Trzeba było powołać Stowarzyszenie RKW – wywiad w ostatnim numerze Warszawskiej Gazety

Nr 29 (422) z 17 – 23 lipca2015 r.

Trzeba było powołać Stowarzyszenie RKW
Rozmowa z Marcinem Dybowskim z Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę – jednym z inicjatorów powołania stowarzyszenia Ruch Kontroli Wyborów

Skąd pomysł powołania Stowarzyszenia Ruch Kontroli Wyborów Ruch Kontroli Władzy?

Po zwycięstwie Andrzeja Dudy ludzie, którzy zaangażowali się w pilnowanie wyborów prezydenckich coraz częściej zwracali się do nas – kierujących Ruchem Kontroli Wyborów – z pytaniem, co dalej. Wiele osób postulowało, żeby działać nie tylko na rzecz kontroli wyborów, ale na rzecz kontroli ludzi, których Polacy wybiorą jesienią, żeby ci godnie swoich wyborców reprezentowali. Dlatego rozpoczęliśmy konsultacje w terenie, pytając ludzi, czego oczekują i jak widzą przyszłość Ruchu Kontroli Wyborów. Powszechnym postulatem zdecydowanej większości działaczy terenowych RKW była propozycja przyjęcia formy organizacyjnej, która pozwoli dalej funkcjonować. I to był właśnie pierwszy powód sformalizowania Ruchu Kontroli Wyborów jako stowarzyszenia mającego osobowość prawną i konkretne formy organizacyjne.

Mówi Pan, że to był pierwszy powód, czyli były też jakieś inne. Może Pan powiedzieć, jakie?

W dotychczasowym kierownictwie Ruchu Kontroli Wyborów zaczęły się pewne niesnaski. Do tej pory Ruch kierowany był de facto przez pięć osób, od początku opierało się to na konsensusie, wymagającym zresztą dużego kompromisu i kultury od wszystkich uczestników. Niestety – pewne osoby z kierownictwa Ruchu zaczęły dążyć do wykluczenia innych z udziału w decydowaniu, jak ma wyglądać RKW i jaką postawę wobec wydarzeń na scenie politycznej ma przyjmować, a przede wszystkim – jak dalej ma działać.

Kogo dotyczyło to wykluczenie i jak się przejawiało?

Najpierw wykluczaną osobą był przedstawiciel nurtu narodowego, a zarazem „kontakt” na środowiska popierające Grzegorza Brauna oraz Ruch Narodowy – przyjmowało to początkowo formę niewysyłania do niego korespondencji, niezapraszania na spotkania kierownictwa, potem to wykluczanie zaczęło dotyczyć nawet inspiratora powstania tej inicjatywy, czyli Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę, którą reprezentowałem. Były różnice co do sposobu i treści prowadzonych szkoleń. Różniliśmy się w ocenie wytycznych PKW. Fundamentalna była różnica w ocenie systemu komputerowego PKW. Na koniec doszło już do tego, że spośród piątki kierowniczej, będącej trudnym kompromisem różnych nurtów i poglądów, jedynie dwa środowiska miałyby decydować o kierunku rozwoju RKW, czyli Solidarni2010 oraz Klub Ronina. Klub ten, w osobie Józefa Orła, zarekomendowany przez Solidarnych2010, zaproszony został zresztą na samym końcu bo 30 stycznia 2015. Uważam, że te działania wychodziły od Józefa Orła, o którym dopiero później – za późno – dowiedziałem się, że rozbijał Porozumienie Centrum (mimo że początkowo je tworzył) oraz że po obaleniu rządu Olszewskiego jako poseł poparł rząd Suchockiej.

A pan Jerzy Targalski należał do PZPR (wystąpił dopiero w 1979 r.). Czy nie boi się Pan, że były członek PZPR zaszkodzi wizerunkowi Krucjaty i Stowarzyszenia?

Jerzy Targalski, podobnie jak Jacek Trznadel, nie krył nigdy, że był w PZPR i że to był błąd – tłumaczył to naiwnością wobec komunizmu i przekonaniem, że można, będąc w szeregach tego rodzaju wroga, działać przeciwko niemu. Nie był przecież w nomenklaturze. Myślę, że swoje odpokutował i działalnością antykomunistyczną w Kraju i za granicą dał wystarczający przykład tego, by z dystansem potraktować jego przynależność do PZPR, nie należał do tajnych służb komunistycznych. Po 1980 r. nie zrobił nic przeciwko Ojczyźnie, a wręcz przeciwnie – założył organizację podziemną LDP „Niepodległość”.

