Jak 4 posłów chciało wprowadzić śląską mniejszość etniczną

Obywatelski projekt ustawy o wpisaniu na listę mniejszości etnicznych dodatkowej, śląskiej, po raz pierwszy był prezentowany na początku października 2014 roku. Zapamiętano go zwłaszcza dlatego, że ówczesny reprezentant wnioskodawców, doktor habilitowany Zbigniew Kadłubek z Uniwersytetu Śląskiego, zamiast przedstawić główne argumenty Uzasadnienia, przekonywał izbę poselską o lojalnych w stosunku do Polski, pokornych i delikatnych Ślązakach, którzy proszą o uznanie ich inności etnicznej. Było to wystąpienie kompletnie rozmijające się z treścią wniosku i podanymi w nim argumentami. Pamiętamy, że jednym z dowodów na tę odrębność Ślązaków, na którą powoływano się w Uzasadnieniu, były statystyki hitlerowskie z czasów II wojny światowej!

Projekt trafił później do trzech komisji, ponieważ stwierdzono, że tam właśnie posłowie zajmą się nim pieczołowicie. Rzecz charakterystyczna, że o ile wcześniejsze (trzykrotne) starania o śląski język regionalny miały kilkanaście opinii, głównie socjologów i językoznawców, o tyle przy ubieganiu się o status mniejszości etnicznej nie wystąpiono już o ekspertyzy fachowców.

Nie zadbano więc ani o opinie etnografów i etnologów, ani folklorystów czy historyków! Projekt z błędami w Uzasadnieniu – bez opinii! Czyżby o powołaniu nowej mniejszości – wbrew jakimkolwiek kryteriom naukowym – mieli zdecydować sami posłowie?! Czyżby w tak ważnej sprawie wystarczyło zebrać pewną liczbę podpisów (nawet dość obfitą) i później dyskutować, debatować, brać wszystkie „za i przeciw” bez konsultacji?!

Pojawiły się wprawdzie cztery opinie, ale trzy z nich to tylko jednozdaniowe teksty o charakterze wprowadzającym. Wypowiedział się prezes Sądu Najwyższego, który stwierdził, że „nie uważa za celowe opiniowania obywatelskiego projektu”, a przedstawiciel Związku Powiatów Polskich „nie zgłaszał zastrzeżeń”. Była też spóźniona opinia Prokuratora Generalnego, który „nie wnosił do projektu uwag”.

Ważna okazała się opinia, wystosowana dopiero 21 października 2014 r. Przygotowała ją Komisja Wspólna Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Miała ona zdecydowanie negatywny charakter. Jej autorzy uznali, że Ślązacy nie są grupą etniczną, ale społecznością regionalną. Zwracali ponadto uwagę na negatywne skutki społeczne oraz możliwość pojawienia się innych grup o ambicjach mniejszościowych. Posłowie jednak tę opinię pominęli, a kiedy przypominał o niej poseł PiS, zlekceważono go.

W grudniu 2014 roku na zlecenie Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży powstały kolejne dwie opinie-ekspertyzy: socjologiczna i – bardzo krytyczna – prawnicza. Jednak żadna z nich przez cały czas procedowania projektu ustawy nie była brana pod uwagę.

Podczas posiedzenia trzech komisji w dniu 22 lipca 2015 r. doszło – mimo sprzeciwów – do powołania podkomisji nadzwyczajnej, która liczyła 7 posłów (trzech posłów PO, dwóch PIS, po jednym z PSL i SLD). Zadaniem jej miało być „szczegółowe rozpatrzenie projektu”. Podkomisja ta zebrała się 4 sierpnia. W burzliwych obradach wzięło udział tylko pięciu posłów oraz przedstawiciele rządu i wnioskodawców (Z. Kadłubek i J. Tomaszewski), a także prawnicy.

Na wniosek posła PiS, by dr Kadłubek przeczytał Uzasadnienie, ten oświadczył wyraźnie, że argumenty historyczne go nie interesują, że Uzasadnienie miało charakter „patchworkowy” i że w „istocie chodziło o projekt kulturowy, o pewną wizję”…

Tylko że ta „wizja” może mieć dość niebezpieczne konsekwencje. Wprowadzenie nowej mniejszościowej grupy etnicznej jako przejaw „woli ludu” mogłoby stać się wzorcem dla przyszłych secesji.

