Paniczna i nieprzewidywalna reakcja współczesnych rynków finansowych na wszelkie zagrożenia obnaża kruchość cywilizacji budowanej bez Boga. W kryzysowej sytuacji cała gospodarka rozsypuje się niczym domek zbudowany z kart.
W minionym tygodniu na nowojorskiej giełdzie ze względu na ogromne spadki kursów aż dwukrotnie zawieszono na 15 minut wszelkie transakcje. Dziesięciu najbogatszych Amerykanów straciło w ostatnich dniach ponad 76 mld dolarów. Choć prezydent Donald Trump ogłosił w piątek specjalny program pomocowy, a w niedzielę wsparcie obiecał amerykański bank centralny nastroje są wciąż nieciekawe i jest już niemal pewne, że większość państw na świecie czeka recesja.
Pandemia koronawirusa wprowadziła ogromne zamieszanie w światową wymianę handlową i podział pracy, dlatego spadki na giełdach są w dużej mierze zrozumiałe. Wydaje się jednak, że zagrożenie ostatnich dni jedynie przyspieszyło wybuch paniki, która i tak wcześniej czy później pojawiłaby się z zupełnie innego powodu. Wynika to zwyczajnie z natury współczesnego systemu finansowego, który jest oparty na finansowym oszustwie. Światu wielkich pieniędzy w kryzysowych momentach zagląda w oczy wielki strach, ponieważ ma świadomość, że od kilku wieków stosuje rozwiązania stojące w sprzeczności z podstawowymi zasadami moralności.
Historia wielkich panik giełdowych zaczyna się właściwie wraz z XVIII w. Fakt ten należy łączyć z ustanowieniem w 1694 roku Banku Anglii, który nie powstałby nigdy gdyby nie dokonana sześć lat wcześniej Chwalebna Rewolucja. W jej wyniku wezwany przez angielskich protestantów książę Wilhelm Orański odebrał władzę katolickiemu królowi Jakubowi II Stuartowi, przekreślając tym samym wszelkie szanse na restaurację katolicyzmu.
Najważniejszym skutkiem Chwalebnej Rewolucji było jednak ustanowienie pierwszego w dziejach ludzkości globalnego systemu finansowego opartego na prostym w gruncie rzeczy procederze. Trwała właśnie wojna z wspierającą Stuartów Francją, a skarbiec był pusty, dlatego powołanemu do życia Bankowi Anglii pozwolono emitować papierowe banknoty, na które nie było pełnego pokrycia w złocie i srebrze. Sytuacja była kryzysowa, dlatego sięgnięto po niezwykle radykalny środek. Porażka Francji oraz dalsze sukcesy odnoszone przez Anglię na arenie międzynarodowej sprawiły jednak, że radykalizm nowego systemu finansowego stał się stanem permanentnym, a wraz ze stopniowym przejmowaniem przez protestancką potęgę kontroli nad światową wymianą handlową i systemem kredytowym upowszechnił się praktycznie na całym świecie.
Odchodząc na stałe od wiary katolickiej Anglia wchodziła jednocześnie w okres oszałamiającego rozwoju gospodarczego oraz geopolitycznej dominacji. Ceną za to były jednak powracające co pewien czas okresy paniki. Gdy w 1745 roku w Szkocji wylądował książę Karol Edward Stuart, który wraz z katolickimi oddziałami ruszył w kierunku stolicy, w londyńskim City zapanował popłoch. Do wybuchu paniki nie potrzeba było jednak na ogół wizji powrotu do dawnej wiary. Ponieważ upowszechniony w Anglii system finansowy opierał się zawsze na tym, że do obiegu wpuszczano znacznie większą liczbę środków pieniężnych niż wskazywałyby na to realne zasoby kruszców, co kilka lub kilkanaście lat dochodziło do fali bankructw i ostrych recesji, w czasie których ludzie tracili pracę i wzniecali gwałtowne protesty. Jednocześnie każdy kolejny kryzys sprawiał, że coraz więcej osób ulegało socjalistycznej lub komunistycznej propagandzie.
Wielka fikcja współczesnego systemu finansowego polega głównie na tym, że bazuje na pustym pieniądzu. Wielkie banki uzyskały przywilej tworzenia pieniądza dosłownie z niczego. Niegdyś na bogactwo trzeba było w trudzie pracować przez pokolenia – dziś bogactwo można stworzyć zwyczajnie dokonując zapisu cyfrowego na bankowym koncie. Jeśli dane państwo ma silną pozycję handlową, gospodarczą i geopolityczną, może na dodatek narzucić swój system walutowy słabszym krajom. W efekcie całość służy przede wszystkim interesom najbogatszych. Choć z jednej strony obecny system finansowy jest do pewnego momentu niezwykle wydajny i przynosi wiele udogodnień zwykłym ludziom, tak naprawdę sprzyja głównie wielkiej finansjerze, której nie jest w stanie zatopić żaden kryzys.
