18 stycznia, na łamach żydowskiego „Forward” Jacob Kornbluh napisał: Gdy Joe Biden ogłosił skład gabinetu, po żydowskim Twitterze zaczął krążyć dowcip – w Zachodnie Skrzydle Białego Domu będzie minjan (czyli wymagane w judaizmie przy odmawianiu modlitwy i czytaniu Tory kworum modlitewne wynoszące 10 mężczyzn). I rzeczywiście – kilkanaście kluczowych stanowisk w administracji Bidena przypadło Żydom, na czele z Ronaldem Klainem – szefem personelu Białego Domu i Dougem Emhoffem – mężem wiceprezydent Kamali Harris (i udziałowcem wielkiej firmy lobbingowej DLA Piper z Los Angeles, obsługującej Hollywood). Klain, w wywiadzie dla „NYT”, zdradził sekret – umówił się z chrześcijańską narzeczoną, że o ile w ich domu będzie choinka, to jednak dzieci zostaną wychowane w wierze mojżeszowej. Sam Emhoff, co do swych przyszłych obowiązków w Białym Domu, jest dziwnie tajemniczy, jednak wg „Forward”: Będzie odgrywał kluczową rolę w administracji. Kamal Harris ujawniła też nadany jej przez synów męża z poprzedniego małżeństwa przydomek – „mamełe”, który w jidysz oznacza „mamusia”. Utworzony przez Joshuę Tauberera portal Govtrack.us uznał ją za najbardziej liberalnego senatora (w rankingu wyprzedziła nawet Bernie Sandersa). Jest za legalizacją marihuany, za imigracją, za kontrolą posiadania broni, aborcją do dziewiątego miesiąca ciąży i razem z Bidenem tworzy najbardziej antykatolicki tandem w historii Ameryki. W pierwotnym zamyśle to ona miała zostać prezydentem. Sprawa skomplikowała się jednak, gdy w prawyborach Partii Demokratycznej otrzymała najgorszy wynik, niewiele ponad 2% głosów. Dlaczego wysunęli ją na to stanowisko? Bo jest córką imigrantów, bo ma męża Żyda i poparł ją Soros. I najważniejsze – nie jest biała.
Tak jak Kamala przechodzi do historii, jako pierwsza kolorowa kobieta na stanowisku wiceprezydenta, tak senator Chuck Schumer upamiętnił się, jako najwyżej politycznie plasowany Żyd w historii Ameryki. „To że został przewodniczącym senackiej większości to powód do dumy dla żydowskiej społeczności” – podsumował Rabin Michael Miller. Wyraził też oczekiwanie, że Schumer będzie używał swoich wpływów i pozycji, aby czyni dobro dla społeczności żydowskiej, Izraela i Żydów na świecie. Przy okazji wyliczył, że w obecnym Kongresie zasiada 37 przedstawicieli „amerykańskiej diaspory żydowskiej”.
Już sama zapowiedź nazwiska sekretarz stanu wywołała w gazetach wyborczych euforię i okrzyki radości: „Nasz człowiek w Białym Domu”. I rzeczywiście, oprócz dziadka pochodzącego z Polski, w biogramie Antony’ego Blinkena mocno podkreślony jest wątek ojczyma – Samuela Pisara, który podczas wojny miał trafić do getta w Białymstoku. Pradziadek Meir pochodził z tego samego kresowego sztetla, co żydowski wieszcz Szolem Aleichem, posługiwał się literackim pseudonim Mayer, a w USA swe powieści i opowiadań w języku jidysz zamieszczał w komunistycznych gazetach w Chicago, w tym „Idishe Arbeter Velt” (Świat żydowskich robotników). Życiorys Blinkena to wspaniały materiał na filmowy scenariusz o (jakby powiedział S. Michalkiewicz) jerozolimskiej szlachcie, a nawet o jerozolimskiej arystokracji: ojciec banksterska potęga – założyciel jednego z największych na świecie funduszy inwestycyjnych Warburg Pincus; matka mecenas sztuki; ojczym jeden z najbardziej wpływowych adwokatów w skali światowej, a on sam absolwent Harvarda. Nie mniej ciekawy jest wątek biznesów Blinkena w Polsce – do ojca należy sieć 180 aptek Gemini i największa w Polsce apteka internetowa. Gdy rok temu zamierzał je sprzedać, wartość biznesu oszacowano na 2,5 miliarda i okazało się, że Ministerstwo Zdrowia zarzucało Gemini nielegalne pozyskiwanie danych o pacjentach poprzez firmową aplikację do obsługi e-recept.