Podkreśla się, że obywatelski projekt podpisało ok. 140 tysięcy Ślązaków. Ale nie wiadomo, jaką część rodzimej śląskiej społeczności ta grupa stanowi. Pochylano się, jak mówiła posłanka Ziemi Cieszyńskiej, nad prośbą – a raczej żądaniem – tej grupy i nie próbowano określić, jaki procent Ślązaków musi koniecznie mieć tę odrębną od polskiej etniczność. Jeśli szacować liczbę rodowitych Ślązaków na ok. 2,5 mln osób – może 2 mln, może 3 mln (dokładnie nie wiadomo) – to i tak 140 tysięcy jest to zaledwie jakieś 4 do 7%. Rodzi się pytanie, co z większością, która takiej potrzeby nie widzi? Czy będzie do mniejszości przypisana?

Wróćmy do obrad podkomisji. Trwały niecałą godzinę. Przewodnicząca Danuta Pietraszewska nie zdecydowała o powołaniu dodatkowych ekspertyz, nie zwróciła się o opinię rządową, pominęła możliwość uzyskania szacunkowych obliczeń kosztów, które byłyby związane z wprowadzeniem nowej mniejszości etnicznej. Podczas procedury, przy jednym głosie przeciwnym (PiS), czworo posłów (PO i SLD: troje posłów ze Śląska i Białorusin) zdecydowało o wpisaniu do ustawy nowej, śląskiej mniejszości etnicznej, a dwóch jej przedstawicieli do komisji. Ustawa miała wejść w życie 1 stycznia 2016 r. To nie było posiedzenie, podczas którego zastanawiano się nad celowością i skutkami zapisu. To była praca zgodnie z wcześniej przygotowanym planem wprowadzenia nowej mniejszości!

Ażeby poznać przebieg posiedzenia, nie możemy – jak to zwykle bywa – skorzystać ze stenogramów, bo ich nie sporządzono! Jest tylko zapis elektroniczny! Jednak na archiwalnych nagraniach można sprawdzić, z jaką to pieczołowitością powołano śląską mniejszość. To był rzut na taśmę!

Wydawało się, że we wrześniu ubiegłego roku sprawozdanie podkomisji zostanie przyjęte i posłowie ustawę przegłosują. Na szczęście nie doszło do tego. Poseł PiS wytknął przewodniczącej brak opinii rządowej oraz wstępnego oszacowania kosztów. Bo trzeba byłoby wprowadzić dodatkowe nazwy ulic, miejscowości, prawdopodobnie też tłumaczy do urzędów itp. Bo przeca Ślązok niy poradzi godać po polsku! Ostatecznie sprawę śląskiej mniejszości etnicznej przesunięto na obrady w nowej kadencji Sejmu.

Gdyby chciano sumiennie i rzetelnie badać śląską godkę oraz dążyć do jej zachowania, wykorzystano by obowiązujące polskie ustawy. Od siedemnastu lat mamy przecież Ustawę o języku polskim, gdzie wyraźnie mówi się o ochronie polskich gwar jako dziedzictwa narodowego. Od maja 2014 r. mamy zapis naszego sejmiku samorządowego, który jednogłośnie podjął uchwałę o ochronie wszystkich gwar, używanych w województwie śląskim. Wystosował też apel do innych polskich sejmików o podobne działania. Członkowie podkomisji, a wcześniej wszyscy posłowie, nie zainteresowali się możliwością wykorzystania tychże ustaw.

W polskim parlamencie można było zauważyć rozdwojenie jaźni – Sejm przez osiem lat próbował zajmować się śląskim językiem regionalnym oraz śląską mniejszością etniczną. Równocześnie zaś Senat – z inicjatywy pani wicemarszałek Marii Pańczyk-Pozdziej – podczas konferencji i obrad komisji pokazywał różnorodność i wielość śląskich gwar. Starał się też wypracować oraz stworzyć programy kulturowe i dydaktyczne, by te regionalne wartości chronić. To przykład pozytywnego działania. Dlaczego między obydwiema izbami parlamentu nie było współpracy w tym względzie? Dlaczego jedna izba dbała o dobro narodowe – bo dziedzictwo regionalne nim jest – a druga próbowała doprowadzić do podziału i skłócenia Ślązaków?