Żyjemy w czasach, które dumnie głoszą swoją wyższość na dawnymi, ciemnymi wiekami. W ciągu ostatnich stuleci mieliśmy przejść przez rzekomo zbawienny proces „odczarowania świata” i laicyzacji zgodnie z kanonami oświecenia i współczesnej nauki. Na każdym kroku podkreśla się to, że współczesna cywilizacja jest tak bardzo zaawansowana technologicznie i materialnie, iż nie ma nawet sensu zestawiać jej z tym, co było we wcześniejszych wiekach. Ale jednocześnie jeszcze żadna cywilizacja w dziejach nie była w tak wielkim stopniu dotknięta ową „chorobą dwubiegunową” polegającą na tym, że w czasach gospodarczego boomu wszyscy konsumują i żyją tak, jakby nie było jutra, zaś w kryzysowej chwili popadają w rozpacz i nędzę.
Podstawową przyczyną wielkiej współczesnej podatności na panikę jest to, że w systemie finansowym upowszechnionym po 1694 roku nie ma większego miejsca na budowanie oszczędności. Odkładanie środków zwyczajnie się nie opłaca, bo zwiększane nieustannie od lat (i również na naszych oczach, pod postacią kolejnej odsłony tzw. „luzowania ilościowego”) zasoby środków pieniężnych w obiegu sprawiają, że decydując się na oszczędzanie tak naprawdę tracimy. Od kiedy w 1971 roku Stany Zjednoczone zlikwidowały jakikolwiek związek własnej waluty ze złotem, żyjemy w stanie wielkiej fikcji, w której kreacja nowych pieniędzy nie napotyka żadnych istotnych ograniczeń poza koniecznością zachowania bieżącej równowagi finansowej. Obecny system finansowy tworzy za to wiele zachęt do życia na kredyt, które wiążę się z konsumpcją. Wiele osób, firm, a nawet państw stara się racjonalnie gromadzić oszczędności na czarną godzinę, ale system finansowy nie nagradza tego rodzaju zachowań. Światowe rynki zdobywają najczęściej banki, firmy i korporacje, które nieustannie balansują na granicy upadłości prowadząc bardzo ryzykowną politykę opartą na wielomiliardowych kredytach. Dlatego właśnie w kryzysowych chwilach bardzo szybko zwracają się o pomoc ze strony państwa, aby przy pomocy publicznych pieniędzy mogły uniknąć bankructwa. Jak mogliśmy się przekonać, wystarczyło dosłownie kilka dni poważnych zawirowań, aby szereg firm ogłosiło, że jest na granicy upadłości. Kryzys związany z koronawirusem zastał wiele podmiotów w trakcie dokonywania operacji, których ryzykowność wzbudziłaby konsternację nawet u stałych bywalców kasyna.
Trzeba jasno powiedzieć, że tak wielka podatność współczesnych finansów i gospodarki na panikę i kryzysy nie jest wcale owocem postępu, lecz wielkiego regresu. Współczesny człowiek, który żyje wedle zaleceń filozofii liberalizmu, kanonów Oświecenia oraz korzysta z wątpliwych zdobyczy rewolucji francuskiej, tak naprawdę cofnął się do poziomu pierwotnego, gdy nie mając jeszcze do dyspozycji zdobyczy cywilizacyjnych zdany był na swoje instynkty. Prawdziwy postęp wymagałby tego, aby życie gospodarcze miało o wiele bardziej trwałe podstawy: system finansowy powinien premiować zabezpieczanie przyszłości w oparciu o oszczędności, rozwój własnej rodziny i ciężką pracę, a nie sprzyjać wiecznemu balansowaniu na granicy niewypłacalności, życiu na kredyt i rezygnacji z posiadania dzieci. Realny postęp wymagałby, aby ryzyko związane z prowadzeniem działalności gospodarczej i finansowej było o wiele bardziej zdywersyfikowane, a nie uzależnione od ludzkich nastrojów, lęków, braku roztropności, czy też katastrof naturalnych.
W chwili gdy powstaje ten tekst nie wiemy jeszcze, jaki dokładnie będzie zakres gospodarczych zniszczeń związanych z wybuchem pandemii koronawirusa. Wiemy już jednak, że system finansowy cywilizacji zbudowanej na odrzuceniu katolicyzmu jako kulturowej matrycy dla całej kultury po raz kolejny obnażył swoje kruche podstawy. Przyglądając się czerwonym od spadków paskom giełdowych notowań trudno nie oprzeć się wrażeniu, że światowa gospodarka budowana była niczym ogromny domek z papierowych banknotów. Jeszcze wczoraj lataliśmy do najdalszych zakątków świata, żyliśmy w dostatku i korzystaliśmy z wszelkich uciech życia. Dziś boimy się wyjść z domu i liczymy straty. Rzecz jasna, groźna epidemia jest w stanie zakłócić życie nawet najbardziej doskonale zorganizowanej cywilizacji opartej na odpowiednich wartościach, lecz zakres zawirowań jakich doświadczamy jest potęgowany przez to, że Zachód ufny we własne możliwości odrzucił Boga, stworzył wadliwy system finansowy, a w kryzysowej sytuacji ma wielkie trudności z opanowaniem paniki.
Jakub Wozinski
Za: Pch24, A.K.