Sekretarz departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego Alejandro Mayorkas jest sprzedawany publice, jako przedstawiciel „społeczności latynoskiej”, chociaż to reprezentantem społeczności żydowskiej, i to pełną gębą – ojciec sefardyjski Żyd z Kuby, a matka Żydówka z Rumunii. Jest pierwszym Amerykaninem urodzonym za granicą stojącym na czele najważniejszej agencji bezpieczeństwa. To także partner doskonale prosperującej żydowskiej kancelarii prawnej WilmerHale i członek zarządu Żydowskiej Grupy Pomocy Uchodźcom (HIAS). Jeszcze przed zaprzysiężeniem na stanowisko, zapowiedział skoncentrowanie się na walce z antysemityzmem i terroryzmem wewnętrznym ze strony „ekstremistów skrajnej prawicy”. Liderzy organizacji żydowskich, podczas spotkania z Mayorkas, wyrazili zaniepokojenie „wzrostem sił skrajnej prawicy” i restrykcyjną polityką imigracyjną Trumpa. Zażądali także powołania łącznika ze społecznością żydowską do spraw terroryzmu wewnętrznego. „Po insurekcji Trumpa jasnym stało się, że urząd Mayorkas będzie głównym adresem społeczności żydowskiej, dla zapewnienia bezpieczeństwa naszych instytucji. Jesteśmy niezwykle jednomyślni w kwestiach imigracji i podejścia do białych suprematystów” – podkreślali uczestnicy spotkania.
Jacob Jeremiah Sullivan, prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego to mąż Margaret Goodlander, b. współpracownicy senatora Joe Liebermana. Za czasów Hillary Clinton był dyrektorem biura planowania politycznego w Departamencie Stanu i jednym z głównych macherów od spraw Bliskiego Wschodu. To on, w jednym z tajnych dokumentów przesyłanych na prywatny serwer pocztowy Clinton, napisał: „Al Qaida is on our side in Syria”. Utrzymywał też, że USA nie powinny powstrzymywać Chin, ale wręcz pomóc im w imperialnym wzlocie. À propos – Mayorkas, w czasach administracji Obamy dyrektor służb imigracyjnych i obywatelstwa, został przyłapany na sprzedaży zielonych kart bogatym Chińczykom. Czarnoskóry sekretarz obrony, ku uciesze Putina i Chińczyków, rozpoczął urzędowanie od oświadczenia, że będzie pilnował parytetu płci i praw mniejszości seksualnych. I chyba rację ma senator Marc Rubio, który ekipę Bidena od bezpieczeństwa narodowego nazywa „grzecznymi, dobrze ułożonymi nadzorcami upadku Ameryki”.
Prokurator generalny Merrick Garland wychował się na żydowskim przedmieściu Chicago Skokie. Dziadek żony, Samuel Irving Rosenman, wówczas protestant, był sędzią Sądu Najwyższego w Nowym Jorku oraz doradcą Roosevelta i Trumana. „Jako wnuk imigrantów, którzy uciekli z Rosji przed antysemityzmem, nada decydujący sznyt temu urzędowi. Oczekuję od niego poradzenia sobie z z takimi wyzwaniami jak nasilające się przestępstwa motywowane nienawiścią” – powiedział (lub raczej zapowiedział) szef Ligi Antydefamacyjne (ADL) Jonathan Greenblatt. Media żydowskie zabrały się też za rozszyfrowanie wytwornie angielskiego nazwiska „Garland”. Okazało się, że dziadek Garlanda w aplikacji o obywatelstwo amerykańskie wpisał: nazwisko „Max Hyman”, wyznanie „hebrajskie”, miejsce urodzenia „Wagowa na Litwie”. Okazało się też, że pełne nazwisko ojca Garlanda to Lejb Icek Garfinkel, że do USA przybył w 1907 r., że matka też pochodziła z Polski i miała na imię Roza oraz że nazwisko Max Garland przybrał na statku, którym z Liverpoolu przypłynął do Nowego Jorku. Przy okazji, i jakby przypadkiem, media żydowskie odkryły, że gubernator Iowa (od 24 lat) Terry Branstad to kuzyn Garlanda, katolik, wcześniej (po drugim mężu matki) luteranin.