Jeszcze parę słów o sytuacji, jaka panuje na Śląsku. Za czasów, gdy wicemarszałkiem sejmiku był dr Gorzelik, większość stanowisk w kulturze i w szkolnictwie zajęli zwolennicy separatyzmu. Nic więc dziwnego, że drukuje się książki, które tendencyjnie pokazują przeszłość Śląska. Zauważamy też przerost nieobiektywnie wybranych treści, a ograniczanie informacji o związkach z Polską. Dokonuje się różnych manipulacji. Taki tendencyjny charakter mają również przygotowywane materiały dla szkół i wystawy. Ostatnia, pt. „Silesius”, pokazywana obecnie w Mysłowicach, to prezentacja 26 postaci wybitnych Ślązaków. Zabrakło na niej miejsca dla prymasa Hlonda, Roździeńskiego, Ligonia czy Morcinka. 2/3 tej listy stanowią nazwiska Niemców mieszkających na Śląsku… Jeśli tak ma wyglądać prawda o wybitnych Ślązakach, to nasuwa się pytanie, czy aby wymienione wcześniej starania nie łączą się w logiczny ciąg i nie rysuje się wytyczony cel na przyszłość? Nie bez powodu rozkrzyczały się śląskie separatystyczne gazety. Nieprzypadkowo w Unii Europejskiej rzecznikiem interesu śląskich mniejszościowców stali się europosłowie z Niemiec. Takie właśnie pytania – o prześladowanie mniejszości śląskiej – zadawano pani premier Szydło.

Kto na tym zyskuje? Nie wiadomo. Traci na tym na pewno wizerunek Ślązaka i w naszym kraju, i w parlamencie europejskim.

Poniższy tekst został napisany i rozesłany do posłów przed kolejnymi obradami Sejmu (21-22 bm.) dotyczącymi spraw śląskich. Zaistniała groźba przyjęcia ustawy o śląskim języku regionalnym oraz śląskiej etniczności. Dodatkowym zagrożeniem stało się zawarcie przez PO porozumienia z RAŚ oraz fakt, że wśród posłów PiS ze Śląska są zwolennicy separatyzmu.

Czy parlamentarzyści „podarują” separatystom język śląski?

List otwarty do posłów

Od ośmiu lat grupa Ślązaków czyni starania, by gwary śląskie uznać za język regionalny, a dziewięć miesięcy temu odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie projektu ustawy, która miałaby włączyć Ślązaków do mniejszości etnicznych. Obydwa projekty nie mają podstaw naukowych. Nie są też zgodne ze świadomością narodową większości mieszkańców Śląska.

Ślązacy są grupą regionalną (etnograficzną), podobnie jak inne tego typu grupy (np. górale, Księżacy, Kurpie, Borowiacy i inni). Oczywiście Ślązacy mają specyficzne dla siebie cechy, wyróżniające ich jako społeczność, ale nie wyodrębniają ich one w istotny sposób spośród pozostałych etnicznych mieszkańców Polski.

