Puszcza Białowieska miała sobie poradzić sama. Wszyscy słyszeli to wielokrotnie – cz. II

Być może już nie usłyszymy, że Puszcza Białowieska ze wszelkimi problemami poradzi sobie sama, bo dość mocno zmieniła się narracja tak zwanych ekoaktywistów. Bo teraz, kiedy w Puszczy Białowieskiej jest pełno martwych drzew, a na dodatek zrobiło się mocno sucho, zdali sobie sprawę, że Puszcza Białowieska może sobie jednak nie poradzić sama. Dziś obiecana część druga naszego materiału, który w swojej tematyce jest bardzo obszerny.

W ramach przypomnienia poinformujemy, że wczoraj pisaliśmy między innymi o tym jak ekoaktywiści z różnych organizacji zachowywali się kiedy trwały największe pożary w Biebrzańskim Parku Narodowym, ale też i o nagłym zainteresowaniu ich tym, co się dzieje w Puszczy Białowieskiej. Nagle zaniepokoił ich stan suszy, która w Puszczy Białowieskiej jest nie tylko widoczna, bo też i obecna już od kilku lat. Zainteresowani całością artykułu z dnia wczorajszego znajdą go pod tym linkiem.

W każdym razie bardzo wiele osób zaskoczyło nagłe zainteresowanie działaczy Greenpeace Polska Puszczą Białowieską, ale także i narracją tej organizacji. Do tej pory bowiem ekoaktywiści różnej maści usiłowali przekonywać wszystkich, że nie ma co ingerować w tamtejszą naturę i cały ekosystem, bo Puszcza sobie sama poradzi z problemami.

Nie docierało do nich, że od lat mieszkali tam ludzie, którzy dbali o ten teren, o Puszczę, o drzewa i o wszystko inne, ponieważ od setek lat ta właśnie Puszcza jest także miejscem, które daje pracę, jedzenie i opał na zimę. To zaczęło się zmieniać niedawno, kiedy pojawił się niszczycielski kornik drukarz, zaś ówczesny minister środowiska wraz z leśnikami zdecydowali, że Puszczy trzeba pomóc. Miało to się odbyć poprzez pielęgnacyjną i sanitarną wycinkę zdrowych drzew po to, aby kornik drukarz nie miał się jak przenosić i niszczyć kolejnych świerków.

Aktywiści dokładnie już trzy lata temu utrudniali na wszelkie sposoby prace pielęgnacyjne, ale w tym także wywożenie martwego drzewa z Puszczy Białowieskiej. Cała Polska oglądała sceny przywiązywania się do drzew, rzucanie się na maszyny pracujące w lesie i tym podobne obrazki. Tak zwani działacze ekologiczni, najczęściej ludzie młodzi, bez żadnego wykształcenia w kierunku leśnictwa, ekologii, czy choćby ochrony środowiska, z jakiegoś powodu uważali, że wiedzą wszystko lepiej od ludzi, którzy mają wiedzę, wykształcenie i wieloletnie doświadczenie w pracy w Puszczy Białowieskiej lub okolicznych leśnictwach.

Ponadto kornik, który dla leśników jest szkodnikiem niszczącym cenne dla nich drewno, jest zwierzęciem bardzo ważnym dla leśnego ekosystemu. W powalonych świerkach żyje ponad 150 rzadkich i bardzo rzadkich gatunków roślin, zwierząt i grzybów. Kornik jest pożywieniem dla unikatowego dzięcioła trójpalczastego. A na obszarach lasu, na których w wyniku obecności kornika zmniejszyła się ilość świerków, mogą wrócić inne charakterystyczne dla Puszczy gatunki drzew

– podawał portal kochampuszcze.pl, czyli portal, który stworzyli aktywiści z różnych organizacji, między innymi Greenpeace Polska, WWF, Greenmind czy Fundacji Dzika Polska.

Teraz ich narracja się zmieniła. A przynajmniej zmieniła się narracja działaczy z Greenpeace Polska, którzy nagle zauważyli, że Puszcza Białowieska sobie sama jednak nie poradzi i potrzebne jest działanie pomocowe człowieka. Aktywiści już apelują o między innymi obalenie, zgodnie z obowiązującymi planami urządzenia lasu, drzew zagrażających liniom energetycznym (a w dalszej perspektywie – poprowadzenie tych linii pod ziemią), a także przywrócenie odpowiedniego stanu istniejącym obiektom retencyjnym i zablokowanie rowów odwadniających. Jednocześnie aktywiści dotąd nie zgadzali się na to, aby na teren Puszczy wjeżdżały cięższe maszyny czy pojazdy, bo to zagrażać miało naturze Puszczy Białowieskiej i całemu ekosystemowi.

