Izrael potwierdza diagnozę „pandemii” – polityczny wirus, inżynieria społeczna

Do przeciętnego zjadacza chleba z pasztetem drobiowym docierają wyłącznie szczątkowe informacje albo i zwykłe kłamstwa, które w nowomowie nazywane są „fake newsami”. Nie inaczej stało się z najnowszą sensacją „pandemiczną”, tym razem z udziałem Izraela. Cały ładunek emocjonalny przekazu zwiera się w jednym krótkim zdaniu: „Izrael po odnotowaniu rekordowej liczby przypadków jako pierwszy wprowadza drugi lock down.”. Taki nagłówek dla większości jest wystarczającym źródłem wiedzy, aby biegać po Internecie i powtarzać idiotyzmy o śmiercionośnym wirusie, przecież kto jak kto, ale Żydzi sobie krzywdy by nie wyrządzili. Tyle ignorancji i taniej podniety, a jakie są fakty?

W Izraelu trwa kryzys polityczny i to co najmniej od roku, swego czasu nawet w Polsce głośno się mówiło o problemach izraelskiego premiera Binjamina Netanjahu i jego żony. Dokładnie chodzi o szereg zarzutów korupcyjnych i innych nadużyć władzy. Od marca tego roku do wyżej wymienionych przestępstw doszedł jeszcze jeden „spisek”, spora część narodu wybranego zaczęła podejrzewać rząd Netanjahu o manipulowanie danymi dotyczącymi „pandemii”. Połączenie zarzutów korupcyjnych z „pandemią” doprowadziło do masowych protestów ulicznych, które trwają w Izraelu wiele miesięcy i w ostatnim czasie zwiększały zasiąg. W stolicy kraju na ulice wychodziło ponad 10 tysięcy protestujących i domagali się dymisji Netanjahu. Trzeba przy tym pamiętać, że mówimy o Izraelu, nie o kraju „młodej demokracji”, gdzie tego typu zjawiska nie są powszechne. Dlatego skalę protestów należy pomnożyć o specyfikę kraju, który dotąd żył zupełnie innymi problemami niż konflikt wewnętrzny.

W takich okolicznościach politycznych Binjamin Netanjahu podjął decyzję o zamknięciu kraju na co najmniej trzy tygodnie i już zdążył policzyć, że będzie to kosztowało około 7 miliardów szekli, co daje mniej więcej tyle samo polskich złotych. Do pełnego obrazu brakuje jeszcze statystyk „pandemicznych” i okoliczności związanych z religią i tradycją kraju żydowskiego. Izrael zamieszkuje 9 milionów mieszkańców, do tej pory wykonano tam ponad 2,7 miliona testów, dla porównania na 38 milionów Polaków „wymazano” 2,8 miliona. Dzienne testowanie w ostatnim czasie sięgało 90 tysięcy i znów warto przypomnieć, że w Polsce mamy powrót do marcowej techniki, testujemy objawowych, co daje 14–20 testów dziennie. Z tej prostej wyliczanki wynika wprost skąd się wzięły rekordy „zachorowań”, przy czym nie ma żadnych rekordów śmiertelności. Ostatnia kwestia, to zbliżające się święta, w najbliższy piątek przypada żydowski Nowy Rok, z kolei 8 października zaczyna się Jom Kipur, jedno z ważniejszych świąt żydowskich.

Teraz z czystym sumieniem i pełną wiedzą możemy przejść do lock downu, który idealnie pasuje do wszystkich opisanych okoliczności politycznych i społecznych. Przepisy są ściśle dopasowane do pacyfikowania protestów ulicznych i kontaktów w większych grupach, w tym w rodzinach. Zgromadzenia w pomieszczeniach zamkniętych mają być ograniczone do 10 osób, w przestrzeni otwartej do 20 osób. W czasie blokady Izraelczycy muszą pozostać w promieniu 500 metrów od miejsca zamieszkania, dodatkowo zamknięte będą wszystkie restauracje. Idealny spokój, żadnych protestów, żadnych rozmów o polityce przy świątecznym stole, większym niż 10 osób i żadnych imprez w knajpach, gdzie da się pogadać o korupcji i manipulacjach wokół „pandemii”. Święty polityczny i społeczny spokój, wprowadzany z pomocą prostych, żeby nie powiedzieć prymitywnych środków.

Takie same argumenty słyszą Żydzi, ze strony cynicznych polityków, jakie słyszą Polacy. Chronisz siebie nie innych, jeśli się uda uratować choćby jedno życie, to warto, jak nie wierzysz w pandemię, to idź na OIOM albo do DPS–u, nie bądź egoistą, twoja matka staruszka może umrzeć. Kazus Izraela to „pandemia” w pigułce, wyłożona na tacy. Wywołano sztuczną „pandemię” używając pospolitej infekcji, aby zrealizować cele polityczne i ekonomiczne. Każdej władzy i możnym tego świata jest ta „pandemia” na rękę, bo prostszego sposobu na zarządzanie tłumem, gaszenie protestów i samokontroli podsycanej strachem, nie ma. Przed tym wszystkim z łatwością można się obronić, ale do tego potrzeba dwóch rzeczy: odwagi i minimum wiedzy, tymczasem jeden i drugi „towar” w wymiarze społecznym jest deficytowy i dlatego to tak doskonale funkcjonuje.

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)

źródło: kontrowersje.net

Dodaj komentarz