Wracając do samego Ruchu Kontroli Wyborów, dlaczego kolegialne kierowanie Ruchem przez osoby, które go zakładały, nie sprawdziło się?
W moim osobistym odczuciu, pan Orzeł okazał się człowiekiem, który chciał sobie RKW podporządkować, a Krucjata Różańcowa za Ojczyznę przeszkadzała mu coraz bardziej. Tymczasem siłą Ruchu była cała mozaika ludzi, którzy chcieli się angażować niezależnie od osobistych preferencji. Wiedzieli, że nie można Ruchu podporządkować żadnej partii ani zewnętrznej organizacji. Do Ruchu przyłączyli się i sympatycy Kukiza, i Grzegorza Brauna, i Andrzeja Dudy, i Ruchu Narodowego, i Solidarnych 2010, PiS-u, Krucjaty Różańcowej, Klubów „Gazety Polskiej” czy Oddziałów „Polski Niepodległej”.

Nikt nie mówił o podporządkowaniu RKW…

Nawet jeśli głośno nie mówi się takich rzeczy, to wystarczy prześledzić wypowiedzi Ewy Stankiewicz w wywiadzie dla „Warszawskiej Gazety” – czy wspomniała w nim te inne podmioty? To jest bardzo smutne…. Czy mówiła o tej mozaice wyborców od Dudy, po Kukiza, po Brauna, Wilka, Kowalskiego? Czy mówiła o kimś poza wspominaniem Klubu Ronina czy Solidarnych 2010? Nie było też ani jednego słowa o Krucjacie Różańcowej za Ojczyznę. Czy naprawdę Ewa Stankiewicz czy Józef Orzeł wierzą w to, że te masy ludzi, które się zaangażowały w Ruch Kontroli Wyborów dokonały tego, bo oni też do tego wzywali? Jeśli Polacy – chyba po raz ostatni – postanowili zawierzyć (wtedy gdy nikt nie wierzył w zwycięstwo), to tą wiarą w zwycięstwo powiało po raz pierwszy od dziesiątków lat z Jasnej Góry i z Częstochowy, z Niepokalanowa, a więc z tych symbolicznych miejsc, a nie z Klubu Ronina lub od Solidarnych2010. To był prawdziwy cud i przyszła prawdziwa pomoc z Nieba. Krucjata Różańcowa za Ojczyznę nie robi tego dla jakiegoś sukcesu partyjnego czy dla jakichś zysków. Liczy już dziś ponad 120 tys. ludzi i jest gwarantem tego właśnie, że żadna siła, żadna organizacja, żadna partia nie będzie mogła tego sobie podporządkować, zawłaszczyć oraz zniszczyć!

A czy powołanie Stowarzyszenia przez – nie ma co ukrywać – także Krucjatę i przedstawienie jego statutu na spotkaniu, na którym miała się decydować „przyszłość” Ruchu Kontroli Wyborów nie było de facto pewnego rodzaju wykluczeniem tych, którzy tego powołania nie chcieli?

