Wszyscy zdążyliśmy się już wzruszyć podkrążonymi oczami ministra Łukasza Szumowskiego. Wysłuchaliśmy z uwagą jego licznych tyrad, wzdychaliśmy z podziwu oglądając w telewizji zatroskaną twarz szef resortu zdrowia. Pora jednak wreszcie zacząć rozliczać go z tego, co robi. I powiedzieć sobie wprost: jeśli ktoś Szumowskiego nie powstrzyma, może nas czekać wielka katastrofa.
Trudno obecnie powiedzieć w jakim stopniu koronawirus wywołujący chorobę COVID-19 jest niebezpieczny dla zdrowia i życia ludzkiego. Nie są w tej sprawie zgodni sami wirusolodzy. Dyskusje na ten temat trwają choćby w Niemczech czy w Szwecji. Ścierające się tam opinie mają określony wpływ na działanie władz tych krajów w zakresie doboru środków walki z wirusem. O ile jednak w lekarze i specjaliści pełnią tam funkcje doradcze, spierając się miedzy sobą, u nas panuje nie tylko jednorodność opinii wpływowych specjalistów od chorób zakaźnych w zakresie walki z wirusem, ale właściwie cały kraj znalazł się w ciągu kilku dni pod rządami ludzi w białych kitlach. Szczególną władzę zdobywa zaś jeden z nich – minister zdrowia Łukasz Szumowski. Wiele wskazuje niestety na to, że przyniesie to opłakane skutki, a z czasem może doprowadzić do prawdziwej politycznej rewolucji. Nie lubię wytartego sloganu, głoszącego, iż „po koronawirusie nic nie będzie takie, jak wcześniej”. Cóż, każdy dzień jest inny niż poprzedni. Natomiast nie da się ukryć, że Polska pod realnymi rządami rozpędzonego ministra zdrowia, zmierz wprost ku katastrofie.
Ekonomizm i medycynizm
Oto doczekaliśmy się, niestety, kolejnego wielkiego ideologa, który czaruje nas gotowością do poświęceń w imię wielkiej idei ratowania kraju. Wcześniej podobna legenda ratownika otaczała Leszka Balcerowicza, który zresztą po dziś dzień występuje jako samozwańczy bohater narodowy, walczący wbrew wszystkiemu i wszystkim z polską biedą i zacofaniem. Przypomnijmy, że reformy Balcerowicza doprowadziły wielu ludzi do tragedii. „Terapia wstrząsowa”, narzucona nam zresztą przez George’a Sorosa, w wykonaniu Balcerowicza faktycznie okazała się szokiem. I nie chodzi wcale o wprowadzanie wolnego rynku. Ówczesny minister finansów dostał bowiem niemal niczym nieograniczoną władzę, a prace dwóch pierwszy rządów III RP zostały podporządkowane bezwzględnie wskaźnikom ekonomicznym, który miały się zgadzać z oktrojowanymi założeniami transformacji gospodarczej. Efekt znamy doskonale: powstała niezdrowa hybryda z, owszem, czymś w rodzaju rynkowej gospodarki, ale to coś nie zostało obudowane żadnymi instytucjami, zapewniającymi praworządność, równość szans czy choćby „miękkie lądowanie” dla tych, którzy w nowych realiach odnajdywali się z wielkim trudem.
U progu lat 90., z różnych powodów, zwyciężyła w Polsce ideologia ekonomizmu. Państwo, bezsilne w innych obszarach, okazało się niezwykle skuteczne w rewolucji ekonomicznej. Efektem była rewolta polityczna, która rozbiła obłędne marzenia o wiecznej władzy solidarnościowych elit.
