Znany rosyjski historyk: Stalin chciał wojny. Jego imperium zdradziecko zajęło terytorium Polski i zabiło wielu polskich obywateli – 30% albo L

Ostatnio na największego rosyjskiego historyka zaczął kreować się Władimir Putin, wygłaszając serię sześciu „wykładów” przed różnymi gremiami o przyczynach wybuchu II wojny światowej. Pogroził nawet, że wkrótce opublikuje artykuł. Utrzymywał, że odkrył nowe materiały w rosyjskich archiwach, z których wyciągnął swoje wnioski, że np. polski ambasador w Berlinie przed wojną Józef Lipski to „swołocz i antysemicka świnia”, oraz sugerował, że to Polska wywołała II wojnę światową, może z małą pomocą Francji i Wielkiej Brytanii. Ale tak naprawdę Putin sam tego nie wymyślił, nie wymyślił też nic nowego, bowiem czerpał pełnymi garściami z dorobku oficjalnej sowieckiej i posowieckiej historiografii.

Powiedział to, co wielu Rosjan sądzi i chce usłyszeć – że Związek Sowiecki i Rosja niczemu złemu wobec innych krajów nie są winne; wręcz przeciwnie, uratowały świat przed nazizmem i w związku z tym (w domyśle) mogą więcej i dziś. A pakt Ribbentrop-Mołotow z tajnym protokołem, jeśli był, to było to genialne posunięcie taktyczne. Tak sądzi rzeczywiście wielu Rosjan, z tym że jednak nie wszyscy.

Historyczny „rewizjonista”

Po pierwsze, większość w ogóle nie interesuje się historią. Po drugie, rzetelni rosyjscy socjologowie (np. z renomowanego niezależnego Centrum Lewady) twierdzą, że z badań wyłania się obraz społeczeństwa pełnego sprzeczności i nie wiadomo, co tak naprawdę Rosjanie jako ogół myślą. Także o historii. Bo Rosja to nie jest kraj, w którym można swobodnie mówić, co się sądzi, do tego Rosjanie od wieków są przyzwyczajeni do skrytości.

O tym, że nie wszyscy Rosjanie mają, cytując Stanisława Cata-Mackiewicza, „umysły w obcęgach”, świadczy działalność takich historyków, jak Mark Sołonin, specjalizujący się właśnie w II wojnie światowej. Zainteresowanie wyniósł z domu, jego ojciec walczył w Armii Czerwonej podczas wojny. Dziś nazywany jest przez oficjalną rosyjską historiografię „rewizjonistą”, choć to, co pisze, w historiografii innych krajów niż Rosja mieściłoby się w naukowym „mainstreamie”. Wytykają mu, że z wykształcenia jest inżynierem lotnictwa, a nie historykiem. Ale jak miałby nim zostać w Rosji, skoro najpierw w czasach sowieckich był dysydentem, a potem nie musiał się wiązać ze światem naukowym? Pisał dobrze udokumentowane książki, które były i są chętnie czytane w Rosji i innych krajach (w tym w Polsce). Ma z pewnością więcej czytelników niż wielu oficjalnych rosyjskich historyków na wysokich stanowiskach.

Od paru lat Sołonin mieszka na stałe w Estonii, ale wciąż udziela się w rosyjskich mediach niezależnych od Kremla (są jeszcze takie w Rosji i zaskakująco dobrze sobie radzą w rzeczywistości prześladowań i represji). Wypowiedział się ostatnio obszernie dla portalu Nowyje Izwiestia o wspomnianej „ofensywie historycznej” Putina przeciwko Polsce. Krok po kroku obala wszystkie kłamstwa i manipulacje sowieckiej oraz posowieckiej historiografii, z rosyjskiego punktu widzenia.

Bezpośrednia przyczyna wojny

W rozmowie z „Nowymi Izwiestiami” Sołonin na początku mówi tak: – Druga wojna światowa to wojna, w której w początkowej fazie uczestniczyły trzy mocarstwa: Anglia, Francja i Niemcy. Potem dołączyły jeszcze dwa światowe mocarstwa: Związek Sowiecki i USA. Jeśli porównać całkowitą wagę tych państw, ich przemysłowy, surowcowy, naukowy, finansowy, ludzki, terytorialny potencjał z potencjałem Polski, w której wtedy mieszkało 35 mln ludzi, która była rozwijającym się krajem rolniczym, to nie da się w żaden sposób zestawić możliwości Polski z możliwościami wielkich mocarstw. Jest jasne, że Polska, choćby chciała, nie mogła w żaden sposób wywołać ani rozpocząć II wojny światowej.

