Zamykanie targowisk było błędem – 30% albo L

Ostatnie dni to dramatyczne historie wielu rolników i drobnych przedsiębiorców, których głównym rynkiem zbytu były lokalne bazary i targowiska. Za namową Sanepidu, samorządy, które zarządzają terenem, podejmowały decyzje o zamykaniu bazarów.

Prezydent Poznania wyjawił, że zalecenia Sanepidu zamieniły się nawet w nakazy i decyzje wydawane przez wojewodę, czyli przedstawiciela władzy centralnej w województwie.

Nagle padł mit o ministrze rolnictwa, który rzekomo wspiera rolników i ceni sobie lokalny handel żywnością z pominięciem wielkich korporacji i znacznej ilości pośredników, bowiem w rzeczywistości decyzje determinujące sytuację zapadały na poziomie centralnym. Z cichą akceptacją ministra rolnictwa. 

A wszystko to w czasie kiedy cały czas otwarte były sklepy wielkopowierzchniowe, w tym m.in. markety budowlane.  Bazary, stanowiące niejednokrotnie źródło utrzymania dla wielu polskich rodzin – zamykano.

Natychmiastową reakcją wykazał się Michał Kołodziejczak i kierowana przez niego AGROunia. Organizacja nie tylko podjęła temat w obszarze medialnym ale też natychmiast przeszła do konkretnych działań. Cel był jeden: zmusić rządzących do wycofania się z idiotycznej decyzji.

Wszak oczywistym jest, że handel na powietrzu jest znacznie bezpieczniejszy, pod kątem zagrożenia koronawirusem, niż w zamkniętych powierzchniach marketów. Oczywiście pod warunkiem zachowania niezbędnych procedur bezpieczeństwa.

„Taki był nasz postulat do Sanepidu. Zamiast zamykać bazary – podpowiedzieć zarządcom w jaki sposób mogą podwyższyć poziom bezpieczeństwa dla kupujących” – informuje nas Michał Kołodziejczak.

Swój cel osiągnęliśmy dopiero dzięki zorganizowanemu we wtorek happeningowi pod Pałacem Kultury w Warszawie. Ułożyliśmy napis „żywność” z trzech tysięcy bratków, które przywieźliśmy do stolicy dzięki ofiarności naszych sympatyków.”

Kilka dni wcześniej zorganizowaliśmy zbiórkę, żebyśmy mogli odkupić te kwiatki od ogrodników, którzy już teraz notują ogromne straty. Wiadomo, w czasie kryzysu kwiaty nie są towarem pierwszej potrzeby, ale wszystkich nas irytuje, że holenderscy ogrodnicy wciąż sprzedają swoje kwiaty w „polskich” marketach takich jak Castorama i Leroy Merlin” – dodaje Kołodziejczak.

Decyzja o wyjeździe do Warszawy pomimo rosnącego zagrożenia epidemicznego zapadła, gdyż minister nie odpowiedział na nasze pismo złożone kilka dni wcześniej. Nauczeni doświadczeniem wiedzieliśmy jedno: musimy pojawić się w Warszawie i zainteresować tą sytuacją ogólnopolskie media i opinię publiczną.”

Tylko taka presja działa na polityków, którzy traktują swoje stanowisko jako przechowalnię, a nie służbę dla społeczeństwa.” – puentuje Kołodziejczak. 

Cieszę się, że minister dziś wycofał się z tego idiotyzmu, ale oczekuję od niego znacznie więcej, niż wycofywania się z błędnych decyzji. On jest od podejmowania tych dobrych i pilnowania by były prawidłowo wdrażane” – kończy z nami rozmowę rolniczy aktywista. 

źródło: agrolajt.pl

Dodaj komentarz