Obecnie stoimy u progu nowej ideologii, w ramach której niemal wszystkie instytucje państwa zostały podporządkowane walce z wirusem. Żeby była jasność: w przeciwstawianiu się chorobie nie widzę niczego złego. Jednak kolejne stopnie wszechwładzy, jakie z każdym dniem pokonuje ministerstwo zdrowia, zaczyna powoli przerażać. Szczególnie, że ów resort z trudem radzi sobie z tym, do czego między innymi został powołany: wyposażeniem placówek medycznych w niezbędny sprzęt. A mimo to aspiruje, by decydować o edukacji, wolnościach obywatelskich a wreszcie o gospodarce. Podobnie jak przed laty ideologiem ekonomizmu w Polsce był Leszek Balcerowicz, z którego wielu śmiało się, iż zamiast źrenic ma pięciozłotówki, tak obecnie ideologiem medycynizmu, czyli podporządkowania kolejnych instytucji państwa medycznym wskaźnikom, jest Łukasz Szumowski.
Wszystkie modele ministra
Co ciekawe, chociaż Szumowski wypowiada się z pozycji coraz bardziej wszechwładnego autorytetu, nie sposób dociec, gdzie znajduje się źródło jego wiedzy na temat postępu koronawirusa w Polsce. Usiłował zasięgnąć języka w tej sprawie dociekliwy Łukasz Warzecha, który zapytał resort zdrowia o modele, jakimi ten posługuje się w ocenie szerzenia się epidemii. W odpowiedzi biuro prasowe ministerstwa zbyło jednak Warzechę typową paplaniną o biurze analiz, stanowiącym część struktury resortu i tak dalej i tym podobne.
To niezwykle interesujący wątek, choć pewnie nie tak medialny, jak kolejne doniesienia o liczbie zachorowań na świecie. Modele Szumowskiego urastają już bowiem do rangi legendarnych. W pierwszej połowie kwietnia minister nie miał informacji na temat tego, czy wybory można przeprowadzić w maju, czy też nie. Ale niedługo po Wielkanocy jakiś model już podpowiedział mu, że termin majowy jak najbardziej, ale tylko korespondencyjnie, zaś w lokalach wyborczy to dopiero za dwa lata. Przeczytajcie to Państwo jeszcze raz i zastanówcie się nad logikę rozumowania ministra. Oczywiście jest ona zbieżna z logiką Nowogrodzkiej, ale przyznacie, że w ustach żołnierza walczącego z wirusem i przekonującego nas, że właściwie już nigdy nie wrócimy do normalności, takie enuncjacje brzmią co najmniej dziwnie.
I można się z tego nawet nieźle pośmiać – nie pierwszy to raz politycy wychodzą na przechwalających się władzą i wiedzą pyszałków – gdyby nie to, że ministerstwo zdrowia stanowi obecnie serce rządu. To ono udziela rekomendacji poszczególnym resortom oraz de facto tworzy prawo, ograniczające działalność gospodarczą w kraju i naszą wolność. Na jakiej podstawie to robi, skoro w chwili szczerości Szumowski wyznał, że modele statystyczne, którymi dysponuje stale się zmieniają a ich źródło możemy spokojnie oznaczyć taśmą z napisem „nieznane”?
Flegma Morawieckiego
Szumowski otrzymał potężną władzę. I korzysta z niej bez zahamowań. Podobnie jak przed laty robił to Balcerowicz. Sprawia wrażenie tarana, gotowego zniszczyć niemal wszystko, byle osiągnąć zadowalające statystyki. Krzywa zachorowań ma się „spłaszczyć” a wszystko skończy się, gdy pojawi się legendarna szczepionka. Znacie to, prawda? A kiedy się pojawi owa legendarna szczepionka? Szumowski przyznaje między wierszami, że może nie pojawić się… nigdy. Oto logika ministra w pigułce.