I na tym argumencie w zasadzie można by skończyć dyskusję z Putinem i jego „naukowcami”, ale Sołonin i jego rozmówca idą dalej. Pada pytanie o pakt Ribbentrop-Mołotow. Sołonin podkreśla, że nie można mówić o nim jako o pakcie o nieagresji, bo to tylko „listek figowy”, który przykrywa sedno sprawy. A jest ono takie, że ZSRS i III Rzesza podpisały tajny protokół o podziale wschodniej i środkowej Europy. – Waga sowiecko-niemieckich porozumień z sierpnia i września 1939 r. określiła politykę ZSRS, który naprawdę odegrał decydującą rolę w wywołaniu wojny – stwierdził Sołonin.

Sowiety i Niemcy – różnice

– Związek Sowiecki, a ściślej rzecz biorąc – stalinowskie imperium – zaczął forsować militaryzację na początku lat 30. Wtedy Europa tańczyła fokstrota – powiedział Sołonin, podkreślając, że do czasów Hitlera w Europie tylko ZSRS szykował się do wielkiej wojny. A w innych państwach zmęczonych i wyniszczonych I wojną światową, w których na dodatek w większości jeszcze panowała demokracja, nikt nie chciał nowej wojny. Nawet jeśli chciałyby jej Niemcy, to do czasów Hitlera, jak wskazuje Sołonin, i tak były związane traktatem wersalskim i zakazem rozbudowy armii.

O władzy Hitlera do wybuchu wojny Sołonin mówi zaś tak: – Nie zapomnijmy, że ich partia nazywała się narodowo-socjalistyczno-robotnicza i gestapo nie rozstrzeliwało Niemców w tempie 15 tys. dziennie, tak jak NKWD w szczycie Wielkiego Terroru lat 1937–1938 rozstrzeliwało 15 tys. obywateli ZSRS dziennie. Niemieckich chłopów nie wyniszczali głodem milionami. Wreszcie z Niemiec Hitlera można było uciec – po prostu wsiąść do pociągu na dworcu w Berlinie i pojechać. A w tym czasie z imperium stalinowskiego można było wyjechać, tylko ryzykując życie swoje i obóz koncentracyjny dla swoich bliskich.

– Stalin nie miał żadnych ograniczeń (…). Po rozkułaczaniu, Wielkim Głodzie, nieskończonych represjach z takim zmiażdżonym strachem społeczeństwem można było zrobić już wszystko, co się chciało. I największy kraj świata, z kolosalną ilością surowców naturalnych i zasobami przemysłowymi, został przekształcony w gigantyczną fabrykę broni. W rezultacie pod koniec lat 30. w liczbie dywizji Armia Czerwona przewyższała każdą europejską armię, a w liczbie czołgów i samolotów przewyższała armie Anglii, Francji i Niemiec razem wzięte. Hitler, jakkolwiek by się starał, nie mógł w tak krótkim czasie dogonić Stalina – dodaje Sołonin.

Stalin chciał wojny w całej Europie

Dalej zaprzecza rozpowszechnionym opiniom, że Niemcy pod koniec lat 30. miały może mniejszą armię, ale za to przewyższającą znacznie jakościowo armię sowiecką. Twierdzi, że większość niemieckich czołgów w tamtym czasie to lekkie czołgi, które nie sprawdzały się nawet w boju z dość słabą armią republikańską w wojnie domowej w Hiszpanii. – Mając taką miażdżącą przewagę, Stalin nawet nie musiał przystępować do wojny – wystarczyło dostatecznie głośno uderzyć w stół i Hitler nie śmiałby napadać na Polskę – powiedział rosyjski historyk, sugerując, że Stalin nie chciał powstrzymywać przed tym Hitlera. Co więcej, przez kolejne prawie dwa lata z nim współpracował i pomagał mu szybko rozwijać jego możliwości wojskowe, polityczne i gospodarcze. – Dostawy surowców strategicznych na wielką skalę, w tym produktów naftowych, nieskrywane polityczne ataki  na zachodnich aliantów („anglo-francuscy podżegacze wojenni”), baza niemieckiej floty na Półwyspie Kolskim – wylicza Sołonin sposoby pomocy nazistowskim Niemcom. – Wkroczenie Armii Czerwonej do Polski 17 września 1939 r. nie było punktem krytycznym, ale pozwoliło Niemcom zakończyć wojnę szybko, przed początkiem jesiennych chłodów, zanim armia francuska została zmobilizowana i rozmieszczona na granicy Niemiec.

