Czy Bóg milczy? – Kaziutek

”Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt. 27, 46) – te słowa Jezusa umierającego na krzyżu najgłębiej oddają tajemnicę Boga, który się ukrył. Najczęściej zadawanym pytaniem człowieka udręczonego cierpieniem jest pytanie o nieobecność Boga. Dlaczego Pan Bóg milczy, gdy człowiek woła Go z dołu zagłady? Dlaczego widząc tyle zła, niesprawiedliwość, nic nie uczynił? Dlaczego? Może Go nie ma? Może niebo jest puste? Trudno wtedy znaleźć zadowalającą odpowiedź na te trudne pytania, które oskarżają samego Boga. Biblia wciąż opisuje sytuacje, w których Bóg bezpośrednio zwraca się do człowieka. I to zwraca się poprzez znaki, niejasne symbole. Mówi wyraźnie, wprost. W razie potrzeby powtarza. Dlaczego dziś Bóg do nas tak nie przemawia? Bóg nie tylko mówi. Gdy rozmówca się z Bogiem nie zgadza, Bóg go przekonuje. Robi to do skutku, nie wykazując oznak zniecierpliwienia.                                 

Do Samuela Bóg trzykrotnie zawołał: „Samuelu!”, zanim się wreszcie doczekał odpowiedzi: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha”. Później ich rozmowy stały się codziennością. Mojżesz nie tylko usłyszał imię Boże. On Bogu odmówił. Po wysłuchaniu zadania, jakie Pan zamierza mu powierzyć, przystąpił do przytaczania niekończącej się serii argumentów przeciw, a Bóg cierpliwie z tymi argumentami polemizował. Abraham, idąc z Bogiem „pod rękę”, targował się o liczbę sprawiedliwych w Sodomie, która ma wystarczyć do uratowania miasta. Niestety, negocjacje okazały się bezprzedmiotowe. W Sodomie w ogóle nie było sprawiedliwych, poza imigrantem Lotem.

To tylko trzy przykłady z wielu opisanych w Starym Testamencie. W Nowym Testamencie Bóg mówi do ludzi przez swojego Syna. W Jezusie Chrystusie Bóg mówi z pasją, nie unika ostrych polemik, nie waha się znosić obelgi, a ostatecznie ponieść śmierć. Jest gotów na wszystko, byle dialog między Bogiem a człowiekiem nie wygasł.

Czy dziś Bóg zamilkł? Od stuleci nie powiedział do nas, jak się wydaje ani słowa. Nie mamy też pewności, czy w ogóle nas słucha. Modlimy się. Mówimy do Boga. A On zdaje się nie odpowiadać. Prosimy o różne rzeczy. Czasem to, o co prosiliśmy, zdarza się. A czasem nie.

Czy Bóg w ogóle nas słuchał, zaprzątał sobie głowę problemem, czy spełnić naszą prośbę? Rozpoznajemy w sobie myśli, które mogą pochodzić od Boga, dostrzegamy znaki, które nam przekazuje. Ale przecież ich interpretacja zawsze należy do tego, kto uważa, że został mu dany. Możesz uznać, że Bóg cię wysłuchał, ale możesz też uznać, że zaszło zdarzenie losowe. Możesz uznać coś za Boży znak albo uznać, że to coś nie znaczy nic. Ty decydujesz. I nikt cię w tej decyzji nie może wyręczyć.

Nikt? A duchowni? Tłumaczą wiernym, jaki jest Bóg, czego od nas chce, jakie ma plany wobec nas. Skąd oni to wiedzą? Czy Bóg do nich przemówił? Nie. Czy kiedykolwiek z Nim rozmawiali? Nie wiadomo. Często opierają się na poglądach innych, na opracowaniach teologicznych. Ale czy do tych innych Bóg kiedykolwiek coś powiedział? Czy jest teolog, jakiś biskup, który usłyszał chociaż jedno słowo pochodzące z ust Boga? Też nie możemy mieć żadnej pewności, że Bóg się do nich odezwał.                                                                                         

Mamy jednak Słowo Boże utrwalone w Biblii, wypowiedzi Jezusa, nauki osobiście Go znających apostołów. Jest się czego uchwycić. Bóg powiedział już wszystko, co nam potrzebne do zbawienia. Wystarczy słuchać Słowa Bożego. Poprzez Biblię Bóg wciąż do nas mówi. To jest właśnie Jego Słowo wypowiadane dziś do nas. Słowo Boże jest wieczne. „Ziemia i niebo przeminą, ale moje słowa nie przeminą”. (Łk21,33)                                                                                            