Na kluczowe, związane z bezpieczeństwem cyfrowym, stanowisko w Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Biden mianował Anne Neuberger. Chani, bo takie jest jej hebrajskie imię, urodziła się i wychowała w chasydzkiej gminie Boro Park na nowojorskim Brooklynie, ukończyła ortodoksyjny żeński college Bais Yaakov, w domu mówi wyłącznie w jidysz (z chasydzkim akcentem), a jej rodzice George i Renee Karfunkel byli na pokładzie samolotu Air France odbitego w 1976 r. z rąk fedainów przez izraelskich komandosów (w tym brata Netanjahu) na ugandyjskim lotnisku Entebbe. W dniu jej nominacji portal stacji NBC zamieścił informację, że prywatna fundacja jej imienia (i męża Yehudy) przekazała proizraelskiej grupie lobbingowej AIPAC 500 tysięcy dolarów, i że usunięcia wiadomości zażądały organizacje żydowskie i sam AIPEC, bo: jest obraźliwa dla Neuberger i ortodoksyjnych Żydów i insynuuje, że nie jest w pełni lojalną obywatelką USA.
Dokładnie wtedy, gdy potępiał Trumpa za „próbę przewrotu”, Biden wypromował Victorię Nuland, główną organizatorkę kijowskiego Majdanu, który w 2014 obalił Wiktora Janukowycza, a w Tel Awiwie cieszono się, że Ukraina jest drugim po Izraelu krajem, którego premier i prezydent są Żydami. Przy czym nie jej przeszkadzało, że zrobiła to rękami neonazistów, i musiała się przy tym nieźle napocić, gdy pod oknami ambasady USA wyśpiewywali: „Smert moskowsko-żidiwskij komunie”. Gdy jej dziadek, wileński Żyd przyszwędał się do Ameryki, nosił nazwisko Nudelman. Urodzony już na nowojorskim Bronksie ojciec utrzymuje, że jest ateistą, chociaż uczęszcza do synagogi, a córki wychował w tradycji żydowskiej. Jest żoną Roberta Kagana, współtwórcy niezwykle wpływowej grupy lobbingowej, która w latach 90. nadawała niepodzielnie ton w światowej polityce, przez siebie przewrotnie (albo dla niepoznaki) zwana neokonserwatywną, a przez prawdziwych konserwatystów neotrockistowską. Znakomicie zorganizowanej grupy proizraelskich polityków żydowskiego pochodzenia, w przeszłości wyznawców trockizmu, o korzeniach rodzinnych we Wschodniej Europy, najczęściej synów lub wnuków liderów Komunistycznej Partii USA. Przy tym, wszyscy odziedziczyli po kominternowskich przodkach ambicje „robienia porządków” w krajach swego pochodzenia. Mimo diabelskiej roli odegranej w inwazji na Irak, klan Kaganów otorbił administrację Obamy, a dziś wraca do władzy. À propos nazwiska – Nuland nie używa ani rodowego, ani męża. Usiłuje coś ukryć? Pierwsze z nich znaczy w jidysz tyle co wyrabiacz klusek. Drugie to tytuł wodzowski Chazarów, swojsko brzmiący w kontekście Łazara Kaganowicza, drobnego żydowskiego handlarza bydła, jednego z najbliższych współpracowników Stalina, architekta Wielkiego Głodu na Ukrainie, współodpowiedzialnego (obok Berii, Stalina i Kalinina) za zbrodnię katyńską. Czym dziś w USA zajmują się potomkowie Kaganów? Nigdy dość przypominania: pracują w Białym Domu, zasiadają w Kongresie, zarządzają wielkimi bankami, kształcą studentów, pisują dla tamtejszych „gazet wyborczych”, brylują na dyplomatycznych salonach. Bastionem Kaganów jest Departament Stanu. I jeszcze jedno lub jeszcze jedna – drugim zastępcą sekretarza stanu została 71-letnia Wendy Ruth Sherman.