Wspólnymi cechami są pochodzenie i mowa – w wariancie ogólnonarodowym oraz terytorialnym (gwary): zachodniosłowiańskie, lechickie, polskie, a także tradycja i kultura, wreszcie przeszłość. Taka klasyfikacja jest przyjęta w liczącej się naukowo literaturze. Zwolennicy odrębności, a właściwie secesjoniści, podważają cechy łączące,(!!) próbując udowodnić, że każdy z wymienionych czynników świadczy o odrębności Ślązaków. Uważają więc, że śląszczyzna nie jest odmianą języka polskiego, lecz bliższa jest językowi czeskiemu, morawskiemu, również słowackiemu. Ostatnio zaś dowiedzieliśmy się z uzasadnienia projektu odrębnej etniczności, że mowa śląska zbliża się bardziej do języków łużyckich niż do współczesnej polszczyzny [!]. Pojawiła się też teza, że pochodzi ona bezpośrednio z języka prasłowiańskiego. Te absurdalne twierdzenia zawarte są w każdym [!] uzasadnieniu do projektów składanych w Sejmie. Wcześniej pojawiły się we wniosku o zarejestrowanie nowego śląskiego języka w Stanach Zjednoczonych (w roku 2007). Upowszechniane są też w licznych publikacjach, w Internecie, a także w krótkich filmach dydaktycznych, przygotowanych w czasie pierwszej koalicji PO-RAŚ w województwie śląskim. Pojawiają się kolejne „rewelacje” – a to, że Ślązacy byli ochrzczeni wiek wcześniej od Polaków (tę informację można też znaleźć na wystawie historycznej w nowo utworzonym Muzeum Śląskim w Katowicach), a to, że pochodzą od Celtów… Te wszystkie opinie nie znajdują potwierdzenia ani historycznego, ani archeologicznego.

Należy podkreślić, że uzasadnienia trzech wniosków o uznanie śląskiego języka regionalnego (z 2007, 2010, 2012 roku) zawierają kuriozalne argumenty, łatwe do obalenia przez rzetelnych opiniodawców. Ale nie wszystkie ekspertyzy odsłaniały dezinformujące treści. Opinie socjologów bazowały nie na wynikach badań historycznych, etnograficznych, językoznawczych, nie na badaniach w terenie, ale na analizach deklaracji narodowościowych i oświadczeniach, jakiego języka używają respondenci w kontaktach rodzinnych. Deklaracje przy okazji kolejnych spisów ludności są labilne i często podlegają wpływom. Tak też było po głośnej wypowiedzi jednego z polityków, zmanipulowanej przez media: w obronie rzekomo obrażonych Ślązaków pojawiły się deklaracje narodowości śląskiej, składane przez wielu nie-Ślązaków. Tych okoliczności już opinie socjologów nie uwzględniają, ale przeciwnie, upominają się oni o rozmowy bilateralne z władzami czeskimi, gdyż na terenie Czech istnieje podobno język śląski! Takie stwierdzenia obrażają Ślązaków z Zaolzia, którzy od lat walczą o zachowanie polskich szkół podstawowych, średnich, a także przedszkoli.

Swoista interpretacja faktów historycznych, przedstawiana przez secesjonistów, jest wynikiem działania tzw. liderów etniczności, dobrze opisanych w literaturze, których zadanie polega na tym, by członków mniejszości narodowych utwierdzić w przekonaniu, że są krzywdzeni przez większość. Nagina się fakty, dokonuje przewartościowań poprzez zaprzeczenie prawdziwości wydarzeń historycznych. Okazuje się, że fenomenalne zrywy narodowe – powstania śląskie – były walkami bratobójczymi [!], ponieważ Ślązacy walczyli po obydwu stronach konfliktu… Tymczasem to podczas II wojny światowej Ślązak walczył ze Ślązakiem na wszystkich frontach, np. Ślązacy wcieleni przymusowo do wermachtu musieli występować przeciwko tym walczącym w polskich mundurach na Zachodzie, ale też na froncie wschodnim.

Obserwujemy tworzenie swoistej mapy zbiorowej niepamięci. Należy do niej wykreowany obraz znienawidzonej Polski-krzywdzicielki. Obwinianej niemal o wszystko, głównie zaś o tzw. tragedię śląską: sytuację po 1945 r., kiedy kilkadziesiąt tysięcy Ślązaków przetrzymywano w obozach pracy (koncentracyjnych). W filmie dydaktycznym pt. „Tragiczny wrzesień” (odcinku serii „W/O regionie”) pojawiło się nawet określenie „obóz zagłady” [!] Wielu mieszkańców Śląska wywieziono do przymusowej, niewolniczej pracy w ZSRR. Był to celowy zamysł i realizacja Sowietów, do którego dołączyli komuniści rządzący wówczas w PRL. Takie fragmentaryczne pojmowanie faktów historycznych, bez uwzględnienia szerokiego tła, rodzi konflikty. Nie bierze się pod uwagę wywózek żołnierzy AK (od 1944 r.), także ofiar tzw. obławy augustowskiej, represji w stosunku do Żołnierzy Wyklętych. To wszystko jest wspólną traumą mieszkańców Polski w obecnych, pojałtańskich granicach.

