Autor: Katarzyna Treter-Sierpińska
We wtorek (2.06.2020) premier Mateusz Morawiecki wraz z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim i ministrem spraw wewnętrznych Mariuszem Kamińskim odtrąbili wielki sukces rządu w walce z koronawirusem.
Stało się podczas konferencji prasowej zorganizowanej przed szpitalem MSWiA w Warszawie. Dowiedzieliśmy się, że rząd sprawnie ogranicza epidemię, „jakiej świat nie spotkał przez 100 lat”, a Polska jest „na czołowym miejscu jako kraj, który ratował każdego człowieka przed śmiercią w samotności”. Premier podziękował obu ministrom za „trudne decyzje, które doprowadziły do tego, że dziś możemy walczyć o normalność i iść bezpieczną drogą”.
– Trzeba było podejmować dramatyczne decyzje. Trzeba było je podejmować w imię wartości, najwyższych wartości, które są dla nas wyznacznikiem, azymutem działania. Tą wartością jest ratowanie każdego ludzkiego życia – oświadczył premier i stwierdził, że dzięki szybkim decyzjom rządu nie znaleźliśmy się w sytuacji Włoch czy Hiszpanii, gdzie lekarze musieli decydować, których pacjentów leczyć. Odnieśliśmy wielki sukces i kraje bogatsze powinny się od nas uczyć.
Minister Kamiński podziękował służbom mundurowym i urzędnikom. – Służby podległe MSWiA musiały podjąć błyskawicznie nieznane sobie zadania, które zostały zrealizowane w sposób niezawodny – oświadczył. Natomiast minister Szumowski stwierdził, że „udało się uniknąć strasznych scenariuszy, dzięki pracy medyków i dyscyplinie Polaków”. – Dzisiaj możemy powiedzieć, że dzięki wysiłkowi wszystkich Polaków mamy jedną z najlepszych w Europie sytuacji epidemicznych – zapewnił.
O matko i córko! Takiego samochwalstwa okraszonego górnolotnymi frazesami dawno już nie słyszałam. Sukces na miarę 100-lecia, że klękajcie narody! Warto zatem przyjrzeć się bliżej temu sukcesowi. Zacznijmy od „jednej z najlepszych w Europie sytuacji epidemiologicznych”. Na jakiej podstawie minister Szumowski twierdzi, że u nas jest najlepiej?
Z danych opublikowanych 1 czerwca przez Światową Organizację Zdrowia wynika, że w Polsce odnotowano większą liczbę zakażeń niż w Rumunii, Danii, Austrii, Norwegii i ponad 20 innych krajach europejskich. Jeśli zaś chodzi o liczbę zgonów przypisywanych wirusowi SARS-CoV-2 to w Polsce odnotowano ich ponad cztery razy więcej niż na Białorusi, gdzie z kolei jest prawie dwukrotnie więcej potwierdzonych przypadków zakażenia.
Białoruś nie wprowadziła żadnych obostrzeń epidemicznych i ma 44 tysiące zakażonych oraz 243 zgony. Polska wprowadził drastyczne restrykcje i ma 24 tysiące zakażonych oraz 1064 zgony. Ciekawe, prawda? Zgodnie z logiką zaprezentowaną przez premiera Morawieckiego podczas dzisiejszej konferencji, na Białorusi powinna mieć miejsce hekatomba, zakażeni powinni być wszyscy, a trup powinien ścielić się gęsto. Ale nic takiego się nie stało. Jeśli zatem rząd uratował Polaków wprowadzając surowe restrykcje, to co uratowało Białorusinów, którym władza nie zafundowała lockdownu?
Zapewne wielu z Was powie, że białoruskie dane są niewiarygodne. A polskie dane są wiarygodne? Ilu Polaków przeszło infekcję nawet o tym nie wiedząc? Z badań przeprowadzonych w tzw. ognisku epidemicznym na Śląsku wynika, że 95% zakażonych nie miało żadnych objawów, a więc nie zachorowało. Jak to wygląda w skali całej Polski? Nie wiadomo. Zanim zrobiono badania wśród górników, testowano tylko osoby z objawami. Osób bez objawów nie testowano. Wnioski? Liczba 24 tysięcy zakażonych jest liczbą z sufitu. Równie dobrze może to być 150 tysięcy, jak też kilka milionów. A ponieważ nigdy nie da się tego sprawdzić, premier Morawiecki i minister Szumowski mogą do końca świata opowiadać, że uratowali Polaków zamykając ich w domach.