Sekretarz Skarbu Janet Yellen wychowała się w żydowskiej rodzinie na nowojorskim Brooklynie. To córka pochodzących z Polski Anny Blumenthal i Juliusza Yellena (w Polsce nosił pospolicie brzmiące nazwisko „Jeleń”). W czasach Obamy szefowała Rezerwą Federalną (przed nią instytucją rządził pochodzący z polskich Kresów Stanley Fischer). Z nominacji Yellen szczególnie zadowolona była Sheila Katz, szefowa National Council of Jewish Women: „Biden zobowiązał się, że jego gabinet będzie wyglądał jak Ameryka i póki co wygląda. Jego nominacje uwzględniają różnorodność, Żydów, kobiety, Czarnych i Indian, reprezentują pełną różnorodność naszego narodu”. I rzeczywiści prawie wszystkie urzędy objęli przedstawiciele mniejszości. Z tym że Żydzi te najważniejsze, a resztę Indianin i Murzyn.
Za komentarz do innych nominacji powinny wystarczyć imiona i nazwiska: Avril Haines – koordynator służb wywiadowczych, córka Adriany Rappin (z domu Rappaport). Eric Lander – dyrektor Biura polityki naukowej i technologii, urodził się na nowojorskim Brooklynie, syn profesor socjologii Rhody oraz adwokata Harolda Landera. David Cohen – zastępca dyrektora CIA, w roli tej występuje po raz drugi, bo w 2015 r. został z-cą dyrektora CIA, najwyższym rangą Żydem w tej szpiegowskiej agencji, nadzorował akcje likwidacji i torturowania bliskowschodnich „terrorystów”. Wcześniej był zastępcą sekretarza Skarbu ds. terroryzmu i wywiadu finansowego i zdobył pseudonim „guru sankcji”. W administracji Obamy działała też sekretarz zdrowia Rachel Levine. To pierwsza otwarcie transseksualna osoba na stanowisku zatwierdzanym przez Senat. À propos „zdrowia” – wspomniany wcześniej Ronald Klain odegrał kluczową rolę w wypracowaniu podejścia Bidena do pandemii COVID-19, która – przypomnijmy – była głównym orężem w obaleniu rządów Trumpa. Ciekawi też, że na swych doradców ds. zwalczania epidemii powołał Davida Kesslera, Aarona Keyaka, Rebeccę Katz, Jeffa Zientsa, a szefem Agencji Leków zrobił Joshuę Sharfsteina. Rochelle Walensky, dyrektor amerykańskich Centrów ds. Kontroli i Prewencji Chorób (odpowiednik naszego Sanepidu) to z kolei córka Edwarda Bersoffa i Carola Bersoff-Bernsteina, członków żydowskiej kongregacji Temple Emanuel w Newton. No i jeszcze jedno – pierwszą decyzją Bidena było przywrócenie wsparcia dla przemysłu aborcyjnego z funduszy federalnych.
Media żydowskie triumfują: Blinken jest trzecim żydem na tym stanowisku po Henrym Kissingerze i Madeleine Albright. To nie prawda – był nim także (w administracji Obamy) pełniący w nowej administracji funkcję specjalnego pełnomocnika prezydenta ds. klimatu John Kerry. Praktykujący irlandzki katolik z Massachusetts okazał się być Johnem Kohnem. Wg jego biografów, odkrycie żydowskich korzeni zaskoczyło nawet jego najlepszych przyjaciół. Synowie prapradziadka Benedikta Kohna urodzonego w śląskiej Białej k. Prudnika chmielarza w warzelni piwa, którzy „strasznie cierpieli z powodu antysemityzmu, jaki wówczas szalał w Europie”, porzucili żydowskie dziedzictwo i przeszli na katolicyzm. Postanowili także zmienić żydowsko brzmiące nazwisko. Nowe wybrali w oryginalny sposób – celując (z zamkniętymi oczyma) ołówkiem w mapę. A ten „trafił” w hrabstwo Kerry w Irlandii. Jeden z nich, szewc z zawodu, związał się z klezmerką z Budapesztu, wg niektórych pochodzącą z rodu rabina Judy Löwa, sławnego kabalisty i talmudysty, twórcy Golema. Po wyemigrowaniu do N. Jorku, biedny, regularnie uczęszczający do kościoła katolickiego na Brooklynie szewc, strzela sobie w łeb w hotelowej toalecie. Niektórzy mówili, że nie tyle z powodu bytowych problemów, co nie do zniesienia zbyt dużej duchowej, psychicznej i socjalnej udręki związanej ze zmianą wyznania. Syn nieszczęśnika pojął za żonę Rosemary Forbes z jednego z najstarszych rodów amerykańskich, spadkobierczynię miliardowej fortuny. Praprawnukiem Benedikta Kohna z Białej k. Prudnika jest Cameron, znany bostoński prawnik, który ożenił się z żydówką i wrócił do judaizmu.