Niegodziwością jest zapominanie o tych Ślązakach, którzy od początku września 1939 do końca wojny ginęli z rąk okupantów niemieckich (egzekucje w Katowicach i innych miastach Śląska nie tylko przez rozstrzelanie, powieszenie, ale też gilotynowanie, a nawet ścięcie toporem braci J. i L. Ciahotnych z Zaolzia, członków polskiego podziemia). Przemilcza się i nie włącza do tragedii śląskiej więźniów zamęczonych w obozach koncentracyjnych. Spośród samych duchownych, którzy tam zginęli, mamy jednego Ślązaka błogosławionego, a proces beatyfikacyjny drugiego trwa. Zapomina się o tragicznych losach kilkuset śląskich policjantów (z których wielu było wcześniej powstańcami). Po ewakuacji na początku wojny na wschód, zostali oni najpierw wywiezieni przez Sowietów do Ostaszkowa, później zaś rozstrzelani w Twerze. Są i śląskie ofiary mordów UPA (ks. L. Wrodarczyk z Radzionkowa). Wszystkie te fakty tworzą śląską tragedię!

Dlaczego w sytuacji skomplikowanych losów Śląska nie poproszono do tej pory o opinie rzetelnych historyków, etnografów i folklorystów? Pierwsza ekspertyza prawna pojawiła się dopiero 8 grudnia 2014 r.! Z listopada tego samego roku pochodzą dwa odmienne warianty kolejnej opinii socjologicznej (wcześniejszy, z 17 XI, zawiera fragmenty, których nie można zaakceptować). Ekspertyz jest już kilkanaście – cztery z 2011 r., dodatkowo opinia Rady Języka Polskiego z tego samego roku, sześć z 2012, dwie z 2014 (trzeba jeszcze przypomnieć, że wnioskodawcy projektu ustawy z 2007 dołączyli sześć opinii, autora jednej z nich poszukano nawet w Asturii…).

Dlaczego od 2007 r. nie wzmocniono przez odpowiednie ustawy wykonawcze ochrony wszystkich polskich gwar (ten zapis jest przecież w Ustawie o języku polskim z 1999 r.)? Taką uchwałę przyjął jednogłośnie Sejmik Samorządowy Województwa Śląskiego w maju 2014 r. Taką inicjatywę przejawia Senat: odbyły się już trzy konferencje na ten temat. Sejm jednak nie poświęca wnikliwej uwagi sprawom ochrony niematerialnego dziedzictwa narodowego, a przecież tak należy traktować sprawy kultury ludowej, folkloru, obyczajów, gwar. Skupia się raczej na roszczeniach grupy zwolenników odrębności śląskiej – językowej i etnicznej. Dodajmy, że uczelnie, kształcące nauczycieli, wycofały się z prowadzenia zajęć z dialektologii i do tej pory jej nie przywróciły. Tak więc popularna literatura, związana ze śląskimi gwarami, której coraz więcej jest na rynku, zawiera niejednokrotnie błędne interpretacje, ponieważ nie jest recenzowana przez przygotowanych do tego specjalistów.

Jak to się stało, że w dokumentacji złożonej do polskiego Sejmu powoływano się na hitlerowskie statystyki? I tylko dwóch posłów zwróciło uwagę na ten haniebny fakt. Jeden z nich ponadto zauważył, że podczas pierwszego czytania projektu ustawy, w dniu 9 października ubiegłego roku, reprezentant grupy inicjatywnej wygłosił być może interesujący wykład na temat etniczności, nie przedstawił natomiast podstawowych argumentów, zawartych w uzasadnieniu wniosku zwolenników mniejszości etnicznej (co było jego obowiązkiem). Dlaczego posłowie nie zaprotestowali przeciwko takiemu zabiegowi? Dlaczego nie byli przygotowani merytorycznie do debaty? To są zbyt poważne sprawy, by można było ulegać urokowi tekstu, chwaląc jego autora, specjalistę od retoryki.

