Czasy, w których mówiliśmy o genialnej strategii i dojrzałości politycznej Jarosława Kaczyńskiego zakończyły się w okolicach marca bieżącego roku. Jest niewielka szansa, że to jedynie zawieszenie rozumu i instynktu politycznego, a wiek w tym wypadku stanie się atutem, ale to tylko szansa. Niestety prócz biologii szefowi PiS włączył się gen destrukcyjny, z którego jest znany od lat. Naszym oczom ukazało się klasyczne przelicytowanie i to przy pomocy starych sztuczek, które kto, jak kto, ale Ziobro zna na pamięć. Żenujący spektakl, jaki obserwujemy od pół roku prowadził do jednego finału. Kto pierwszy powie, że to koniec koalicji, ten przegra. Kaczyński ustami swoich najwierniejszych żołnierzy Suskiego i Terleckiego właśnie to powiedział.
Ziobro bezapelacyjnie tę cześć starcia wygrał, co więcej zrobił to niezwykle spektakularnie i przekonująco. Szkolnym błędem PiS było licytowanie tak wysoko, przy braku jakiejkolwiek alternatywy, a blefowane rozmowy z PSL, to tak groteskowy argument polityczny, że wszyscy się z niego śmiali. Jeszcze gorzej wygląda to z jakiego powodu PiS zerwał koalicję. O ile ustawa futerkowa w odbiorze społecznym jest tak pół na pól, może nawet „większe pół” na rzecz ochrony biednych zwierzątek, to ustawy „kraść i nie przejmować się” nie akceptuje prawie nikt. Dlaczego PiS zerwał koalicję? Nie dlatego, że Ziobro sprzeciwił się ustawie, która była kluczowa dla reformowania Polski, zwalczała złodziejstwo albo brała się za sprzątanie sądów. PiS zerwał koalicję, ponieważ Ziobro nie pozwolił politykom PiS bezkarnie kraść i przyjmować łapówki. Gorszej katastrofy wizerunkowej wyobrazić sobie nie można i z takim garbem na plecach Kaczyński daleko nie zajdzie.
PiS puściły nerwy, co w polityce zawsze kończy się porażką, z kolei Solidarna Polska zachowuje się perfekcyjnie i nawet po histerycznej decyzji Nowogrodzkiej nie atakuje swojego koalicjanta. Żaden poseł od Ziobro i sam Ziobro nie dał się sprowokować słowami o małości i innymi wygłupami duetu Terlecki i Suski. Jeśli ludzie Ziobro utrzymają ten kurs, to będą na tym cały czas wygrywać. Psychologicznie mają przewagę, to oni są tymi, którzy pokornie i cierpliwie znoszą niedojrzałe zachowania większego koalicjanta i jeszcze mają drugi poważny argument – walczą o prawo i sprawiedliwość, nie o prawo do bezkarności. W taki kozi róg zagonił się Jarosław Kaczyński i nie bez powodu wspomniałem o genie destrukcji. Każdy polityk, nawet najwybitniejszy, a takim Kaczyński jest, w którymś momencie przegrywa z powodu swojej wady charakteru albo rozpoznawalnej maniery.
Kaczyński ma jedno i drugie, wiele razy pokazał, że interesuje go wszystko albo nic, tak było za czasów rządu Olszewskiego, tak było w 2005 roku i tak się dzieje teraz. Z chwilą, gdy Kaczyński postanowi zagrać o wszystko nikt i nic nie jest w stanie go powstrzymać, swego czasu nawet brat nie był w stanie. Jest jeszcze jedna wada, która nie raz wpędzała i Kaczyńskiego i cały PiS w bardzo duże tarapaty, to „ręka” do kadr. Ostentacyjne promowanie Morawieckiego na oczach pozostałych koalicjantów i starej kadry PiS, tyrającej na sukces 20 lat, gdy Morawiecki siedział w banku albo doradzał Tuskowi, co musiało się skończyć erupcją wulkanu emocji. Kaczyński przez całe polityczne życie chciał sobie podporządkować partię na zasadach bezwzględnego posłuszeństwa wodzowi i taka strategie jest jedyną słuszną, bo demokracja w partii to naiwność. Problem polega na tym, że Kaczyński nie potrafi sobie powiedzieć dość i w pewnym memencie zamienia podporządkowanie na upokarzanie, na dodatek publiczne.
Ziobro przeszedł przez wszystkie etapy, zna też na pamięć wszystkie ulubione fortele Kaczyńskiego i skorzystał z tej wiedzy bezwzględnie. Obojętnie jakie są motywy Ziobro i jego rola w koalicji, może rzeczywiście jest piachem zacierającym tryby, ale politycznie ograł Kaczyńskiego na oczach całego elektoratu. To nie Ziobro wywołał kwasy w obozie prawicowym bezsensowną ustawą futerkową i jeszcze gorszą ustawą „kraść i się nie bać”. To nie Ziobro biega po mediach i krzyczy o końcu koalicji, obrażą koalicjantów, tym zajmują się żołnierze Kaczyńskiego. Jak to się skończy? Fatalnie dla PiS i Kaczyńskiego, jeśli nie wyjdą z przekonania, że bez PiS nie ma prawicy.
Identycznie myślał SLD i PO. Nie tylko koalicjanci, ale i PiS powinno znać swoje miejsce w szeregu. Tym miejscem jest partia o największej liczbie posłów, ale bez żadnej zdolności do samodzielnego rządzenia. W tej chwili PiS brakuje około 50 posłów, bo nie tylko koalicjanci się postawili, 12 posłów PiS też się wyłamało z szeregów. Jedynym wyjściem z tego pata jest powrót do normalnych rozmów, z których nikt nie wyjdzie upokorzony i w zasadzie wystarczy utrzymać to, co było ustalone w 2015 roku i przez 4 lata działało. Drugi wariant to powtórka z „rozrywki”, popisowy numer Kaczyńskiego pod tytułem „Nic nie będzie”. Wszystko w rękach jednego człowieka, jego emocji, charakteru, wad i zalet.
Matka Kurka (Piotr Wielgucki)
źródło: kontrowersje.net