Joe Biden to „katolik”, ale nieźle zblatowany z Żydami. I to nie tylko dlatego, że ma żydowskich powinowatych. 30 kwietnia 2013 r., podczas gali z okazji 100-lecia ADL, wygłosił niezwykłe przemówienie: „Czuję się tu jak w rodzinie. Wiem, iż ogromna większość Amerykanów uważa mnie za Żyda, a ja naprawdę jestem katolikiem. Jestem prawdziwym katolikiem, ale wykształciła mnie ADL. Byliście ze mną w każdej ważnej sprawie. Nie pamiętam nawet jednej, w której nie zgadzaliśmy się”. Trzy tygodnie później wygłosił w kwaterze ADL kolejną mowę: Jesteście sumieniem naszego społeczeństwa. Żydowskie dziedzictwo ukształtowało nas wszystkich. Tu kilka faktów: ADL to zbrojne propagandowe ramię żydowskiej loży B’nai B’rith, której podlegają wszystkie organizacje żydowskie; za istotę swej misji uważa wykluczenie wszelkich przejawów chrześcijaństwa z życia publicznego; stygmatyzuje katolików oskarżeniem, że Nowy Testament to nienawistna książka przesiąknięta antysemityzmem, odpowiedzialna za śmierć 6 milionów Żydów. Synowie Bidena, Beau i Hunter oraz córka Ashley weszli w związki małżeńskie z członkami the Tribe (czyli, jak sami Żydzi się określają, „plemienia”). I tak: Beau wziął sobie za żonę Hallie Olivere, która urodziła Bidenowi dwóch wnuków. W 2019 Hunter poślubił Melissę Cohen, a tuż przed ceremonią ślubną wytatuował sobie na bicepsie hebrajski napis „Shalom”, identyczny z tatuażem narzeczonej. W kwietniu Cohen urodziła Bidenowi wnuka, którego imienia nie ujawniła do dziś. W 2012 Ashley zawarła związek z Howardem Kreinem, a podczas przyjęcia ślubnego Joe Biden odtańczył żydowski taniec ludowy hora. „Jestem jedynym irlandzkim katolikiem, którego marzenie się spełniło, ponieważ moja córka wyszła za mąż za żydowskiego lekarza” – dowcipkował, wyraźnie zadowolony. Biden nie jest pierwszym prezydentem, który ma żydowskich zięciów, ale pierwszym, którego potomek wytatuował sobie na przedramieniu hebrajski napis. Biden nie tylko w tej kwestii rozstał się z Kościołem – gdy został wiceprezydentem nawoływał, licytując się przy tym z Obamą, do przyznania związkom homoseksualnym prawnego statusu tradycyjnych małżeństw.