Dlaczego nie mówi się mocnym głosem w Sejmie o skonfliktowaniu licznych mieszkańców Śląska w wymienionych kwestiach? Większość Ślązaków nie jest zainteresowana dyskusją o odrębnym języku i etniczności, ale tym, jak zdewastowano Śląsk oraz jak powstrzymać upadek najbogatszego i najgęściej zaludnionego regionu w Polsce. Rodowici Ślązacy dobrze wiedzą, że językiem homilii, modlitw, pieśni w kościele katolickim i protestanckim była przez wieki ogólna polszczyzna. Obecnie wielu z nich pyta z niepokojem – „to terazki kozania bydom w kojściele po ślunsku? Przeca my zawdy rzykali po polsku”. Stąd też każdy wierzący znał, przynajmniej biernie, ten wariant języka narodowego. A w czasach niemieckich – w seminariach duchownych i nauczycielskich uczono przyszłych księży i pedagogów polszczyzny, po to, by potem sami uczyli religii po polsku oraz by potrafili przekazywać po polsku listy pasterskie, które aż do 1939 r. były przygotowywane w dwóch wersjach – niemieckiej i polskiej.

Wszyscy w Polsce znają strajk dzieci we Wrześni. Niewielu jednak słyszało o protestach śląskich dzieci wtedy, gdy próbowano wprowadzić naukę religii po niemiecku. Było tak nie tylko w Zabrzu i Rudzie, ale i w innych miejscowościach Śląska. Jeszcze w 1906 roku w kilkunastu powiatach Śląska statystyki niemieckie wyliczyły od 80–95% uczniów posługujących się językiem polskim (bo tak ówczesne władze kwalifikowały miejscowe gwary). Te dane współgrają z wynikami plebiscytu, w czasie którego ponad 40% mieszkańców Śląska głosowało za przynależnością do Państwa Polskiego. Znajdują one ponadto potwierdzenie podczas II wojny światowej w liście narodowościowej, tzw. DVL (na terenach wcielonych do Rzeszy). Otóż trzecią i czwartą grupę tworzyło ok. 77 % Ślązaków, uznawanych przez Niemców za „spolonizowanych”. Kolejnym dowodem są częste ucieczki śląskich żołnierzy z wermachtu, głównie na froncie zachodnim (to oni w większości tworzyli 40% grupę Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie). Zdarzały się też ucieczki w ZSRR. Te dane powinni posłowie znać, zanim dadzą wiarę argumentom wnioskujących o śląski język regionalny i odrębną od polskiej etniczność.

Polacy powinni też wiedzieć, jakie incydenty mają miejsce obecnie na Śląsku. Chodzi o zdarzające się fakty zdejmowania polskich flag, w Strzelcach (wówczas, gdy Polska weszła do Unii Europejskiej), a nawet przez kilkanaście dni w Katowicach (w roku 2010), zaś w 2012 r. w Chorzowie w ratuszu usunięto polskie godła. Są wreszcie incydenty o charakterze faszystowskim: fotografia dzieci „hajlujących” pod swastyką (umieszczone w Internecie przez kandydata na radnego). Pewien kandydat na senatora nawoływał do palenia płyt Stanisława Sojki, ponieważ jako rodowity Ślązak nie spełnia oczekiwań RAŚ. Należy podkreślić nienawistną Polsce wymowę licznych publikacji drukowanych przez dwa śląskie wydawnictwa: Ślůnsko Nacyjno Łoficyno z Zabrza oraz Instytut Ślůnskij Godki z siedzibą w Lędzinach, a także artykułów w Jaskółce Śląskiej (organ RAŚ), w Ślůnskim Cajtungu i w Ślůnskij Nacyi (czasopismo Związku Ludności Narodowości Śląskiej). Tych zdarzeń nie należy lekceważyć ani pomijać.