– Hipoteza sowieckiej historiografii, która zawsze funkcjonowała jako bezwzględny aksjomat, a nie hipoteza, jest taka, że Stalin, ten sam, który miał w rękach najsilniejszą armię świata, bardzo bał się Hitlera i ze wszystkich sił starał się „odwlec początek wojny”. A przy tym, proszę zauważyć, we wrześniu 1939 r. Niemcy ani nie dążyli do napaści na ZSRS, ani nie mieli takiej możliwości. A ja mam inną hipotezę: Stalin chciał wojny (…) w całej Europie. W przewidywanym konflikcie anglo-francuskiego bloku i Niemiec Stalin pomógł słabszej stronie (…) po to, by wojna nie zakończyła się szybkim rozgromieniem Niemiec – podkreślił rosyjski historyk.

Układ monachijski a pakt Ribbentrop-Mołotow

Kreml oskarżył Wielką Brytanię i Francję, że pierwsze dogadały się z Hitlerem, czego skutkiem była konferencja monachijska i rozbiór Czechosłowacji. Jednak Sołonin przekonuje, że takie podejście to kolejna manipulacja. Przypomina, że Niemcy sudeccy na terytoriach, na których mieszkali, stanowili zdecydowaną większość i naprawdę chcieli wejść w skład Niemiec. – Surowi krytycy „układu monachijskiego” mówią, że trzeba było już we wrześniu 1938 r. zrozumieć, do czego sprawy zmierzają, i nie można było w żaden sposób ustępować tak dziwnemu reżimowi, jak hitlerowski – mówi Sołonin. – Na podstawie czego władze Anglii i Francji miały rozpętywać wojnę w Europie, wpędzić swoje narody w straszne nieszczęścia? Po to, by Niemcy, którzy nie ze swojej woli znaleźli się w Czechosłowacji, nadal tam pozostali? Dodaje, że łatwo być mądrym po czasie. W 1938 r. mocarstwa Europy chciały uniknąć wojny i negocjowały z Hitlerem, tak jak dziś mocarstwa świata, w tym Rosja, negocjują np. z Koreą Północną, która grozi rakietami atomowymi.

Sołonin stwierdził też, że nawet jeśli uznamy, że przywódcy Wielkiej Brytanii i Francji popełnili straszny błąd, to nie zajęli ani skrawka ziemi czechosłowackiej, a efektem paktu Ribbentrop-Mołotow było zajęcie więcej niż połowy Polski przez Armię Czerwoną.

Przypomina, że w marcu 1939 r., już po pół roku, Niemcy złamały ustalenia monachijskie i przestały one obowiązywać. Wtedy zmieniła się polityka Anglii i Francji wobec Niemiec. A po ataku Niemiec na Polskę wypowiedziały wojnę Niemcom. – Anglia walczyła od pierwszego do ostatniego dnia tej wojny (…). Przy czym w pewnych momentach walczyła z Niemcami sama, bez sojuszników, a mając potężny Związek Sowiecki jako faktycznego sojusznika Niemiec – podkreślił Sołonin.

Gdzie są „odwieczne ziemie ruskie”?