Kadrowe decyzje nowej administracji potwierdzają tajemnicę poliszynela – Joe Biden i Kamala Harris to tylko figuranci i rządził będzie ten sam układ, który sterował Obamą. „Powitajcie prezydenta Joebamę” – pod takim tytułem brytyjski „The Spectator” ujawnił intrygę. Rzecz jasna to nie globaliści będą urzędować w pomieszczeniach Białego Domu, ale ci sami, którzy zajmowali najwyższe stanowiska u boku Obamy. „Żaden z bliskich współpracowników Bidena z jego sztabu wyborczego, nie znajdzie posady w Białym Domu” – kpił „The Guardian”. To także wyraźna analogia do samego Obamy, który w 2008 r. mógł tylko bezsilnie podpisywać nominacje ludzi wskazanych przez waszyngtońskie elity. Tym razem jednak skala kadrowych „wrzutek” jest na tyle duża, że zakrawa na zamach stanu w łonie Partii Demokratycznej. Bo głównym beneficjentem sukcesu Bidena nie są miliony głosujących na niego, ale waszyngtońska plutokracja, która utraciła wpływ na politykę po zwycięstwie Trumpa w 2016, dokonała zamachu stanu i znowu zajęła należne jej miejsce na szczytach władzy. Epatują hasłami równości i różnorodności. Znakiem rozpoznawczym administracji zrobili Kamalę Harris „córkę hinduskich imigrantów i pierwszą kobietę na tym stanowisku” oraz Alejandro Mayorkas „syna uciekiniera z Kuby i pierwszego Latynosa w Białym Domu”. Wszystko to na pokaz. Jedynym wspólnym mianownikiem nominacji jest – żydokomuna!
Opis bolszewickiej rewolucji w USA można zacząć od słów Stalina: „Nie ważne, kto głosuje, ale ważne, kto liczy głosy”, i zakończyć słowami Lenina: „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. Prawda jest taka, że media, Hollywood, uniwersytety, prezydenci miast wspierali anarchistów z Antify, bandytów z Black Lives Matter i radykałów przeróżnych ras i płci, nawet wtedy, gdy palili i plądrowali amerykańskie miasta. Prawdą jest też, że BLM to ruch bolszewicki, opowiadający się nie tylko za likwidacją „rasistowskiej” policji i „rasistowskich” więzień, ale za niszczeniem rodziny i białego społeczeństwa, uprawiający maoistowską partyzantkę miejską, o którym Patrisse Cullors, współzałożycielka ruchu, rozbrajająco szczerze powiedziała: „Jesteśmy wyszkolonymi marksistami”. I tu polski akcent – Andrzej Trzaskowski spędził rok na wirtualnej ławce szkolnej u Michaela Bloomberg, ucząc się „zarządzania miastem”, obok takich talentów jak burmistrz Jacob Frey, który ekstremistom oddał we władanie całe dzielnice Minneapolis. A tak przy okazji – dlaczego komunistycznym bojówkarzom w Seattle sekundują w Polsce chorobliwie antyamerykańskie typy, widzące w komunistycznej rebelii początek końca „Imperium Zła”, rzucające hasło „Śmierć Ameryce!” i nazywające w dodatku to hasło „myślą polską”?
Kto stał za rebelią? Ci sami, którzy od dekad propagują w USA komunizm. Komunistyczna rewolta nie narodziła się dziś. Jest na porządku dziennym od wielu dekad. Przypomnijmy – w latach 60. kwitła rewolucja, dla niepoznaki zwana rewolucją „dzieci kwiatów”. Niczym też innym były protesty przeciwko wojnie w Wietnamie. Żydzi stanowili 50% członków komunistycznej jaczejki Weather Underground wzywającej do obalenia „amerykańskiego imperializmu i powołania bezklasowego społeczeństwa komunistycznego”, która w latach 70. przeprowadziła serię zamachów bombowych w budynkach rządowych i… na Kapitolu, a jedna trzecia aresztowanych przez FBI członków organizacji była Żydami. W jej władzach był członek Komunistycznej Partii USA i sowiecki szpieg Bill Ayers. Ci sami wywrotowcy stali za ruchem Black Panther. Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć, że Obama, syn komunistki i Kenijczyka był wychowankiem Billa Ayersa i politycznie sformatowany został w kręgach chicagowskich marksistów. Także otoczeniu Obamy w Białym Domu nie było daleko do tych kręgów. Przykładem John Kerry – trockista i pacyfista, który opluwał amerykańskich żołnierzy wracających z Wietnamu i powielał kremlowską propagandę.