Bóg jednak nie zamilkł. Dla tych, którzy wierzą, że całe Pismo Święte jest natchnione przez Boga, problem Bożego milczenia nie istnieje. Ale to nie oni są w większości. Większość duchownych i teologów opowiada się za historyczno-krytyczną szkołą interpretacji, która zdążyła już rozebrać Biblię na czynniki pierwsze, podważyć każde zawarte w niej słowo. Ta szkoła czytania Biblii przeszła po niej jak buldożer. Chrześcijaństwo zawisło w powietrzu, pozbawione swojego fundamentu. A Bóg zdaje się milczeć, jakby nie zauważał, że zostawiony przez Niego dla nas święty list jest dla współczesnych „uczonych w Piśmie” niewiarygodny.                                                                              

Efektem pracy tych „uczonych w Piśmie”, jest to, że podważyli każdą literkę Biblii, że jedne fragmenty Pisma uznali za natchnione, a inne nie. A Bóg jakby milczał. Jego wolę objawiają ludzie powołujący się na jednych ludzi, a spierający się z innymi. Czy chociaż w sprawie interpretacji swego Słowa Bóg nie mógłby się odezwać, wyjaśnić, kto się myli, kto nie? Czy Bóg akceptuje fakt, że Jego wyznawcy podzielili się na grupy niczym skłóceni „kibole”? Bóg milczy.                                                                                                    

Od czasów Ojców Pustyni, rozwija się mistyka chrześcijańska, która podjęła próbę nawiązania kontaktu z Bogiem, poczucia Jego obecności. Sama ta świadomość obecności Bożej daje mistykowi niewysłowioną radość. Ale czy do nawet najbardziej zaawansowanych w ascezie i modlitwie mistyków Bóg wypowiedział chociaż jedno słowo? Nie. Nigdy. Bóg milczy. Jakże więc mistycy osiągają ten kontakt? Skąd wiedzą, że dotarli do Boga?                                      

Mistycy starają się usunąć z mózgu obrazy świata, wyłączyć pragnienia i myśli, zagłębić w sobie. A tam, ich zdaniem, czeka Bóg. Szkoły mistyków różnią się w szczegółach, stopniu ascezy, słowach, na których się koncentrują, aby wyłączyć myśli. Dla hezychastów był to na przykład okrzyk ślepego Bartymeusza, dla benedyktynów słowo maranatha. Hezychaści wstrzymywali oddech, benedyktyni siedzą w pozycji zwanej kwiatem lotosu. Wszystkie techniki stosowane przez mistyków prowadzą do wyłączenia się ze świata, pomagają osiągnąć spokój, zatopić się w sobie. Ale czy tam, w tym zatopieniu, wyciszeniu, naprawdę czeka Bóg? Czy w środku mózgu jest jakiś zmysł poznawania transcendencji, który się uaktywnia, gdy wyłączy się inne zmysły, zatrzyma myśli? Anatomicznie rzecz ujmując, takiego zmysłu nie ma. Czy posiada go dusza metafizyczna? Potwierdzenia istnienia takiej duszy nie znajdziemy w Biblii. Ale nawet gdyby była, gdyby uaktywniając ją w drodze mistycznych praktyk, można było stanąć obok Boga, to dlaczego On nic nie mówi? Dziecię Samuel nie wstrzymywało oddechu, nie siedziało w pozycji kwiatu lotosu, nie wyłączało myśli. A jednak Bóg trzykrotnie zawołał do niego po imieniu. A wobec mistyków milczy. Nawet wobec nich.                          

Mistycy są przekonani, że nawiązali kontakt z Bogiem, ale czy zza ich przekonania nie kryje się owa prawda, że interpretacja znaku zawsze należy do ciebie? A może mistycy sami wprowadzają się w pewien stan i sami ten stan interpretują, a Bóg po prostu milczy?                                                                                            

Jeszcze dalej od mistyków idą Kościoły charyzmatyczne. Ich wyznawcy ponoć potrafią odpowiednimi pieśniami, modlitwami, ruchami przywoływać Ducha Świętego, choć On zazwyczaj „wieje, dokąd chce”.

