Jestem „złym człowiekiem”, nie popieram ustawy „futerkowej” – Matka Kurka

Uprzedzam, że felieton zawiera moją ulubioną pułapkę i test na inteligencję, skoro wszyscy dookoła szantażują emocjonalnie i wysyłają do DPS–ów, to mnie też od życia się coś należy. Tytuł rzeczywiście oddaje stanowisko autora, ale jak to mówią diabeł tkwi w szczegółach i bynajmniej nie są moimi pupilami hodowcy zwierząt futerkowych, którzy z rolnictwem mają tyle wspólnego, co „moja osoba” z chirurgią plastyczną. Gdy politycy biorą się za jakąkolwiek sprawę, szczególnie niejednoznaczną ze społecznego i ekonomicznego punktu widzenia, to zawsze wychodzi z tego sieczka albo ideologiczna albo „lobbystyczna”. Z ustawą „futerkową” mamy taki sam bałagan, który chciałbym uporządkować.

Pierwszy element w zasadzie już został uporządkowany, jest całkowitą bzdurą, że hodowla zwierząt futerkowych to masowa działalność rolnicza. Z wiejskim życiem jestem związany od dziecka i nie znam jednego przypadku, żeby chłop zamiast hodowli świń, krów, czy uprawy zbóż i okopowych postawił setkę klatek i prowadził farmę norek. Może mam niesamowitego pecha i moje doświadczenia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, ale śmiem twierdzić, że te bzdury powtarzane w mediach i w Internecie są tylko bzdurami. Polski rolnik nie zajmuje się taką działalnością, a jeśli są jakieś wyjątki to na poziomie kilku procent. Tego typu hodowlami odkąd pamiętam zajmowali się „biznesmeni” i to tacy, powiedzmy sobie szczerze, o chwiejnym kręgosłupie moralnym.

Znałem osobiście kilku hodowców, jeden z nich był moim sąsiadem, mieszkał w tej samej kamienicy i obok garażu, w mieście, postawił całą instalację dla nutrii. Drugi był magazynierem w pobliskiej fabryce i wprawdzie prowadził farmę lisów na wsi, ale to było gospodarstwo jego brata, czy ojca, dokładnie nie pamiętam. Za komuny status takich hodowców mieścił się pomiędzy cinkciarzem i badylarzem, ogólnie uchodzili za cwaniaków, którzy mieli mało szacunku dla ludzi i jeszcze mniej dla zwierząt. Trudno mi powiedzieć jak się sprawy mają obecnie, ale nie wydaje mi się, żeby nagle ludzie o wyjątkowej wrażliwości zagazowywali po kilkaset zwierząt, obdzierali je ze skóry i tak dalej. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że nadal parają się tym ludzie o specyficznej „wrażliwości” i stosunku do istot żywych.

Druga głupota zalewająca publiczne dyskusje to porównanie hodowli zwierząt futerkowych do normalnej hodowli rolniczej, no bo czym się różnią buty skórzane od futra z szynszyli. Na to pytanie potrafi odpowiedzieć najmniej rozgarnięta „szafiarka”, ale dodajmy trochę poważnych argumentów. Jak świat świtem człowiek hodował zwierzęta albo polował i wykorzystywał do ostatniej kości. Mięso pozwalało przetrwać, skóry służyły za odzież, kości za narzędzia. Pierwotne cele hodowli praktycznie utrzymały się do dziś, z myślistwem mamy zupełnie inną historię, jest to niemal wyłącznie krwawa „zabawa”, głównie dla bogatych. Człowiek jako uczestnik łańcucha pokarmowego polując, czy hodując zwierzęta dla mięsa, mleka i innych przedmiotów powszechnego użytku, praktycznie niczym nie różni się od lwa polującego na antylopę, oczywiście co do zasady. Kolosalna różnica polega na umiejętnościach w przetwarzaniu mięsa i skór, ale to nadal można uznać za naturalne i konieczne do przetrwania.

Całkowicie inaczej wygląda to w przypadku hodowli zwierząt, której celem jest tylko i wyłącznie ludzka próżność, jakiej nie wykazuje żadne inne zwierzę, wszak lew nie poluje na lisy, aby lwicy sprezentować kołnierz, to już jest typowe człowiecze wynaturzenie. Taką mam surową ocenę hodowców i klientów hodowców, czynienie sobie przyjemności kosztem życia tysięcy istot, choćby małych szynszyli, nie leży w mojej ludzkiej naturze. Przy takim podejściu powinienem zachować konsekwentnie i poprzeć ustawę „futerkową”, ale byłaby to pozorna konsekwencja i poddawanie się politycznym szantażom, ponieważ z drugiej strony leży inna prosta prawda o człowieku.

Nie Polak, to Rosjanin, czy Niemiec będzie prowadził ten krwawy biznes i zarabiał, a ludzi pozbawionych wrażliwości nie zabraknie do końca świata, tak że klienci na futra z szynszyli i kołnierze z jenota będą zawsze. Innymi słowy ustawa nie uratuje ani jednej norki, ani jednego lisa i szynszyla, o czym twórcy projektu pewnie wiedzą, a jeśli nie wiedzą to jeszcze gorzej o nich świadczy. Poziom popytu na taki barbarzyński blichtr jest stały, co oznacza, że tylko miejsce podaży się zmienią i nic więcej. Oprócz emocji trzeba też używać rozumu, dlatego zamienię szantaż emocjonalny pod tytułem: „każdy dobry człowiek powinien poprzeć tę ustawę”, na szantaż zdroworozsądkowy: „każdy głupi/naiwny człowiek popiera tę ustawę”.

Autor artykułu: Matka Kurka (Piotr Wielgucki)

https://www.kontrowersje.net/jestem_z_ym_cz_owiekiem_nie_popieram_ustawy_futerkowej

Marek Miśko demaskuje obłudę PiS ws. hodowli na futra

Dodaj komentarz