Prekursorami wszystkich komunistycznych rewolt byli Żydzi emigrujący na przełomie wieków do Ameryki z terenów przedrozbiorowej Polski. W Nowym Jorku osiedliło się ich tak wielu, że miasto zwane było „Moskwą nad rzeką Hudson”, a oni sami opisywani jako „rojowisko skłóconych radykałów”. Ich liderzy gloryfikowali rozkwit życia żydowskiego i przywileje dla Żydów pod władzą bolszewików, a komunizm uznawali za „dobry dla Żydów”. David Rockefeller, po wizycie w Pekinie, chwalił Mao Tse Tunga, który zgładził kilkadziesiąt milionów Chińczyków. W latach trzydziestych XX wieku żydowscy emigranci z Europy Wschodniej wzięli w pacht amerykańskie uniwersytety, zamieniając je w kuźnie marksistowskich kadr. Zinfiltrowali organizacje studenckie, skomunizowali Hollywood, zdominowali centrale związkowe, zabrali się za kształtowanie amerykańskiej tożsamości. Przypomnieć trzeba, że prawie wszyscy wzywani przez Komisję McCarthy’ego i skazani za szpiegostwo na rzecz Moskwy była pochodzenia żydowskiego, że Sowieci zdobyli tajemnice bomby atomowej dzięki Rosenbergom i że są w tym liczne „polskie ślady”. Czy dzisiejsza pozycja amerykańskich Żydów nie jest przypadkiem pochodną siły owych nowojorskich bolszewików? Nawiasem mówiąc, ojciec herszta komunistów w Partii Demokratycznej Bernie Sanders pochodził ze wsi Słopnice koło Limanowej, i kiedy w 1920 Armia Czerwona szła na Warszawę, wstąpił do niej, a po przegranej uciekł do Nowego Jorku, gdzie poślubił Dorotę Glassberg, córkę imigrantów z Polski. Dziś amerykańscy Żydzi to w większości wyznawcy skrajnie lewicowych, jeśli nie komunistycznych idei. Jeśli dodamy do tego przyjaźń Netanjahu z Putinem, a właściwie z 1,5 milionem Żydów sowieckich, w tym z KGB-istami w szeregach Mosadu, czyli bliskowschodnim Birobidżanem, gdzie 30 procent tubylców mówi po rosyjsku i wznosi pomniki wdzięczności Armii Czerwonej, to po czyjej stronie jest i będzie ich sympatia?
Wszystkie rewolucje na świecie miały naturę żydowską. Była nią rewolucja bolszewicka. Była nią kierowana przez Różę Luksemburg i Karla Liebknechta rewolta komunistyczna w Niemczech i ustanowione po niej rządy bolszewickie w Bawarii i na Węgrzech. Były nią także brygady międzynarodowe walczące w Hiszpanii przeciwko gen. Franco. Na przestrzeni dziejów z zadziwiającą precyzją lokowali się zawsze po stronie burzycieli ładu społecznego. Dlaczego wśród wodzirejów Antify i BLM przeważają Żydzi? Skąd sojusz z marksistami spod znaku Bernie Sandersa? Dlaczego stawiają na ludzi, którzy otwarcie gardzą Ameryką? À propos – hamując marsz Chińczyków Jedwabnym Szlakiem, Trump naruszał interesy żydokomunistycznego lobby czerpiącego ogromne korzyści z biznesu z Chinami, a dziś Biden podpisuje wszystkie dekrety piórem wykonanym w Chinach.
Mitem jest, że został prezydentem dzięki Żydom i był najbardziej prożydowskim prezydent w historii USA. Że tak nie jest świadczyło poparcie lobby żydowskiego dla Hillary Clinton i powyborcze sondaże wykazujące, że 80 procent Żydów poparło Bidena. To prawda, że próbował zneutralizować żydowskie lobby, obnosząc się z filosemityzmem. Ale czy nie wychodził ze słusznego założenia, że nie można walczyć ze wszystkimi? Mitem nie jest natomiast to, że za jego obaleniem kryła się „bolszewicka rewolucja”, i że był ofiarą „żydowskiego spisku”. A może w tym wszystkim nie chodziło o zablokowanie wyboru Trumpa na drugą kadencję, ale o coś zupełnie innego? Może o to, że stetryczały Biden przekaże władzę Kamali Harris, która zrealizuje agendę Emhoffa?