To nie my wykluczaliśmy, lecz już w lutym 2015 chciano nas wykluczyć  – wtedy już rozsyłany  był przez Józefa Orła taki postulat. Później chciał – na szczęście nieskuteczne – nie wpuścić Krucjaty na I wieczór wyborczy. My walczyliśmy o zwycięstwo i mamy oto wielkie zwycięstwo, nie dzięki naszym zasługom, lecz dzięki naszej wierze w Bożą pomoc – czymże bowiem byliśmy wobec tego sprzysiężonego sytemu zła i fałszerstw, które już w pierwszej turze miało dać spreparowaną wygraną układowi „Komoruskiemu”. Co do spotkania koordynatorów z całego kraju, o jakim Pani wspomniała, odbyło się ono 20 czerwca w Częstochowie, zwołałem je jako Krajowy Koordynator sieci RKW, konsultując wcześniej termin i miejsce spotkania. Był przewidziany tylko jeden prelegent, który miał przedstawić zebrane w kraju sugestie i wnioski. Nie było tam czasu przeznaczonego na wystąpienia Solidarnych2010, Klubu Ronina czy „Gazety Polskiej” ani jakichkolwiek innych współtworzących RKW podmiotów, tak jak nie było oczywiście miejsca dla wystąpienia Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę. Mieliśmy dyskutować o PRZYSZŁOŚCI Ruchu, a nie o zasługach oraz przeszłości. Aby okazać zebranym oraz ewentualnym oponentom, że nie chodzi o władzę czy o sławę, na samym początku spotkania złożyłem przed zgromadzonymi rezygnację z pełnionej funkcji Krajowego Koordynatora sieci RKW i zapewniłem, że nie będę się na zgromadzeniu ubiegać o wybór do zarządu, o którego powołanie zaapelowałem do koordynatorów. Wskazałem, że skoro kierownictwo ruchu przeżywa kryzys, najlepszym rozwiązaniem byłoby powołanie nowego zarządu RKW, który składać by się mógł z ludzi wybranych spośród kandydatów z całej Polski. Przytłaczająca większość stosunkiem około 90 do 10 wskazała na potrzebę wyłonienia nowego zarządu oraz przyjęła decyzję o potrzebie kontroli władzy. Na koniec postanowiono prawie jednogłośnie o powołaniu stowarzyszenia. Ponieważ konsultacje w terenie w większości już wskazywały na chęć powołania stowarzyszenia, więc aby poważnie potraktować koordynatorów z całej Polski, by uszanować ich czas i pieniądze, jakie wydali na podróż, przygotowany był statut stowarzyszenia, zresztą wstępny, który będzie można przecież modyfikować wedle zgody członków RKW. Warto zwrócić uwagę, że spośród tych pięciu sił, które były na początku Ruchu, trzy osoby z tego ścisłego kierownictwa tworzą dziś Stowarzyszenie. Na ostatnie spotkanie w Częstochowie byli zaproszeni wszyscy koordynatorzy i przy obecności prawie stu osób, w tym 83 koordynatorów z całej Polski, grupka raptem ok. 10 osób była przeciwna powołaniu Stowarzyszenia. Na jakiej więc podstawie te osoby twierdzą dziś, że to one kierują jakimś bliżej nieokreślonym Ruchem Kontroli Wyborów? Nie ma czegoś takiego jak Józefa Orła czy Ewy Stankiewicz społecznego RKW, więc skąd teraz jego przywódcami są pan Orzeł i pani Stankiewicz? Jeśli oni chcą być jego kierownikami, to niech poddadzą się decyzji wyborczej. Do tej pory tego nie zrobili, trzeba więc postawić pytanie, na jakiej podstawie uważają, że kierują RKW i czy nie jest to pewnego rodzaju uzurpacja?

Mogą odpowiedzieć, że na tej samej podstawie, na której Pan przed powołaniem Stowarzyszenia był w kierownictwie Ruchu… Ale jeśli oni są „uzurpatorami”, to kim są ludzie, którzy nie przystąpili do Stowarzyszenia?

Tak, mogą tak mówić, ale jak się to ma do rzeczywistości – co innego okres powołania i kierowania RKW na początku i w trakcie prowadzonych „działań wojennych”, gdy toczą się bitwy jedna po drugiej i nie można oddawać kierownictwa osobom jeszcze nieobytym w walce. Co innego jednak, gdy jest już po walnych bitwach, gdy przyszło zwycięstwo. Czas na przegrupowanie, na powierzenie zadań jak największej liczbie tych, którzy się sprawdzili, a ich czyny przyćmiły nawet działania niektórych przywódców. Nie martwiłbym się o tych uczestników, którzy nie przystąpili do Stowarzyszenia RKW – dorobiono nam gębę i musi upłynąć czas, zanim okaże się, że jednak nie jesteśmy ludożercami. Poza tym nie przeceniajmy siebie samych, ludzie nie chcą w ogóle zajmować się tymi awanturkami – chcą działać i w większości na szczęście postanowili zignorować te przepychanki, i wzywanie nas do pracy, a nie wzajemnego mordobicia jest najlepszą reakcją na to, co się stało „na górze”.

Czy nie za wcześnie na kontrolę władzy? Obecnej nie są przecież Państwo w stanie w żaden sposób kontrolować. Co do nowej – wybory będą walką na śmierć i życie, więc ten faktyczny podział Ruchu w tym momencie jest na rękę tylko tym, których od władzy i Ruch, i Stowarzyszenie chcą odsunąć…

Tak, bardzo źle się stało, że doszło do pęknięcia. Nie chodziło tu tylko o problemy z taką czy inną osobą czy intrygami, w naszym Kraju na tych skłonnościach żerują także służby. Mamy nadzieję dotrwać, ale i przetrwać na czas dalszy, by kontrolować władzę – patologia, korozja, korupcja nie znikną ze sceny za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, podobnie jak „zniknęły” całe pułki tajnych współpracowników. Każda władza musi być kontrolowana. I musi mieć tego świadomość już w momencie jej wybierania. Na szczeblu lokalnym ludzie widzą, że kandydaci do władzy są często „dogadani”, uwikłani w jakieś swoje układy. Kontrola wyborów powinna być więc tylko jednym z elementów kontrolowania władzy jako takiej. Dlatego Stowarzyszenie Ruch Kontroli Władzy jest logicznym rozwinięciem Ruchu Kontroli Wyborów.