Niektóre sformułowania ministra Szumowskiego trafią zapewne do annałów polskiej polityki. Tyle, że minister – nie wiedzieć czemu – zaczął wypowiadać się nie tylko na tematy związane z służbą zdrowia, ale też wszystkie inne, nie mające nic wspólnego z jego kompetencjami. W jednym z wywiadów niedwuznacznie sugerował, że to on zachęcił premiera Mateusza Morawickiego, by ten nie podawał terminów zdjęcia blokady z poszczególnych obszarów działalności gospodarczej. Innym zaś razem zadeklarował, że o wakacjach Polacy mogą zapomnieć, czym niewątpliwie dobił polską turystykę. Czy Szumowski mówi to wszystko ot tak, sobie, bo ktoś powiedział mu, że im bardziej wystraszy Polaków, tym szybciej wpłynie zmniejszenie skali zachowań? A może po prostu uległ magii rosnących słupków zaufania, uwierzył, że może zostać wielkim politykiem i zapragnął wykorzystać swoje pięć minut?
W każdym razie minister zdrowia zdominował w ostatnich dniach niemal cały rząd. Konferencje prasowe z jego udziałem to niemal teatr jednego aktora, nawet jeśli bierze w nich udział lider rządu, czyli premier. Szumowski właściwie nie dopuszcza go do słowa. Flegmatyczny Morawiecki przypomina w swoim zachowaniu Tadeusza Mazowieckiego, który z bezradną irytacją obserwował panoszenie się energicznego Balcerowicza.
Warto, byśmy wreszcie zdali sobie sprawię, że jeśli minister Szumowski nie zostanie przez kogoś poskromiony i opanowany, czeka nas nie tylko głęboki kryzys gospodarczy, z którego nie podniesiemy się przez całe lata. Ale być może czeka nas także coś więcej: rewolucja polityczna. Uszczuplone bowiem zostaną bowiem nie tylko nasze konta, ale także przeorane dusze.
W obronie prekariatu
Napisano o tym tysiące stron, ale przypomnijmy tylko, że sukcesy postkomunistycznego SLD w III RP nie były wcale efektem nagłych przebudzeń pogrobowców PZPR, lecz wiązały się z obietnicą transferów socjalnych dla osób pokrzywdzonych gospodarczo rządami ugrupowań postsolidarnościowych. Można ten wątek rozwijać o kwestie dotyczące dystrybuowania szacunku społecznego, ale najistotniejsze jest jedno: to brak słuchu społecznego ze strony tzw. prawicy torował lewicy drogę do władzy.
Skutkiem medycynizmu obecnej władzy będzie dokładnie to samo. Efekty czekającej nas zapaści gospodarczej nie są trudne do przewidzenia. Polskie społeczeństwo po prostu drastycznie zubożeje. To, w połączeniu z rozpędzającą się inflacją, doprowadzić może do tragedii. W dodatku niebawem będziemy musieli przetrawić także efekty suszy. Nie chcę kolejny raz znęcać się nad Łukaszem Szumowskim, dlatego powiedzmy sobie jedno: prowadzona przez niego polityka być może stanowi remedium na koronawirusa, ale na pewno nie odpowiada w żaden sposób na czekające nas już niebawem bardzo poważne problemy. I nie chodzi o jakiś tam spadek PKB, ale o ubóstwo, bezrobocie, zanik działalności gospodarczej a wreszcie kryzys w służbie zdrowia. Konsekwencje społeczne tych wszystkich zjawisk możecie sobie Państwo dopisać sami.
