„ABW wraz z IPN zabezpieczyła archiwa” – kilka dni temu taki tytuł pojawił się na stronie rządowej odnośnie komunikatu Rzecznika Prasowego Ministra Koordynatora Służb Specjalnych.
Tytuł sugeruje, że państwo polskie pod obecnym rządem działa sprawnie. Chciałbym zobaczyć bilans tego „zabezpieczania” obecnego rządu, bo o poprzednim to nawet nie ma co wspominać. PIS już za kilka miesięcy skończy 6 lat panowania, a w tym bardzo długim okresie wykazał się niestety nieudolnością w zakresie likwidowania patologii związanych z różnymi „szafami i teczkami”.
W najnowszym komunikacie mamy też:
„Czynności zrealizowano 12 maja 2021 r. Dokumenty zostały odnalezione na prywatnej posesji należącej do byłego funkcjonariusza w następstwie przeszukania zajmowanych przezeń pomieszczeń mieszkalnych, przeprowadzonego przez funkcjonariuszy katowickiej Delegatury ABW na zarządzenie prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach”.
Z komunikatu dowiadujemy się, ze chodzi o „byłego funkcjonariusza Departamentu I MSW PRL, który zajmował po 1990 roku wysokie stanowiska służbowe w Urzędzie Ochrony Państwa, u którego we wrześniu 2020 r. zabezpieczono ponad 100 dokumentów, wytworzonych w latach 1970-1990 przez jednostki organizacyjne Służby Bezpieczeństwa”.
Płotka złapana, a więc mamy sukces, bo „zabezpieczono archiwa”. Będą zapewne kolejne premie i medale dla generałów a odznaczenia dla wykonawców „zabezpieczenia”.
A gdzie tu mamy w ciągu tych 6 lat rozwiązania systemowe? Nie mamy.
A dlaczego nadal nie mamy? Może głównie dlatego, że mieliśmy okrągły stół i szafy z teczkami, a nie mieliśmy opcji zerowej. Komuchy i jej agentura wygrały transformację, bo oprócz prywatyzacji archiwów w celu zarabiania na szantażach również wielu się ustawiło w nowych służbach w okresie ostatnich 30-stu lat. Jak chociażby z cytowanego komunikatu rządu, były funkcjonariusz wywiadu SB, „który zajmował po 1990 roku wysokie stanowiska służbowe w Urzędzie Ochrony Państwa”.
Mamy dwie kwestie do rozwiązania: istniejące dokumenty utajnione lub poukrywane w zasobach państwowych oraz potencjalne dokumenty w zasobach prywatnych u byłych ludzi komunistycznych służb.
Zbiory w archiwach państwowych – przed wygranymi wyborami w 2015 roku PIS obiecywał „natychmiastowe odtajnienie wyodrębnionego zbioru IPN – tzw. zbiór „Z”. Nowy minister Antoni Macierewicz po zapoznaniu się z tymi tajnymi dokumentami na początku 2016 roku mówił, że zbiór Z tworzy (odkrywa) fikcyjną elitę w służbach specjalnych, w bankowości, w mediach. Dokumenty miały „wstrząsnąć Polską”. Nic z tego, bo przez ponad rok różne służby miały zinwentaryzować zbiory wg swoich potrzeb, ale jakoś nie zdążyły. Niby zbiór „Z” został w 2017 roku odtajniony, ale nie doszło do jego udostępniania historykom, a tysiące jednostek archiwalnych „pozostało w zawieszeniu”, czyli pozostało nadal tajne. Resztę odtajnionych materiałów sprytnie zmieszano z innymi zbiorami IPNu, wiec teraz nie wiadomo, które materiały doszły z likwidowanego zbioru Z. Jeżeli to tak przebiegało, to jaka musi być skala „umoczenia” polityków, a zarazem siły oddziaływania „teczek” na obecnych ludzi władzy, skoro to tak dzisiaj wygląda.
Zbiory „sprywatyzowane” – wyjątkiem do zrobienia czegoś konkretnego w sprawie odzyskiwania sprywatyzowanych dokumentów bezpieki była próba przypodobania się nowej PISowskiej władzy w 2016 roku przez pozostających jeszcze wówczas w służbach ludzi z PO. Po aferze z wdową po zmarłym w końcu 2015 roku gen.Kiszczaku, gdy zaoferowała na początku lutego 2016 roku nieodpłatnie IPNowi fragmenty teczek męża – pomyśleli oni o innych kilkudziesięciu pułkownikach i generałach komunistycznych. I ponoć ABW wysłało do kilku z nich swoich przedstawicieli – ale nie z nakazem przeszukania, tylko z pytaniem, czy nie mają jakichś dokumentów, które są teraz własnością państwa polskiego? Zapewne generałowie „nie mieli kominków” i te teczki leżakują sobie u nich nadal! Chyba wszystkim ludziom władzy zależało i jakoś nadal zależy, by już jak najmniej tych starych tajemnic zostało ujawnionych. A takich sprywatyzowanych szaf było dużo. Mówili i pisali o nich od lat (bo je widzieli u rozmówców) Henryk Piecuch (wykorzystał wiele materiałów sprywatyzowanych przez gen.Pożogę), Lech Kowalski czy Wojciech Sumliński.
Nie słychać nadal nic w PISie o rozwiązaniach systemowych co do istniejących resztek sprywatyzowanych dokumentów podczas procesu ich niszczenia, głównie w latach 1989-92. Żadnych pomysłów, oprócz takich jak opisany zacytowany nalot kilka tygodni temu w Katowicach. Pojedynczy incydent.
Czy w ogóle stare komuchy by ujawniły swoje archeo? Za jaką cenę? Trzeba by po prostu spróbować. Podpowiem jak najprościej można to zrobić: w zamian za oddanie archiwów – ogłosić abolicję i dyskrecję, a nawet dodatkowo jakieś premie pieniężne (budżet specjalnie by nie ucierpiał z powodu uszczuplenia np. kilkudziesięciu milionów zł na taka akcję). Tylko czy ktokolwiek z obecnych PISowskich decydentów jest w stanie się zdecydować na szybkie i konkretne działanie w tej sprawie, skoro od lat nikt nic nie może? Dlatego bardzo pomocna, wręcz niezbędna jest ustawa antykorupcyjna, która zmusi polityków do zbadania swojej wiarygodności poprzez badanie wariograficzne. Taką ustawę tworzy Stowarzyszenie RKW.
Opr. Klemens
Źródło: https://www.gov.pl/web/sluzby-specjalne/abw-wraz-z-ipn-zabezpieczyla-archiwa
fotografia: pixabay.com