Zdjęcie z komórki zamiast rentgena – absurdy teleporad

Noga nie wygląda źle i prawdopodobnie nie jest złamana.

Sytuacja w systemie, który z nazwy ma ochraniać zdrowie obywateli robi się coraz bardziej absurdalnie dramatyczna. Doszło do tego, że aby zapobiegać śmierci z powodu rzekomo wyjątkowo zabójczego wirusa, mamy dramatyczny skok zgonów z innych przyczyn, w tym również ze strachu.           

Wszystko nastawione tylko na koronawirusa i zapobieganie jego transmisji, czyni jeszcze większe spustoszenie niż on sam by uczynił gdybyśmy przeszli nad faktem jego istnienia do porządku dziennego. Wydaje się to tym bardziej wskazane, że przez dziesiątki lat współistnienia z koronawirusami wytworzyliśmy już dawno mechanizmy obronne.          

A tak mamy izolowanie zdrowych medyków i ratowników, zamknięte oddziały szpitalne, wielogodzinne dezynfekowanie karetek, przeładowane szpitale zakaźne chorymi bardziej ze strachu niż z powodu infekcji i zamknięcie się placówek zdrowia na podstawowe potrzeby społeczeństwa.             

Portal dziennikbaltycki.pl postanowił przyjrzeć się tak modnemu teraz leczeniu zdalnemu w pomorskich placówkach podstawowej opieki zdrowotnej. Wnioski są porażające, po pierwsze możliwość skorzystania z teleporady graniczy z cudem, a trudności mogą przyprawić o skok ciśnienia i wysoką gorączkę, co może być odebrane jako objaw zakażenia koronawirusem, i po drugie jej jakość daje wiele do życzenia.   

       
Dobry lekarz kiedys potrafił postawić diagnozę na podstawie wyglądu człowieka oraz jego wydzielin i wydalin, sposobu chodzenia, czy zapachu ciała, nie potrzebując do tego całej tej technologicznej otoczki, która stała się we współczesnym świecie nieodzowna, tylko przede wszystkim bezpośredniego kontaktu z pacjentem i odpowiednio przeprowadzonego wywiadu na temat trybu jego życia.           

Niestety w wykreowanej przez WHO, polityków i koncerny farmaceutyczne covidowej rzeczywistości, kontakt z pacjentem najczęściej, o ile oczywiście wogóle istnieje, ma charakter raczej wirtualny niż rzeczywisty, a od pacjentów wymaga się często zachowań, które przerastają ich możliwości. Dotyczy to szczególnie seniorów, którzy ze względu na wiek są najczęstszymi ofiarami teleporad.           

Jak czytamy w portalu dziennikbaltycki.pl jedną z nich stała się emerytka ze Starogardu Gdańskiego lat 70, która na swoje nieszczęście, jak i systemu opieki zdrowia, po prostu upadła, co może zdarzyć się każdemu, w wyniku czego ucierpiała jej noga, a ona sama nie mogła chodzić. Przychodnia stwierdziła, że przypadek doskonale nadaje się na szybką i bezpieczną teleporadę.        

Kiedy okazało się w czasie wywiadu lekarskiego, że noga nie jest zraniona, nie wystają żadne odłamki kostne, nie jest nienaturalnie odkształcona oraz brak oznak wylewów i zasinienia, lekarz do wystawienia ostatecznej diagnozy potrzebował jeszcze tylko zdjęcia, ale nie rentgenowskiego jak by się w takim przypadku wydawało, tylko z … komórki. I tutaj pojawił się problem ponieważ seniorka posiadała telefon bez funkcji aparatu fotograficznego, zresztą gdyby nawet miała, być może nie potrafiłaby z niej korzystać.                   
Skazana na teleporadę musiała więc na ratunek wezwać wnuczka z jego telefonem i umiejętnościami. Kiedy lekarz skończył oględziny nogi na zdjęciu z komórki, orzekł jak czytamy w portalu dziennikbaltycki.pl, że noga nie wygląda źle i prawdopodobnie nie jest złamana: ,,prawie na sto procent klasyczne zwichnięcie”. Zaordynowane w tym wypadku okłady i obserwacje kończyny nie budzą zastrzeżeń, ale podawanie środków p/bólowych, które skutecznie utrudniają ocenę jej stanu jak i mogą skłonić do jej forsowania, to już jak najbardziej tak.             

Szczególnie, że po tygodniu cierpień i gorączkowania, kiedy rodzina nie wytrzymała i zawiozła seniorkę na SOR okazało się, że noga, która wyglądała na zdjęciu z komórki jak zdrowa, jest … złamana. Co ciekawe największą przytomnością umysłu wykazał się dwunastolatek, który mimo optymistycznej diagnozy lekarza po telefonicznej poradzie postanowił babci obolałą nogę usztywnić, w czym pomogło mu samoprzeszkolenie w tej materii w internecie.             

Takie i podobnie absurdalne przypadki występują teraz jak czytamy w portalu dziennikbaltycki.pl na porządku dziennym. Kaszel przez telefon, robienie zdjęć migdałków, zdalne nastawianie złamanego palca czy diagnoza zapalenia narządów, które były wiele lat wcześniej wycięte, samobadanie kiszki stolcowej i wymaganie od seniorów korzystania z mobilnej aplikacji dla smartfonów WhatsApp, kiedy często nie wiedzą nawet co to jest aplikacja.           

Nie ma się więc co dziwić, że do Rzecznika Praw Pacjenta wpłynęło tylko za pośrednictwem Telefonicznej Informacji Pacjenta w tym roku, do września prawie 80 tysięcy zgłoszeń od krytykujących świadczenia zdrowotne pacjentów. Do tego trzeba doliczyć głosy kierowane bezpośrednio do NFZ oraz tych którzy nigdzie nieprawidłowości nie zgłosili, nie zapominając o tych, którzy dopiero odczują na własnej skórze co znaczy koronawirusowy obłęd.          

Więcej przypadków mrożących krew w żyłach na stronie:    https://dziennikbaltycki.pl/najbardziej-absurdalne-teleporady-zdalne-nastawianie-zlamanej-kosci-zdjecia-gardla-i-kaszlenie-przez-telefon/ar/c14-15301495

Opracowanie BC 
Źródło:     

https://youtu.be/orFvL7QzArk

Dodaj komentarz