Trudno oczywiście przewidzieć dokładnie reakcję społeczeństwa na załamanie gospodarcze, ale możemy niemal z pewnością założyć, iż nagłe zubożenie aspirujących i dorabiających się Polaków doprowadzi do prawdziwej rewolucji. O ile bowiem kraje Zachodu przejadły już okres swojego prosperity a tamtejsze społeczeństwa już gdzieniegdzie dyszały żądzą radykalnej zmiany, by zburzyć status quo i otrzymać od nowej władzy znacznie więcej niż jest im w stanie zaoferować obecna, o tyle Polacy dopiero zaczynali dostrzegać efekty swojej ciężkiej pracy, licznych wyrzeczeń oraz przeżytych kryzysów gospodarczych. Nareszcie po blisko 30 latach mogliśmy więcej i lepiej. Wyzbyliśmy się także kompleksów wobec zachodnich gospodarek. Jeśli teraz wszystko to stracimy w ciągu dwóch, trzech miesięcy niewytłumaczalnego zamknięcia państwa, po obecnej władzy nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Nie ma wątpliwości, że wirus należy przetrawić, jednak obecna władza nawet nie ukrywa, że o ile skutecznie wszystko w państwie zamykała, o tyle nie potrafi niczego otworzyć. I nie ma żadnego pomysłu na to, jak powinna wyglądać kolejna faza mierzenia się z tym problemem. Jeśli zaś rząd nie zaplanuje kolejnych kroków, by ratować polską gospodarkę, jeśli nie wyzwoli się z kleszczy medycynizmu ministra Szumowskiego, zostanie z tego wkrótce bezwzględnie rozliczony.
A kto przyjdzie po Zjednoczonej Prawicy? Na pewno nie Koalicja Obywatelska czy ruch Szymona Hołowni. Słońce wzejdzie tym razem dla ugrupowań radykalnie lewicowych. Nie czeka nas żadna dyktatura – jak wieszczą niektórzy liberalni myśliciele, porównując obecną sytuację do tej z lat 30. – lecz kontrolowana rewolucja radykalnych reprezentantów ulicy. W Polsce najpewniej będzie to siła polityczna, przypominająca programem ugrupowanie Adriana Zandberga. System wytworzony przez powojenny liberalizm ma bowiem ogromną zdolność osiągania równowagi. Dlatego w przypadku głębokiej recesji będzie ciążył w kierunku „radykalnie demokratycznych” ugrupowań, nie zaś tych, które przejawiają totalitarne ciągoty.
Inna sprawa, że rządy radykalnej lewicy oznaczają nic innego, jak rodzaj „miękkiej dyktatury”. Obejdzie się bez krzykliwego wodza i wojska na ulicach, ale rozmaite progresywne programy społeczne sprawią, że znajdziemy się w rzeczywistości Huxleyowskiej antyutopii. Trudno szeroko rozpisywać się o tym, co dokładnie może wydarzyć się, gdy radykalna lewica zacznie zaprowadzać w Polsce – i nie tylko w Polsce – swoje porządki. Znamy program takich ugrupowań jak Partia Razem. Możemy się tylko domyślać, co nas czeka. W każdym razie obecne tłumaczenia polityków Zjednoczonej Prawicy, iż nie można łamać „kompromisu aborcyjnego”, bo takie działania utorują drogę do władzy proaborcyjnym radykałom, mogą brzmieć w kontekście obecnych działań rządu jak ponury żart. Lub po prostu kpina. Znacznie szybciej bowiem lewicowe ugrupowania dorwą się do władzy, maszerując po plecach ministra Szumowskiego niż z powodu zakazu aborcji eugenicznej.
Przeczytawszy ów tekst, zapewne ciekawi jesteście, czy można coś jeszcze zrobić, by powstrzymać widmo recesji i nowej, społecznej rewolucji. Zapewne można, ale by odwrócić kartę i szybko przebudować plan „walki z koronawirusem” na znacznie bardziej realistyczny, czyli taki który bierze pod uwagę coś więcej niż tylko tempo przyrostu zachorowań (pomijam tu inne, tajemnicze dane ministerstwa zdrowia) potrzebne jest silne przywództwo. Potrzebny jest lider, którego wizja zmian wykroczy daleko poza opinie wirusologów i niewiadomego pochodzenie modele, o których opowiada minister Szumowski. No tak, ale przecież najpierw potrzebna jest – zgadli Państwo! – szczepionka!
Tomasz Figura
źródło: pch24.pl