Historia Trójki jak w soczewce pokazuje konsekwencje niezrozumienia faktu, iż toczy się wojna o Polskę. Jak wiele instytucji, był to skansen PRL i służb dokonujących demontażu komunizmu, by wprowadzić atrapę demokracji, stąd przydatność na następnym etapie peerelowskich liberałów, ludzi wypromowanych przez służby, by nadać systemowi pozory ludzkie.
Oczywiście Trójkę można było zreformować wielokrotnie, ale zawsze zadowalano się tylko zmianą kierownictwa, żeby nie było hałasu i telefonów od znajomych królika, bowiem środowisko medialne, niezależnie od poglądów, związane jest tysiącami towarzyskich nici.
Wszyscy się przecież znają od czasów PRL-u. Kolejni kierownicy Trójki, jeśli nie rekrutowali się z Targowicy, to chcieli, by Targowica ich kochała. Bronili więc każdego pracownika bez względu na to, co sobą reprezentuje (którą służbę czy stopień), uważając, że w zamian skansen PRL nie tylko ich pokocha, lecz będzie także współpracował.
W nagrodę zespół spiskował, kombinował i doprowadzał do usunięcia spragnionych miłości. W Trójce kierownicy, którzy byli ciałem obym, nigdy nie rządzili. To była prerogatywa związku zawodowego – oficjalnej formy organizacyjnej skansenu, który co najwyżej owych kunktatorskich kierowników tolerował i pozwalał krótko siedzieć cicho na stanowisku w nadziei, że potrwa to dłużej.
Gdy nadeszła pora, pozbyto się Krzysztofa Skowrońskiego, a Magdalena Jethon wyeliminowała swego obrońcę Jacka Sobalę. Gdy wreszcie odeszła, została redaktorem naczelnym portalu kodowców KODuj24.pl, gdzie mogła wykazać się bez państwowej posady i kasy. Gdy KOD zszedł do grobu, zaczęła tworzyć Radio Nowy Świat, które jest tak samo perspektywiczne. I znów się zaczynają umizgi do peerelowskich liberałów. Ab ovo.