Czy polskie służby chroniły mafię paliwową? – 30% albo L

Kto stał za przeciekiem, który utrudnił uderzenie w mafię paliwową? Osoby, które mogą mieć wiedzę, boją się o życie.

Wprowadzanie do obrotu paliw bez płacenia podatków, podawanie nieprawdy w fakturach VAT i pranie brudnych pieniędzy z lewych interesów, na czym państwo straciło ponad 330 mln zł – tym według prokuratury trudniła się zorganizowana grupa przestępcza złożona i związana ze służbami specjalnymi, którą rozbito w 2016 roku.

Zarzuty w tej sprawie postawiono dotąd 73 osobom. A z dziennikarskiego śledztwa „Rz” wynika, że może ona być tłem personalnej wojny i dymisji, które ostatnio wstrząsnęły Ministerstwem Finansów. Fakty wskazują na to, że w wąskim gronie osób zaangażowanych w rozbijanie paliwowej szajki był „kret”, który roztaczał nad nią parasol ochronny.

SPODZIEWANY NALOT

Na trop podejrzanych przelewów spółki R. z branży paliwowej wpadł w 2014 r. Generalny Inspektor Informacji Finansowych (GIIF). Proceder zaczęli rozpracowywać pracownicy wywiadu skarbowego z Mazowsza.

Ich ustalenia operacyjne m.in. dzięki podsłuchom (za zgodą sądu) dostarczyły mocnych dowodów. Okazało się, że za pomocą wielu podmiotów, w tym zakładanych na tzw. słupy firm na wielką skalę dochodziło do oszustw podatkowych. Firmy miały sprowadzać z Rosji paliwo i nie płacić VAT. W woj. kujawsko-pomorskim prezesami spółek zamieszanych w nadużycia byli członkowie grupy AA (anonimowych alkoholików). Śledczy ustalili, że pieniądze z oszustw inwestowano m.in. w nieruchomości w Emiratach Arabskich. Latali tam specjalni pracownicy spółki powiązani m.in. z mafią pruszkowską.

Służby skarbowe uderzyły w paliwową mafię 26 sierpnia 2016 r. O tym, że spółka R. jest na widelcu służb skarbowych, wiedziało kilka osób w Urzędzie Kontroli Skarbowej (UKS), ABW oraz Piotr Dziedzic (wtedy szef Departamentu Kontroli w Ministerstwie Finansów, dziś wiceminister finansów).

Wejście do spółki przekładano przez kilka tygodni. 26 sierpnia GIIF blokuje rachunki spółki, w porcie w Gdyni zatrzymany zostaje tankowiec z ładunkiem ropy, a na jej warszawską siedzibę nalot robią służby skarbowe. Dyrektor Paweł K. z zarządu paliwowej spółki (według rejestrów jest m.in. prokurentem, członkiem rady nadzorczej), kiedy wkraczają do niej śledczy, zaskakuje ich. Wyciąga z szuflady… umowę sprzedaży spółki. Wynika z niej, że 1 sierpnia, czyli trzy tygodnie wcześniej miał ją kupić 90-letni Cypryjczyk, mieszkaniec Dubaju.

Śledczy ze skarbówki sprawdzają to w Krajowym Rejestrze Sądowym. Okazuje się, że nikt nie zgłosił tam faktu sprzedaży, ale blokuje to wszczęcie kontroli. Udaje się ją rozpocząć dopiero po kilku godzinach negocjacji. Śledczy zabezpieczają dokumenty, ale nie mają wątpliwości, że był przeciek i ktoś musiał uprzedzić o akcji. Nagrania z podsłuchów (ok. 40 płyt DVD) trafiają do prokuratury, która wszczyna śledztwo – taśmy idą do analizy do ABW. Ta jednak je zwraca – okazuje się, że… płyty z dowodami są puste – jakby nic się nie nagrało. Wywiad skarbowy ma jedynie fragmenty (kopii). Śledztwo ostatecznie ląduje w Prokuraturze Regionalnej w Białymstoku. Przed wakacjami 2017 r. CBA zatrzymuje ludzi z grupy spółek R.

ZARZUTY NA SŁUPY

Dziś zarzuty w sprawie mają 73 osoby, w tym prezes spółki z grupy R. – Maksymilian G. (w areszcie był pięć miesięcy). Wolnością cieszy się m.in. Paweł K. (który podczas nalotu służb pokazał umowę sprzedaży spółki), choć był dyrektorem ds. prawnych, musiały więc przez niego przechodzić umowy sprzedaży paliwa kolejnym podmiotom. – Na obecnym etapie wymieniona osoba nie występuje w charakterze podejrzanego – potwierdza Paweł Sawoń, wiceszef Prokuratury Regionalnej w Białymstoku, ale powodów nie wyjaśnia.