Wpisują się one w rejestr faktów dokonanych, udowadniających antypolskie nastroje na Śląsku. Ich analiza pokazuje, jak systematycznie, krok po kroku separatyści opanowują różne „przyczółki”, powoli zbliżając się do dat wyznaczanych przez Jerzego Gorzelika na autonomię Śląska, a przez Andrzeja Rocznioka – na wolny Śląsk. Jeszcze kilkanaście lat temu nie byłoby możliwe drukowanie książek „historycznych” typu „Historia narodu śląskiego” (bo publikacja byłaby recenzowana przez specjalistów); nie przyszłoby nikomu do głowy nazywanie repolonizacji nazewnictwa na Śląsku, dokonanego przez najwybitniejszych znawców onomastyki i geografii, „rzezią na nazwach”. Określenie to znalazło się w publikacji Z. Kadłubka i A. Kunce „Myśleć Śląsk”, wydanej w Katowicach w roku 2007 w Wydawnictwie Uniwersytetu Śląskiego jako praca naukowa nr 48. Zacytujmy fragment opinii Z, Kadłubka (ze str. 224): „Polacy dokonali na Śląsku po II wojnie, ludobójstwa kulturowego i onomastycznego na nieznaną w historii kultury skalę. Bezkarna rzeź na nazwach /…/). Ten osąd odnosi się do przywrócenia na Śląsku starych nazw polskich z okresu średniowiecza, a także zostawienia utrwalonych tradycją nazw pochodzenia niemieckiego (Kluczbork) albo nadania nowych. Nie przytaczam tu szkalujących Polskę tekstów autorstwa młodych, zdolnych pisarzy, działaczy społecznych oraz dziennikarzy ze Śląska. Nie dziwi już fakt celowego przemilczania udziału Ślązaków a to w powstaniach (m.in. listopadowym, styczniowym), a to w walkach na Wołyniu i Karpatach Wschodnich kilkusetosobowej grupy cieszyńskich legionistów (choć wybito specjalny medal upamiętniający bohaterów). Nie pamięta się o uczestnikach ruchu oporu. Faktów tych zwolennicy „prawdy o Śląsku” nie upowszechniają, ponieważ burzy ona obraz Śląska odległego od związków z polską przeszłością, kulturą, tradycją.

Oczywiście Ślązacy nie tworzą monolitu tożsamościowego. Dzielą się od lat generalnie na trzy grupy – propolskich, proniemieckich i uznających tylko śląską tożsamość. W tej ostatniej jest wielu lojalnych obywateli kraju, w którym żyją. Uważam, że nie można „pochylać się” nad staraniami, a właściwie żądaniami pewnej grupy, domagającej się szczególnych praw dla siebie. Stanowi ona tylko część rodowitych mieszkańców tej ziemi, nieukrywającą swych politycznych czy politykierskich celów.

Z przykrością trzeba stwierdzić, że działania zwolenników śląskiego separatyzmu to między innymi wynik zaniechania przez polskie władze prowadzenia polityki historycznej. Przytoczone fakty dowodzą, że tzw. liderzy etniczności są bezkarni i nie spotykają się z dezaprobatą ze strony znacznej części elit naukowych i kulturalnych. Warto w tym kontekście przekazać ostatnie informacje ze Śląska – członkowie RAŚ będą kandydowali w najbliższych wyborach z list mniejszości niemieckiej…

Na zakończenie chcę podkreślić, że uznanie zarówno regionalnego języka śląskiego, jak i nowej, osobnej etniczności Ślązaków byłoby równoznaczne z lekceważeniem naukowych i tradycyjnych podstaw wyodrębniania regionalnych odmian polszczyzny oraz kwalifikacji mniejszości narodowych i etnicznych. Oznaczałoby także nierespektowanie wyników kilkuwiekowych opisów dialektologiczno-etnograficznych, a wreszcie zignorowanie woli większości Ślązaków, którzy nadal czują się Polakami, zwłaszcza Ślązaków cieszyńskich. Proponowana zmiana w obecnej rzeczywistości politycznej oraz sytuacji relatywizmu moralnego może otworzyć furtkę dla rozmaitych nacjonalizmów, podsycanych przez antypolskie ośrodki. To ostatecznie mogłoby wpłynąć na destabilizację Państwa Polskiego.

Dr Bożena Cząstka-Szymon jest autorką opinii o projekcie ustawy o języku regionalnym z 2012 roku.