A kiedy Duch nimi „owładnie”, mówią językami niezrozumiałymi dla ludzi, upadają na ziemię. Efektownie to wygląda. Święci mężowie i święte niewiasty „owładnięci Duchem”. Ale czy Duch Święty przychodzi na zawołanie? Zawsze? Czy zielonoświątkowcy nie wprowadzają się w pewien stan, który sami interpretują? Zarówno mistycy, jak i zielonoświątkowcy dostali się już na warsztat współczesnej nauki — neurofizjologii. Zarówno osoby pogrążone w głębokiej medytacji, jak i „owładnięte Duchem” poddawano w takich stanach wszechstronnym badaniom przy wykorzystaniu najnowszej aparatury. I choć kontaktu z Bogiem nie można uchwycić metodami naukowymi, to można dokładnie prześledzić aktywność mózgu.                                                          

Okazuje się, że zarówno w stanie głębokiej medytacji, jak i „owładnięcia Duchem” uaktywnia się pewna część mózgu, a spada aktywność pozostałych jego części. Wygląda na to, że w drodze odpowiednich praktyk można uzyskać pewne doznania, przyjemne doznania. Wszystko się w mózgu zaczyna i na mózgu kończy. Człowiek sam sobie wypracowuje doznania, które są nagrodą za jego wysiłek. A potem te doznania interpretuje jako kontakt z Bogiem. A jak na to reaguje Bóg? Bóg milczy. Co więcej, tymi samymi metodami przebadano mnichów buddyjskich. Aktywność ich mózgów wygląda tak samo jak u zielonoświątkowców i zakonnych mistyków.                                                     

Wyznawcy New Age twierdzą, że różne ścieżki prowadzą na ten sam szczyt. Mają rację. Trzeba tylko to twierdzenie uściślić. Pożądanym celem nie jest żadna transcendentna rzeczywistość, żadna prawda, żaden Absolut. Celem jest pewien przyjemny stan mózgu. I osiąga się go tak samo, wielbiąc Awalokiteśwarę, jak i powtarzając słowa Bartymeusza.                                                          

Może w świetle najnowszych badań naukowych wejście w stan mistyczny nie jest aż tak skomplikowane i każdy posługując się choćby powtarzaną mantrą np. coca-cola w rytm oddechu może taki stan ducha osiągnąć.                                                                                                        

Bóg milczy. Może Go nie ma? Ale przecież ja odczuwam Jego obecność. Nie jestem żadnym mistykiem, świętym. Nie jestem nawet tak zwanym porządnym człowiekiem. Prowadziłem wyjątkowo grzeszne życie i pozostaję w grzechach. A jednak odczuwam, że On istnieje, że jest tuż przy mnie.                                                                                                                   

A może i ja ulegam złudzeniu? O jaki znak miałoby chodzić? Nie widzę znaków. Czuję. Mam przekonanie. Rozumiem. Kolejne ścieżki, uważane dotąd za prowadzące do Boga, okazują się ślepymi uliczkami. A ja nabieram coraz większej pewności. Czytam, że YHWH był małym pustynnym bożkiem burzy.         

I zamiast wątpić w odwiecznego Jahwe, wierzę jeszcze bardziej. Słyszę, że mój Bóg, biblijny Elohim, to tylko pogański bożek El. I znów wiara wzrasta. Co się dzieje?  A może Bóg nie milczy? Może woła: Samuelu! jak niegdyś, tylko Jego wołanie zagłusza jazgot świata? Czy wszystkie ścieżki prowadzące do Boga okazują się ślepymi uliczkami? A może tylko te, które człowiek sam buduje, te, którymi chce dojść do Boga dzięki własnym staraniom i ogłosić światu swój triumf? Czy można dziś usłyszeć Boga jak w czasach Abrahama? Rozmawiać z Nim jak niegdyś? Rozdyskutowany świat chciałby, aby Bóg zamilkł. Chciałby Go odsunąć w emocjonalnie obojętne rejony Absolutu, w odległą historię.

Ale poprzez jazgot Babilonu wciąż słychać wołanie: Samuelu! I trzeba wreszcie odpowiedzieć: Mów Panie, bo sługa Twój słucha. Kto się otworzy na głos Boga, ten zrozumie, że czasy Abrahama nie minęły. Kto słucha, ten nigdy nie powie, że Bóg milczy.

Kaziutek

foto


Dodaj komentarz