Śledztwo dotyczące zorganizowanej grupy przestępczej „obejmuje kilkanaście połączonych postępowań, z terenu całej Polski”. – Z dotychczasowych analiz wynika, że uszczuplenia VAT wynoszą ponad 330 mln zł – precyzuje prok. Sawoń. Dwa lata temu śledczy szacowali skalę wyłudzeń na pół miliarda zł.

SZYKANY I WARIOGRAF

Spółka R. została założona przez ludzi służb specjalnych (w tym byłych wysoko postawionych emerytowanych generałów WSI, UOP). Sam Paweł K. to były funkcjonariusz UOP, a prezes Maksymilian G. – znajomy Konstantego Miodowicza, szefa kontrwywiadu UOP.

W sprawie następuje też zaskakujący zwrot. Dociekliwy pracownik wywiadu skarbowego (dla jego bezpieczeństwa nie podajemy personaliów), który zebrał dowody przeciwko grupie przestępczej – wcześniej doceniany i nagradzany – nagle stał się w nowo utworzonej Krajowej Administracji Skarbowej „czarną owcą”.

O sprawie związanej z podejrzeniem przecieku do R. dowiaduje się Marian Banaś, wiceminister odpowiedzialny za KAS. W listopadzie 2017 r. trafia do niego poufna notatka. Banaś informuje o tym szefa ABW Piotra Pogonowskiego. Efekt? Pracownik operacyjny zostaje odwołany z funkcji kierownika działu operacyjno-rozpoznawczego w Mazowieckim Urzędzie Celno-Skarbowym i przeniesiony do kontroli przesyłek.

Obecny szef ABW cofa także dociekliwemu śledczemu certyfikat bezpieczeństwa – bez niego, nie może pracować w zawodzie. Przyczyny decyzji utajniono z powodu „zagrożenia bezpieczeństwa państwa”. Trzykrotnie jest kierowany na badanie wariograficzne – nawet kiedy po odwołaniu ze stanowiska już nie podlegał takim badaniom. Problemy z certyfikatem bezpieczeństwa w ABW ma także Marcin Kopczyk, jego ówczesny przełożony, który go bronił (ostatnio Kopczyk został odwołany ze stanowiska dyrektora Wydziału Nadzoru nad Kontrolami w MF – niesłusznie przypięto mu łatkę „człowieka Banasia”). Powód? Również rzekome „zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa”. Kopczyk odwołał się m.in. do premiera i wygrał. Na krótko – pod koniec października traci też stanowisko dyrektora ds. nadzoru nad kontrolami w resorcie.

Pracownik operacyjny uważa, że jego problemy wynikają stąd, że posiadł niewygodną wiedzę – m.in. taką, że Paweł K. ze spółki uczestniczącej w oszustwach paliwowych jest znajomym z dawnych lat obecnego wiceministra Piotra Dziedzica. O tym fakcie poinformował Inspekcję Spraw Wewnętrznych w MF, a jej ówczesny szef zgłosił pisemnie w maju 2018 r. informację o znajomości tegoż urzędnika z Pawłem K. z paliwowej spółki. Piotr Dziedzic to delegowany do resortu funkcjonariusz ABW – w ciągu kilku ostatnich lat zrobił karierę w resorcie finansów. Jest pełnomocnikiem rządu ds. prania pieniędzy i wiceszefem KAS. Co sądzi o sprawie?

– Nie wiem, czy w ogóle w sprawie miał miejsce jakiś przeciek. W 2016 r. nie miałem z tą sprawą nic wspólnego. Do realizacji doszło w sierpniu, kiedy sprawy operacyjne prowadził Departament Wywiadu Skarbowego, a nie departament którym wówczas kierowałem – mówi „Rz” wiceminister Dziedzic. – Nie miałem wiedzy o planowanych czynnościach, zresztą nawet takiej wiedzy nie miałem prawa mieć.

O znajomości z Pawłem K. z paliwowej spółki mówi: – Jedyną kwestią, która łączy mnie ze sprawą tej spółki paliwowej jest mój kolega z liceum, Paweł K., który jest chrzestnym mojego syna mającego dziś 26 lat. Ostatni raz z Pawłem widzieliśmy się na komunii syna, od tamtej pory nie utrzymywałem i nie utrzymuję z nim żadnych kontaktów, co także weryfikowały służby. Nie dysponuję wiedzą o jego przestępczej działalności – stwierdza.

Czy przestępcy z mafii paliwowej mogli mieć w służbach i resorcie swoją wtykę, która ich uprzedzała o działaniach? Nikt tego dotąd nie ustalił. Prokuratura nie bada wątku wycieków informacji ze śledztwa. Maksymilian G., (prezes spółki z grupy G.) po konsultacji z prawnikami odwołał spotkanie z nami. Napisał m.in.: „bezpieczeństwo mojej rodziny jest dla mnie najważniejsze”.

© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita

Dodaj komentarz