Dlaczego go nienawidzą? Dlaczego za impeachmentem stoją wyłącznie Żydzi? Dlaczego wśród autorów najbardziej jadowitych wypowiedzi pod jego adresem są tylko żydowskie nazwiska? Może dlatego, że pierwszą decyzją Trumpa była ustawa pro-life, że o likwidację 5 milionów miejsc pracy obwinił globalistów, a o monstrualne zadłużenie państwa architektów wojen na Bliskim Wschodzie? Może dlatego, że powiedział „America first” i oskarżał Sorosa o sprowadzanie nielegalnych imigrantów dla „wymazania białego i chrześcijańskiego oblicze Ameryki”? A może dlatego, że uznano go za antysemitę, bo podczas kampanii ‚2016 wykorzystywał spot ze zdjęciami Sorosa, Yellen, prezesa Goldman Sachs Lloyda Blankfeina i gwiazdy Dawida na stosie dolarów – z jasnym przekazem: Clintonowa jest marionetką w żydowskiej konspiracji? A może dlatego, że nie mieli nad nim kontroli? Przypomnijmy sekwencję wydarzeń: hasłem Trumpa była „walka z układem”; poparcie republikańskiego establishmentu uzyskał dopiero wtedy, gdy zagroził, że wystartuje jako kandydat niezależny.
Trump jednak na swój sposób wygrał, bo zwalczające go żydokomunistyczne „głębokiego państwa” musiał ujawnić, kto w Ameryce rządzi, w sytuacji gdy jego samo istnienie było najpilniej dotąd strzeżoną tajemnicą.
Za komentarz wystarczą imiona i nazwiska tych, którzy Trumpa zdradzili: Tim Geithner, z funduszu inwestycyjnego Warburg Pincus; Jonathan Shulkin z Valor Equity Partners; John Doerr z Kleiner Perkins; Stephen Mandel z Lone Pine Capital; Mark Zuckenberg z Facebook Inc., Jack Dorsey z Twitter Inc., Susan Wojcicki z YouTube; David Rubenstein z CarlyleRay; David Salomon z Goldman Sachs, Thomas Gottstein z Credit Suisse, James Gorman z Morgan Stanley; Steve Schwarzman z Blackstone; Adena Friedman z Nasdaq; Jeffrey Ubben z Inclusive Capital; Larry Ellison z Oracle; Safra Catz z Apollo Global Management; Peter Thiel z Goldman Sachs; Peter Scher z Citigroup; Candi Wolff i Rich Lesser z Boston Consulting Group; Jeff Bezos z Amazon, no i syn Sorosa Jonathan.
Donald Trump odszedł. Greenblatt i Schumer triumfują. Formowana lub raczej firmowana przez Bidena administracja to bolszewicka, kontrkulturowa rekonkwista. Nie ma gułagów, ale będą reedukacyjne obozy, a przeciwnicy polityczni uznawani za terrorystów. W nowej bolszewickiej republice pojawi się też sprawa Polski, bo w osobie Trumpa straciliśmy sojusznika. Przed Polską ciężkie dni, bo nie Biden będzie prezydentem, ale ADL, Zuckerberg i fundacje Sorosa, a w nich oparcie znajdą roszczenia do pożydowskiego mienia. Będzie też nowy ambasador ambasador USA, i jeszcze zatęsknimy za Mosbacher. I po raz kolejny czkawką odbija się, że ze stosunków polsko-amerykańskich rząd zrobił stosunki polsko-żydowskie, a do kontaktów z Trumpem wynajął żydowskich pośredników, czyli tych, którzy Trumpa zdradzili i obalili.
Krzysztof Baliński
Krzysztof Baliński – Dyplomata i politolog. W latach 1991- 1995 ambasador RP w Syrii i Jordanii. Publicysta poruszający zagadnienia polityki międzynarodowej i polskiej dyplomacji. Publikował w „Nasza Polska”, „Tygodnik Solidarność”, „Głos”, „Warszawska Gazeta”, www.polishclub.org. Autor książek: MSZ polski czy antypolski? , Ministerstwo Spraw Obcych , Polska czy Polin? – sekrety relacji polsko-żydowskich .