A jeśli ktoś chce należeć do Ruchu, ale nie chce należeć do Stowarzyszenia? Jeśli Państwa argumenty go nie przekonują?

To nie musi do nas należeć. Oczywiście Stowarzyszenie chciałoby grupować najbardziej aktywnych i zaangażowanych członków Ruchu i nadawać mu – w porozumieniu z koordynatorami – formę działalności. Ktoś musi zarządzać i nie może to być zarząd oderwany od tych, którymi zarządza. Ruch będący stowarzyszeniem trudniej jest zlekceważyć np. lokalnym władzom czy komisjom wyborczym. Stowarzyszeniu łatwiej jest zwracać się do instytucji państwowych, sądów, wojewodów, może też samodzielnie zapraszać obserwatorów międzynarodowych

Przecież na wybory prezydenckie udało się zaprosić międzynarodowych obserwatorów.

Tak, ale nie mógł zaprosić ich mgławicowy Ruch Kontroli Wyborów, tylko pani Jadwiga Chmielowska przeprowadziła to właśnie poprzez inne stowarzyszenie, a mianowicie poprzez Solidarnych2010.

Czyli teraz też można byłoby to powtórzyć…

Można, tylko po co angażować do działalności struktury zewnętrzne? Po prostu jako stowarzyszenie naprawdę lepiej i łatwiej jest działać. Można bronić swoich członków przed represjami, prowadzić własną księgowość. Przecież obecność międzynarodowych obserwatorów pochłonęła olbrzymie fundusze, które musiała wziąć na siebie konkretna organizacja zewnętrzna.

A jednak pojawia się wiele gorzkich słów na temat sposobu powołania Stowarzyszenia 20 czerwca…

Jako Koordynator Krajowy sieci RKW, zaraz po otwarciu zebrania złożyłem swoją funkcję właśnie po to, by dać dobry przykład innym – żeby zaparli się sami siebie i poddali się oddolnemu wyborowi. Życzyłbym wszystkim innym, którzy tworzyli kierownictwo Ruchu, żeby zrobili to samo – żeby potrafili podać się do dymisji i zdać się na opinię ludzi, którzy Ruch tworzą. Powtórzę jeszcze raz – niech ludzie zadecydują, kto ma kierować Ruchem.

Co będzie dalej? Jak widzi Pan przyszłość Stowarzyszenia Ruch Kontroli Wyborów Ruch Kontroli Władzy i Ruchu Kontroli Wyborów?

Odpowiem bardzo osobiście, nie jest to głos Stowarzyszenia RKW, lecz tylko jednego z jego członków. Jeśli Bóg da i Matka Najświętsza Królowa Polski zechce – a wierzę w to, tak jak wierzyłem w zwycięstwo w wyborach prezydenckich – to będzie na jesieni wielkie zwycięstwo Narodu, który jednak tylko poprzez odzyskanie swej podmiotowości może wymusić na posłach posłuszeństwo i służbę Narodowi. Jeśli Naród okaże się słaby, zostanie natychmiast odepchnięty od wpływu na cokolwiek, a do rozkradania Polski i wyprzedaży polskiej ziemi dorwą się chciwi politycy i krętacze, podobnie jak ci w początkach lat 90., mający też piękne hasła na ustach i cierpiętniczą przeszłość. Tylko upodmiotowienie Narodu, moralne jego odrodzenie może odwrócić ten nieuchronny mechanizm każdej korumpującej się władzy – Stowarzyszenie RKW – Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy jest małym elementem, małym kamykiem, które ma szanse zniszczyć tryby tego mechanizmu. Jesteśmy jak Dawid na wojnie z Filistyńczykami – co do tego nie ma żadnych złudzeń. Jako Dawid możemy zrobić tylko jedno – wypuśćmy kamień z procy! Ten kamień musi spowodować lawinę. Rozwalimy ten mechanizm skorumpowanej władzy! Weźmiemy wreszcie odpowiedzialność za naszą Ojczyznę i okażemy się godnymi synami tej ziemi, godnymi następcami naszych wielkich przodków, godnymi synami i rycerzami Maryi Królowej Polski.