Kolejne wybory prezydenckie w Polsce czyli dokąd zmierzamy

Zbliżają się kolejne wybory prezydenckie w Polsce. Kampania trwa w najlepsze , kandydatów mamy sporo, a wyboru, wydaje się, żadnego. I jeszcze ten wyjazd Pana Prezydenta do USA „za pięć dwunasta”.



Co o tym myśleć? Czy to tylko kwestia wspólnej fotki z prezydentem Trumpem, jak twierdzi opozycja ? A może niekoniecznie tylko o to chodzi?
Pospekulujmy. Czyżby ci co rozdają karty na światowej scenie politycznej uznali, że kandydatura obecnie urzędującego prezydenta RP nie przejdzie w wyborach i trzeba szybko finalizować powzięte wcześniej plany biznesowe w naszym kraju?
A może uznali, że obecna formacja polityczna rządząca w Polsce „chyli się ku upadkowi”, a prezydent spełnił swoją rolę i może odejść? Chyba takie rozumowanie należy odrzucić, bowiem Stany Zjednoczone mają w Europie swoje interesy polityczne i chcą mieć „swoich ludzi na miejscu”.

Jednak na wszelki wypadek wolą zabezpieczyć swoje (i nie tylko swoje….) ekonomiczne interesy w naszym kraju, by potem (gdy wygra np. Trzaskowski) nie mieć problemu z ich realizacją. Po prostu – gdy opcja proniemiecka dojdzie do głosu w Polsce w osobie wyłonionego prezydenta, zachodzi niebezpieczeństwo, że ustawodawstwo ułatwiające „popychanie” amerykańskich interesów w Polsce, może być przez niego nieustająco wetowane. Czy „popchnięciu’” tych interesów ma służyć zorganizowana wizyta Prezydenta RP w USA?




Jak zawsze, wobec braku rzetelnych informacji, skazani jesteśmy na domysły. Wracając do samych wyborów. Wychodzi na to, że ponownie zmuszeni jesteśmy wybierać, między opcją polityczną pro-amerykańską a opcją pro-niemiecką (w osobach głównych liczących się kandydatów).
Przy założeniu, że zwycięzca pociągnie za sobą do władzy swój obóz polityczny (wyłoniony w kolejnych wyborach), logicznym wyborem jest poparcie jednak kandydata opcji pro-amerykańskiej. Będziemy mieć wówczas do czynienia z dźwiganiem jedynie skutków amerykańskiej ekspansji gospodarczej w naszym kraju.
Natomiast wybierając opcję pro-niemiecką będziemy dźwigać zarówno skutki ekspansji amerykańskiej (która już się u nas „rozgościła”), jak i tej „europejskiej” (czyli niemieckiej). Należy wziąć również pod uwagę fakt, że interes „europejski” (czyli niemiecki) bardzo lgnie do rosyjskiego, a to raczej powinno nas martwić.
Przygnieceni takim potrójnym bagażem (a kto wie czy nie poczwórnym – cóż nam wiadomo na temat roszczeń wysuwanych względem naszego państwa?), daleko nie zajdziemy.
Oczywiście – najlepszym wyborem byłoby poparcie przedstawiciela opcji PRO-POLSKIEJ, ale to w tej chwili, przy marnym stanie świadomości politycznej naszych rodaków (o co obydwie formacje, ostatnio na przemian rządzące naszym krajem, bardzo zadbały) jest raczej niemożliwe.
Ale i owa opcja musiałaby się oprzeć na jakimś sojuszu. Gra idzie o to, żeby Polska płaciła jak najmniejszą cenę za ten sojusz (trudno ocenić jak to teraz wygląda). Należy jednak ciągle pamiętać, że niewiele nam wiadomo, tak naprawdę, co się rozgrywa za kurtyną światowej sceny politycznej, a to tam decydują się zazwyczaj nasze polskie losy.

ZA: Rzeczpospolita.pl

Dodaj komentarz