Słuchacze i czytelnicy mają taką właściwość, iż słuchają i czytają, co chcą, a nie co się mówi lub pisze.
Do tej kategorii należą miłośnicy Turcji, którzy widzą w niej najwłaściwszego sojusznika Polski. Wszystko, byle nie Stany Zjednoczone, skoro nie wypada stręczyć Rosji i Chin. Miłośnicy Turcji powołują się zazwyczaj na asertywną postawę Erdoğana wobec USA jako wzorzec niezależności i lubią przywoływać historię. Bo, panie, w 1806 roku Turcja walczyła z Rosją. Tylko że nie żyjemy od dawna w roku 1806, a wrogość Turcji wobec Rosji jest legendą.
Wystarczy przypomnieć zwycięstwo Atatűrka nad zachodnimi interwentami, osiągnięte dzięki pomocy bolszewików. W rzeczywistości społeczeństwo tureckie jest antyamerykańskie i prorosyjskie niezależnie od obecnego kursu na sojusz, niechby i taktyczny, z Putinem. Narodowi patrioci, którzy widzą w sojuszu ze Stanami zagrożenie, że zaraz zostaniemy wplątani w nie naszą wojnę, jakoś nie obawiają się, że moglibyśmy zostać wykorzystani w konflikcie Turcji z Kurdami i to w sytuacji, gdy to właśnie Kurdowie mają rację.
Miłośnicy Turcji nie zauważają rzeczywistości, gdyż ta jest niewygodna. Udają więc, że nie wiedzą, iż to Turcja storpedowała rumuński plan utworzenia czarnomorskiej floty NATO, gdyż byłoby to niezgodne z interesami Rosji. Kolejną sprawą jest tureckie veto przeciwko wzmocnieniu wschodniej flanki NATO, co uderza bezpośrednio w bezpieczeństwo Polski. Sprawa powraca już po raz drugi. Turcja chce bowiem zmusić NATO do stanięcia w konflikcie z Kurdami po swojej stronie. Nasze bezpieczeństwo staje się więc przedmiotem szantażu. Ale miłośnikom Turcji nic nie pomoże i będą nadal stręczyli wyimaginowane sojusze, byle uniknąć rzeczywistych wyzwań.