystarcza jej zapewnienie wszystkim równego startu, ona będzie walczyła o równość rezultatów! Co przecież pachnie najczerwieńsza komuną…

Już wkrótce między zwolennikami Trumpa i Bidena może rozpętać się piekło, w Ameryce w prywatnych rękach znajduje się ok. 330 mln sztuk broni, z czego ok. 70% w rękach zwolenników prezydenta Trumpa. Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do katastrofy, czego wszystkim nam życzę… 

Jacek K. Matysiak                 

Kalifornia, 2020/11/09


https://youtu.be/orFvL7QzArk

Dodaj komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.