Potem dziennikarz prosi Sołonina o objaśnienie terytorialnych sporów między Polską a Rosją na przestrzeni wieków. Sołonin mówi, że nie widzi sensu odnoszenia ich do czasów nowożytnych. – Najpierw Wielkie Księstwo Litewskie walczyło setki lat z Wielkim Księstwem Moskiewskim, potem, po zjednoczeniu Polski i Litwy w jedno państwo, Rzeczpospolita setki lat walczyła z rosyjskimi carami-imperatorami. I jedni, i drudzy byli władcami typowymi dla swoich epok, opierali się na eksploatacji, przemocy wobec sąsiadów i własnego ludu, na wszystkich ówczesnych niedobrych feudalnych ideach – mówi Sołonin. – Ale gdy zaczynają mi mówić, że „Polacy zabrali odwieczne ruskie ziemie”, muszę przypomnieć, że do 1772 r., a była to już epoka Katarzyny Wielkiej, wschodnia granica Rzeczypospolitej przechodziła niewiele na zachód od Smoleńska i dalej wzdłuż Dniepru. To oznacza, że całe terytorium dzisiejszej Białorusi i prawobrzeżnej Ukrainy było w składzie Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej przez pięć wieków. Od momentu rozpadu Rusi Kijowskiej. To bardzo długo, o wiele dłużej niż okres przynależności tych ziem do Imperium Rosyjskiego. Ludzie tam żyjący zupełnie nie uważali siebie za „moskowitów” i walczyli przeciwko wojskom Iwana Groźnego, Aleksieja Michajłowicza i innych „wyzwolicieli”, nie szczędząc krwi i życia.

Sołonin przypomniał, że jeszcze w 1863 r. było polskie powstanie przeciwko władzy rosyjskiej, w którym brali udział ludzie dziś nazywający się Litwinami albo Białorusinami.

Trauma klęski roku 1920

– A jeśli rozmawiamy o wydarzeniach XX w., to trzeba to robić ściśle w kategoriach prawa. W tych kategoriach wszystko staje się zupełnie proste. Na ruinach rosyjskiego i austro-węgierskiego imperium po I wojnie światowej powstały nowe państwa, w tym Polska i Rosja Sowiecka. Wszystkie te kraje walczyły między sobą, ale w 1921 r. podpisały traktat pokojowy, który ustalił granicę między Rosją Sowiecką a Polską. Potem, w 1932 r., ZSRS i Polska podpisały układ o nieagresji. Umowy należy wypełniać. Kropka. Jeśli odrzucimy tę zasadę i zaczniemy przypominać, kto kogo obraził w XV w., to będzie to droga od XX w. prosto do tropikalnej Afryki. W świecie cywilizowanym (…) istnieje jedyny fundament polityki międzynarodowej – umowy, których należy przestrzegać. Ale stalinowskie imperium zdradziecko naruszyło układ o nieagresji, wkraczając na terytorium Polski, zabiło wielu polskich obywateli i okupowało połowę kraju – wskazał Sołonin.

Jak mówi, kierownictwo sowieckie żywiło do Polski „gorącą, dziką nienawiść” z powodu klęski w wojnie w 1920 r., a Stalin i Woroszyłow byli uczestnikami tej klęski („Te policzki, które wymierzyła im nowo powstała polska armia, płonęły żywym ogniem”). Poza tym Polska rzeczywiście grała rolę bariery dla pochodu bolszewizmu do Europy. Propaganda sowiecka, jak przypomina Sołonin, „polskich agentów” przedstawiała jako źródło wszelkiego zła. Ich rzekomymi knowaniami uzasadniano i kolektywizację skutkującą Wielkim Głodem na Ukrainie, i operację antypolską NKWD, nawet polskim komunistom sowieckie kierownictwo nie dowierzało, np. mordując w czasach Wielkiego Terroru kierownictwo KPP.

Na koniec przypomniał, że 24 grudnia 1989 r. Zjazd Ludowych Deputowanych ZSRS (pierwszy i jedyny wolny parlament ZSRS – przyp. red.) negatywnie ocenił pakt Ribbentrop-Mołotow. Do dziś nie było głosowania rosyjskiego parlamentu uchylającego tamtą uchwałę, w której zostanie napisane, że „moralnie zatwierdzamy” umowę między nazistami a komunistami, jesteśmy dumni z naszych przodków i możemy to powtórzyć. – Nabierzcie śmiałości, napiszcie to na papierze i przegłosujcie. Żeby przyszłe pokolenia znały nazwiska tych, którzy za tym głosowali – kończy ironicznie Sołonin.

Marcin Herman

Tekst ukazał się pierwotnie w „Gazecie Polskiej Codziennie” i na portalu Niezalezna.pl

źródło: kresy24.pl

Dodaj komentarz