PiS zginie od własnej broni, będzie pierwszą ofiarą pandemii strachu, którą rozpętał

W marcu napisałem taki felieton, w którym śmiałem się do rozpuku z opozycji domagającej się, aby w Polsce jak najszybciej pojawił się modny wirus. Bieg wydarzeń jest na tyle dynamiczny, że ludzie o takich kuriozach zapominają, ale tak było, Szumowski na początku „pandemii” przyjął wybitnie ostrożną strategię, podejrzani byli „wymazywani” trzykrotnie i dopiero trzy pozytywne wyniki z rzędu oznaczały zakażenie. Polski pacjent zero to też odrębna i zabawna historia, przede wszystkim był na tyle uprzejmy, że poczekał, aż powstaną nowe zapisy w ustawie, a do szpitala zgłosił się według rozpisanej przez Ministerstwo Zdrowia instrukcji. Wspominam o tych dwóch, tragikomicznych zjawiskach, aby wskazać na jedną okoliczność.

Na początku pandemii każdy rząd, nawet włoski i hiszpański, zyskiwał na sile z bardzo prostego powodu. W warunkach wielkiego zagrożenie, choćby sztucznie wykreowanego, ludzie zawsze liczą, że władza coś zrobi i tylko tam szukają ratunku. Zarządzanie „pandemią” w marcu było zadaniem więcej niż banalnym, wystarczyło nastraszyć społeczeństwo i zrzucić odpowiedzialność na wszystkich, nazywając to solidaryzmem i troską wzajemną, reszta robiła się sama. Nikt w tamtym czasie nie pisał i nie mówił, że gdzieś w Płocku do szpitala nie dostał się pacjent, który zmarł na zawał, chociaż wiadomo, że takich przypadków musiało być kilkanaście, skoro i bez „pandemii” o nich się słyszało. Wszyscy mieli siedzieć w domach i walczyć ze wspólnym wrogiem, poziom strachu nakręcał ludzi, nikt nie musiał specjalnie zachęcać sąsiada, żeby doniósł na innego sąsiada, który poszedł do Castoramy, bez pilnej potrzeby życiowej. Wszystkie te mechanizmy były bardzo łatwe do wprowadzenia i praktycznie same się kontrolowały, dlatego też śmiałem się z najgłupszej na świecie opozycji i ich nadziei, że PiS się na „pandemii” przed wyborami wyłoży.

Tak było, ale się skończyło. Jakkolwiek idiotycznie to brzmi, efekt świeżości „pandemicznej” minął, ludzie przed nieznanym drżą zawsze i wpadają w irracjonalne stany emocjonalne, ale inna cechą charakterystyczną dla masowych zachowań jest oswajanie się, z czasem znudzenie, potem zmęczenie i na końcu bunt. W tej chwili, po siedmiu miesiącach gadania o tym samym, nastąpił etap przejściowy, pomiędzy zmęczeniem i buntem, co widać gołym okiem. Wiosną było nie do pomyślenia, aby jakiś poseł, lekarz, czy dziennikarz podważał siłę „pandemii” i jeszcze ostentacyjnie przeciw temu protestował. Nie było ani jednego incydentu, nawet Korwin założył maseczkę. W szpitalach personel w 80% grzał stołki i fotele przy pustych salach i nie był w stanie przejeść pizzy, którą dostarczali wdzięczni i potencjalni pacjenci. Wszystko to się zmieniło, coraz więcej polityków, lekarzy i dziennikarzy podważa idiotyczną walkę z wiatrakami i ten proces będzie postępował. Wrócić do starego się nie da, bo nie da się odtworzyć tej samej atmosfery grozy i samodyscypliny społecznej, na czym zyskiwała władza.

Ostatnie rozpaczliwe ruchy PiS zmierzają w tę nierealną stronę i wierchuszka partii w ogóle swoich intencji nie kryje. Mówią wprost, że trzeba się bać i ścigać osoby łamiące „reżim sanitarny” i tak dalej, problem władzy w tym, że to już nie działa i nie zadziała. Owszem, jak się wyjdzie na ulice, to 95% obywateli zakrywa szmatami twarze, ale to nie jest strach przed „pandemią”, to jest strach przed represjami, mandatami, sądami i tak dalej. Z kolei w Internecie, gdzie nikt nikogo za brak maseczki nie ściga z każdym dniem jest coraz więcej zmęczenia i buntu, nad czym przy pomocy dekretów zapanować się nie da. W efekcie uruchamia się jeden wielki paradoks, im więcej represji wprowadza władza, rzekomo w obronie życia i zdrowia ludzi, tym bardziej ludzie nie boją się choroby i utraty życia, dawno oswoili się z tymi strachami. Naturalnie mowa o części społeczeństwa, nie o wszystkich, jednak ta część jest na tyle znacząca, że nie ma mowy, aby z taką łatwością i bezkarnością panować nad nastrojami społecznymi, jak na początku „pandemii”. No i teraz przechodzimy do sedna.

W marcu PiS był jak surowy ojciec, który krzyczy i grozi pasem, jednak chroni przed złem największym, dziś PiS jest jak patologiczny ojciec, znęcający się nad dziećmi. Władza przestała się kojarzyć z ostatnią ostoją i deską ratunku, władza kojarzy się Polakom tak jak kojarzyli władzę zawsze: nieudolna, śmieszna i przede wszystkim represyjna. Nakręcona spirala strachu to jednocześnie pułapka bez wyjścia, jeśli się przyjęło całkowicie błędną taktykę, a jej skutki są coraz bardziej fatalne, nie sposób się nagle wycofać i tym samym przyznać do wielkiego błędu. Politycy mają tę cudowną właściwość, że sukcesy przypisują sobie, natomiast porażki zrzucają na nieodpowiedzialne społeczeństwo i nic innego od PiS nie słyszymy. Tyle tylko, że społeczeństwo bardzo takich zachowań polityków nie lubi i przy najbliższej okazji im za to podziękuje. PiS podziękowanie odbierze, przy najbliższych wyborach i sam na to ciężko zapracował.

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)

https://www.kontrowersje.net/pis_zginie_od_w_asnej_broni_b_dzie_pierwsz_ofiar_pandemii_strachu_kt_r_rozp_ta

https://youtu.be/orFvL7QzArk

Dodaj komentarz