Liczba zgonów spowodowanych koronawirusem to również bajka dla potłuczonych. To nie wirus zabijał ludzi. Zabijały ich „choroby współistniejące”. Zabijała ich terapia w postaci chlorochiny podawanej osobom naturalnie odpornym na malarię, o czym poinformował niemiecki pulmonolog dr Wolfgang Wodarg. Zabijała ich morfina podawana starszym osobom w szpitalach i domach opieki, o czym poinformował szwedzki prof. geriatrii Yngve Gustafson. Zabijały ich respiratory uszkadzające płuca, o czym poinformował amerykański lekarz z Nowego Jorku, Cameron Kyle-Sidell. Gdyby w ogóle nie leczono chorych na COVID-19, nie byłoby tylu zgonów! Czyżby minister Szumowski i premier Morawiecki nie znali tych faktów? Chyba jeszcze do nich ta wiedza nie dotarła. Widocznie byli zbyt zajęci obmyślaniem, ilu ludzi wpuścić do restauracji, a ilu do autobusu i czy pozwolić dzieciom wejść do piaskownicy, czy jednak nie pozwolić. W końcu wymyślili, że wesela mogą odbywać się pod warunkiem zachowania dwumetrowego dystansu pomiędzy uczestnikami imprezy. Gratuluję pomysłu! Już widzę takie wesele w reżimie sanitarnym. Cyrk na kółkach!
Na czym zatem polega wielki sukces rządu ogłoszony dziś przez premiera Morawieckiego? Oto dane Ministerstwa Zdrowia o nowych zakażeniach z ostatnich kilku dni: 1 czerwca – 380 przypadków, 31 maja – 219, 30 maja – 416, 29 maja – 333. Średnio 337 nowych zakażeń dziennie. W takiej sytuacji rząd ogłasza, że pokonaliśmy pandemię i jest to zasługa rządu, który wydał zakaz wychodzenia z domu w dniu, w którym stwierdzono 152 przypadki zakażeń. Nakaz noszenia maseczek wszedł w życie w dniu, w którym stwierdzono 336 nowych zakażeń. Nakaz przestał obowiązywać w dniu, w którym stwierdzono 416 przypadków. Logiczne, prawda? Takiej pandemii i takiego sukcesu świat nie widział od 100 lat. Brawo!
Pora na wnioski: decyzje o lockdownie nie miały znaczenia dla przebiegu pandemii. Znaczenie miało co innego, czyli stosowana terapia w przypadku osób chorych, jak również w przypadku osób zdrowych. Chlorochinę podawano również tym, którzy nie mieli objawów, a u których wykryto infekcję. Jeśli trafiło na osobę naturalnie odporną na malarię, to zabijano zdrowego człowieka. Ilu lekarzy i pielęgniarek uśmiercono w ten sposób? A ilu staruszków zabito podając im morfinę? Ilu ludziom uszkodzono płuca doprowadzając do zgonu pod respiratorem zamiast po prostu podać im tlen? Ilu ludzi wystraszono wizją wirusa-zabójcy do tego stopnia, że nie udali się do szpitala po pomoc, która mogła uratować im życie? Ilu ludziom odmówiono pomocy w obawie, że mogą być zakażeni koronawirusem? Ilu ludzi umrze, ponieważ odwołano operacje onkologiczne? Ilu ludzi skróciło sobie życie nosząc maseczki utrudniające oddychanie? Ilu ludzi nadal boi się wyjść z domu w obawie przed pandemią? To są pytania, na które nie odpowie ani premier Morawiecki, ani minister Szumowski zachwyceni sobą do stopnia, który wywołuje odruch wymiotny.
Szanowni Państwo, dziś byliśmy świadkami konferencji prasowej, podczas której komedianci odtrąbili sukces, chociaż koronawirus nie zniknął i nie zniknie, tak jak nie zniknie wirus grypy. Ale opowieści o wirusie-zabójcy pozostaną, bo jest to dla polityków idealne narzędzie do sterowania ludźmi jak stadem baranów.
Pozostaje zadać pytanie: czy Morawiecki i Szumowski wiedzą, ze SARS-CoV-2 nie jest wirusem-zabójcą? Oczywiście, że wiedzą. Gdyby naprawdę był to wirus-zabójca, to rząd nadal nie pozwoliłby nam wyjść z domów obawiając się hekatomby. Ale oni już wiedzą, że żadnej hekatomby nie będzie. A do tego zbliżają się wybory, więc trzeba ludzi uspokoić oraz wmówić im, że PiS odniósł niebywały sukces i uratował Polaków. Komedia trwa i wiele rządowych sukcesów jeszcze przed nami.