Wołyń – nieudolne próby PiS pogodzenia wody z ogniem

Trafnie ujął tę sytuację Waldemar Żyszkiewicz dając tytuł „Minister Sellin się zakiwał – zresztą nie on jeden” /TUTAJ/

Opisuje w swoim artykule dziwne i niezrozumiałe niemożności związane z uczczeniem ofiar ludobójczej rzezi wołyńskiej.

Oto PiS ustami Andrzeja Dudy i Beaty Szydło, w czasie kampanii wyborczej, obiecywało solennie. Gdy jednak przyszło co, do czego, frakcja PiS zdeterminowana i zobowiązaniami wyborczymi jak również potrzebą serca, przegrała z naciskami frakcji konformistów w piórka wielkich polityków poprzebieranych.

Ścierają się tutaj dwa poglądy:

1.nie drażnić Ukraińców drażliwą historią, bo to przecież nasi ważni sojusznicy teraz, w opozycji do mocarstwowych ambicji Rosji;

2.budować dobre relacje polsko-ukraińskie nawet na trudnej prawdzie;

3.obecna Ukraina, to wściekli banderowcy czyhający na resztkę naszych kresów w granicach z XIV w. dlatego trzeba traktować ich, jako wrogów i dążyć, do ponownej wasalizacji Ukrainy przez Rosję, co skutecznie banderyzm pacyfikowało przecież.

Punkt trzeci przywołuję dla uzupełnienia spektrum. Nie jest to oczywiście pogląd PiS.

Pierwsze pytanie brzmi, czy korzystniejszy dla Polski układ geopolityczny jest z niepodległą Ukrainą, czy też może bez niej?

– niepodległość Ukrainy osłabia Rosję i zmniejsza jej możliwości dominacji regionu, gdyż Ukraina uniezależniła się niejako kosztem Rosji – ludnościowo, geograficznie, pogorszyło to bilans energetyczny i przemysłowy Rosji – wniosek więc prosty – jesteśmy za – i to w sposób strategiczny – bardziej niezmienny, niż jakieś krótkookresowe analizy;

Drugie pytanie, to jaka Ukraina byłaby dla nas najlepszym sąsiadem – silna, czy słaba?

– to również elementarz – im Ukraina słabsza, tym sytuacja geopolityczna korzystniejsza dla nas. Tutaj pojawia się konieczność zbalansowania tego czynnika, gdyż Ukraina za słaba, nie utrzyma niepodległości, więc słaba, ale wystarczająco silna, aby oprzeć się kontratakowi Rosji, który nieustępliwie i konsekwentnie trwa.

Kwestia trzecia, czyli zachwalanie Rosji, jako naszego gwaranta anty-banderowskiego na Ukrainie, czyli pełnej hegemonii Rosji nad Ukrainą, jest poglądem po 1. strategicznie błędnym dla nas, a po 2. bardzo korzystnym dla Rosji. Także nie potrzeba w tym miejscu deliberować dalej, czy osoby i środowiska wygłaszające takie poglądy, to agenci, ruscy szpiedzy, czy pożyteczni idioci, bo to niepotrzebnie rozwadnia tylko dyskusję. Pogląd taki jest błędny i uważam, że zostało to udowodnione, nawet powyższą, bardzo wstępną analizą. Niedouki i tyle.

Skoncentrujmy się na dwóch pierwszych punktach. Jak można pogodzić nie zadrażnianie Ukraińców tematem wołyńskiego ludobójstwa, i jednocześnie budować i wzmacniać dobre relacje z Ukrainą, niwelując jednocześnie wpływy neobanderowców.

Obecnie przeważa koncepcja zamiatania niewygodnych faktów historycznych pod dywan. Czy przyniesie to dobre skutki, czy wręcz przeciwnie, nie musimy zgadywać. Polityka ta trwa na tyle już długo, że możemy ocenić jej efekty.

Początkowo, jeszcze w trakcie Majdanu (2014) wpływ banderowców był faktycznie symboliczny – trochę krzyczeli i wywijali podobiznami tego bandyty. Margines i polityczne zoo. teraz jednak, po dwóch latach „nie zauważania” problemu, o Banderze, jako ukraińskim bohaterze narodowym, będą się uczyć ukraińskie dzieci już w szkołach – z podręczników do historii.

I to wystarcza. Za dwadzieścia lat, banderyzm z miejsca polityki historycznej, awansuje na organiczny składnik ukraińskiej tożsamości narodowej, organicznie wrogiej Polsce i polskości. Zamiatanie pod dywan więc, to oczywisty błąd, przyczyniający się do zmieniania sojusznika we wroga, w dającej się łatwo przewidzieć, krótkiej perspektywie.

Należy więc wywalić kawę na ławę, wniosek taki wynika. Uchwalić ustawą dzień 11. lipca, dniem pamięci ludobójstwa Ukraińców-banderowców na narodzie polskim.

I dopiero tutaj jest miejsce na dyplomację.

Jak to zrobić, żeby Ukraińców nie urazić, ale postawić na swoim, czyli wzmocnić naszą pozycję w regionie, a jednocześnie podciąć rozwijające się skrzydła banderowskiego antypolonizmu, na Ukrainie, co cały układ geopolityczny trwale ustabilizuje.

Złe domniemania – oto przyczyna rażących błędów naszej dyplomacji ukraińskiej.

Mniema się, że potępienie banderyzmu będzie równoznaczne z potępieniem całego narodu wolnej Ukrainy. To błąd – jest to narracja – jakaś – powiedzmy, że korzystna dla Rosji – ale jest to tylko jedna z możliwych narracji towarzyszących wydarzeniom historycznym, tworzącym fakty.

Należy z całą mocą podkreślić, że OUN-UPA może i chciały dobrze, ale wyszło z tego ludobójstwo. Przyczyną z pewnością jest chytra polityka hitlerowskich Niemiec, które przez swoich indoktrynerów zwiodły szlachetnych w intencjach patriotów ukraińskich, chcących pod panowaniem niemieckim uzyskać autonomię, a może nawet niepodległość dla Ukrainy – to ich wina. Ukraińcy biorący udział w zbrodni, niewątpliwie nie reprezentowali narodu ukraińskiego, a byli tylko pewnego rodzaju zmanipulowanymi ludźmi – poprzez fałszywe rozumienie filozofii nacjonalizmu, zaszczepionego przez nazistowski, szowinistyczny nacjonalizm niemiecki.

Swoją cegiełkę dołożyły też oparte na terrorze i ludobójstwie sowieckie praktyki czystek i wysiedleń.

W tej optyce Ukraina pozostaje niewinna – pozostaje jedynie uderzenie się w piersi, za błądzących i prośba o wybaczenie.

W ten sposób słuszne dążenia niepodległościowe Ukrainy rozdzielone byłyby od banderowskiego zabarwienia, które poprzez realizowaną obecnie, fatalną politykę elit PiS, nie napotyka żadnej przeciwwagi, ani alternatywy.

Obyśmy za dwadzieścia lat nie zastanawiali się, kto bardziej przyczynił się do rozkwitu neobanderyzmu na Ukrainie. Jest przecież szansa, aby zagrożenie to zminimalizować niemal do zera.

EB

(Foto pobrano ze strony http://www.nawolyniu.pl/mapy/mapa3.htm)