Cały czas słyszę, że mamy dobre stosunki z Niemcami i nie powinniśmy ich psuć.
Rozumiem, że te dobre stosunki polegają na oficjalnych uśmiechach i konsekwentnym działaniu, którego celem od pięciu lat jest obalenie legalnego rządu i zastąpienie go wykonawcami berlińskich dyrektyw. Nie chodzi o to, by rząd cofał się przed groźbami, lecz by sam wiedział, co robić, by Berlin był zadowolony.
Innym wyrazem owej dobroci jest atak na Polskę i wszelkie próby reform, systematycznie prowadzone za pośrednictwem Komisji Europejskiej, TSUE, europarlamentu i niemieckich mediów.
Jeśli to są dobre stosunki, to może lepsze byłyby złe. Moment zerwania z udawaniem szybko się zbliża, gdyż Niemcy wprowadzą zarówno zielony ład, jak i uzależnią rozdział środków od praworządności, oczywiście ocenianej zgodnie z ich interesem. Czy wtedy nadal będziemy głosili, że niemiecka Unia jest na równi ze Stanami Zjednoczonymi filarem naszego bezpieczeństwa i rozwoju?
Podziału na Niemcy jako głównego partnera gospodarczego i USA sojusznika wojskowego na dłuższą metę nie da się utrzymać. W interesie Niemiec jest, byśmy mieli gospodarkę słabą i zależną, aby nie mogła ona wyrwać się z położenia dodatku do gospodarki niemieckiej. Dla Amerykanów im nasza gospodarka silniejsza, tym lepiej, gdyż wtedy będziemy mogli wydawać jeszcze więcej pieniędzy na zakupy sprzętu wojskowego w USA.
Podejście czysto handlowe, ale dlatego realne. Dla nas priorytetem powinno być rozszerzenie amerykańskich inwestycji, gdyż wtedy ich wojska będą miały czego bronić. Prawdą jest, że Amerykanie nie spieszą się ze wsparciem dla naszej gospodarki (inwestycji), ale z ich punktu widzenia sytuacja jest niepewna, gdyż znaczna część Polaków chce, by Polska była dodatkiem do Niemiec.