Dziś leśnicy mówią jednym głosem, że Puszcza Białowieska nie jest już do uratowania. Ekoaktywiści natomiast zmienili narrację w tym względzie, że jednak Puszcza sama się nie obroni. Potrzeba było trzech lat, aby doszli do tych wniosków, które były oczywiste dla leśników już dawno temu. I choć powalanie drzew, to coś innego niż wycinka, na dodatek czynność wymagająca ciężkiego sprzętu, to takie działanie spowoduje tylko, że zagrożenie pożarowe znacznie wzrośnie. Bo aktywiści chyba nie wiedzą, że większość pożarów swój początek czerpie ze ściółki, choć nawet korony drzew, zwłaszcza martwych, to doskonały materiał łatwopalny.

Świerk i jodła. Z punktu widzenia ochrony przeciwpożarowej lasu oba gatunki są do siebie podobne i pełnią taką samą funkcję pożarową. Występują głównie na wilgotnych siedliskach, gdzie rzadko panują warunki korzystne dla inicjacji pożaru. Ochronie przed pożarem sprzyja ich tendencja do tworzenia zwartej korony, silnie ocieniającej dno lasu. Zapobiega to przesychaniu oraz rozwojowi łatwopalnej pokrywy gleby. Dodatkowo silny rozwój rozłożystych konarów na całej wysokości tych drzew znacznie utrudnia wymianę gazową (przepływ tlenu, niezbędnego do podtrzymania procesu spalania) z powodu dużego wypełnienia przestrzeni gałęziami. Jednak są i minusy. W odpowiednich warunkach zarówno świerk, jak i jodła zapalają się szybciej niż sosna, a towarzyszy temu wydzielenie większej ilości ciepła. Świerk nie oczyszcza pnia z martwych konarów, a te ułatwiają przedostawanie się płomieni z pożaru powierzchniowego w wierzchołki drzew. Co ciekawe, naturalne pożary powstałe na skutek wyładowań atmosferycznych powstają najczęściej w litych świerczynach

– czytamy na portalu Przegląd Pożarniczy.

To o tyle istotne, że do pożarów dochodzi w Puszczy Białowieskiej najczęściej właśnie w tych miejscach, w których rosną, bądź rosły przede wszystkim świerki. Wiele z nich jest martwych z powodu aktywności kornika drukarza, więc jeśli pożar wybuchnie, zajmują się ogniem błyskawicznie.

Jest to po prostu dodatkowy bardzo dobry materiał palny, który zwiększa zagrożenie pożarowe w Puszczy Białowieskiej

– powiedział mł. bryg. Grzegorz Bajko, oficer prasowy Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Hajnówce.

Ogromny pożar, którego byliśmy świadkami w zeszłym tygodniu nad Biebrzą pokazuje, że zagrożenie jest bardzo realne i trzeba działać szybko. Tymczasem odnosimy wrażenie, że zwiększenie ryzyka pożarowego jest na rękę zwolennikom wycinki w Puszczy Białowieskiej. Postawmy sprawę jasno – to nie martwe drzewa są zagrożeniem tylko brak odpowiednich działań. Wycinki całych hektarów lasu nie rozwiążą problemu zagrożenia pożarem w Puszczy

– a to już wypowiedź sprzed kilku dosłownie dni Sylwii Szczutkowskiej z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

Tradycyjnie aktywiści, jak widać, lepiej znają się na pożarach od strażaków, którzy czynnie je gaszą w różnych warunkach. I jeszcze, jak można przeczytać między innymi na nośnikach Greenpeace Polska, apelują o to, że musi natychmiast w tej sprawie zadziałać ministerstwo środowiska. Koalicja „Kocham Puszczę” apeluje o powołanie zespołu kryzysowego w sprawie Puszczy. I kolejny raz słyszymy w związku z tym, że Puszcza Białowieska jednak sama sobie nie poradzi.

Dodamy tylko do tego, że zieloni aktywiści mają takie rozeznanie w temacie, którym chcą się zajmować, że nie wiedzą nawet, iż na początku tego roku, jeszcze przed pożarami tak w Biebrzańskim Parku Narodowym, jak i mniejszymi pożarami w Puszczy Białowieskiej, minister środowiska zatwierdził plan przeciwpożarowy dla Puszczy Białowieskiej. Zgodnie z nim mają być doposażeni strażacy z okolicznych jednostek straży pożarnej, jak również budowana ma być mała retencja zatrzymująca wodę. Tak zwani ekolodzy ze swoim apelem spóźnili się nie tylko trzy lata, ale nawet i teraz o kilka miesięcy – wnosząc o to, co zostało już polecone do realizacji.

Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska

Źródło: ddb24.pl

Foto: Flickr.com/ Greenpeace PL

Dodaj komentarz