„Fałszywa pandemia.Krytyka naukowców i lekarzy.” Tom III. Maski
TYLKO U NAS. Dr Mariusz Błochowiak: Maseczki nie chronią przed koronawirusem. Decyzja o ich noszeniu jest czysto polityczna
Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Czy maseczki, które są obecnie dostępne na rynku skutecznie zabezpieczają przez zakażeniem Covid-19?
Dr Mariusz Błochowiak, opracował i opatrzył wstępem książkę „Fałszywa pandemia. Krytyka naukowców i lekarzy. Tom III. Maski”: Na początku chciałbym wyjaśnić, że mechanizm zakażenia koronawirusem nie jest sprawą najważniejszą przy ustaleniu, czy dochodzi do zakażenia, kiedy nosimy maseczki. Nas interesuje w pierwszej kolejności kwestia czy maseczki chronią nas przed zakażeniem wirusami układu oddechowego, a więc przed grypą, koronawirusem itd. W tym zakresie były robione badania naukowe, które miały na celu ustalenie czy maseczki chronią czy nie chronią przed takimi zakażeniami. Mechanizm zakażenia natomiast jest sprawą bardziej skomplikowaną i nie jest konieczne jego poznanie, żeby dowiedzieć się czy maski są czy nie są skuteczne.
Tych badań obecnie jest bardzo dużo. Część badań wskazuje na to, że istnieje jakaś ochrona przed zakażeniem się wirusami układu oddechowego, tzn. zmniejszenia prawdopodobieństwa zakażenia. Badania te jednak nie są niewiarygodne. Są obarczone błędem.
O co chodzi? W medycynie opartej na dowodach (ang. evidence based medicine) istnieje hierarchia wiarygodności różnego rodzaju badań naukowych, twierdzeń czy opinii ekspertów. W tej właśnie hierarchii wiarygodności najmniej wiarygodne są opinie ekspertów wbrew temu, co na ten temat sądzi wielu ludzi.
Ostatnio mamy też do czynienia, na co zwraca uwagę część niezależnych publicystów, autorów czy dziennikarzy śledczych, z tzw. konfliktem interesów. Można więc przyjąć, że opinie ekspertów – nie muszą, ale mogą – mogą być po prostu uwarunkowane finansowo.
Nawet jeśli ekspert jest uczciwy, to jego opinia bazująca na mniejszym lub większym doświadczeniu wcale nie musi być prawdziwa. Ona jest po prostu mniej wiarygodna z naukowego punktu widzenia. Najbardziej wiarygodne w medycynie opartej na dowodach są tzw. randomizowane kontrolowane badania kliniczne. Randomizowane to znaczy losowe, czyli ludzie dobierani są losowo i jedni są poddawani jakiejś interwencji medycznej, a drudzy nie. W przypadku leku na przykład, część losowo wybranych osób przyjmuje jakiś preparat, a część otrzymuje placebo i oczywiście nikt nie wie, kto otrzymał placebo, a kto testowany, prawdziwy lek. Następnie ci ludzie są badani, żeby stwierdzić, czy ten lek jest skuteczny powyżej placebo czy nie. I to właśnie są najbardziej wiarygodne badania w medycynie. One są nazwane „złotym standardem”.
Jeśli chodzi o maseczki natomiast, to takie badania również były prowadzone i jest ich nawet kilkanaście. Czyli jedna grupa osób nosiła maseczki, a druga nie. Te maseczki były różnego typu – chirurgiczne, ale też lepsze typu N95, których odpowiednikiem jest maska FFP2. Następnie osoby noszące te maseczki czy to w szpitalach, czy w domu były sprawdzane laboratoryjnie, czy zaraziły się grypą czy nie.
Należy szczególnie podkreślić to, iż wszystkie randomizowane badania dotyczące maseczek pokazują, że bez względu na maseczkę czy była ona chirurgiczna czy N95 to wszyscy zarażali się tak samo. Czyli nie było żadnej różnicy pomiędzy tymi dwoma grupami, tzn. noszącymi maski i bez masek. I to są najbardziej wiarygodne badania znane medycynie. Podczas badań następowała faktyczna weryfikacja w warunkach laboratoryjnych, czy ktoś został zarażony czy nie. Obserwacja bowiem np. symptomów choroby jako zakażenia czy deklaracja osoby co do własnego stanu zdrowia jest po prostu obarczona błędem i mniej wiarygodna niż laboratoryjnie potwierdzone zakażenie wirusem układu oddechowego. Jeszcze raz to podkreślę, że z tych wszystkich badań wynika, że maseczki są nieskuteczne, a co więcej nie redukują prawdopodobieństwa zakażenia.
Niektórzy twierdzą, że maseczka może przynajmniej zredukować ryzyko. Okazuje się, że tak nie jest. Bez względu na to, czy się nosi maseczkę czy nie, to do zakażenia i tak dochodzi tak często, jak w przypadku braku maski. Co więcej – to też podkreślę – rodzaj maseczki też nie ma tu żadnego znaczenia. Takie są jednoznaczne wyniki badań randomizowanych i w obliczu tego opinie ekspertów czy polityków należy uznać za błędne.
Czyli innymi słowy – mówiąc bardzo obrazowo – wirus ma swoje sposoby, żeby zakazić organizm i ominąć maseczkę?
Jeśli chodzi o to, dlaczego maseczki nie są skuteczne, to trwa debata naukowa na ten temat i są różne koncepcje, czy do zakażenia dochodzi przez dotyk, metodą kropelkową (duże krople), czy przez tzw. areozole, czyli bardzo małe kropelki zawierające wirusy, które unoszą się w powietrzu godzinami i stanowią niejako część powietrza i wtedy wdychamy je do płuc. Moim zdaniem ta ostatnia hipoteza jest najbardziej prawdopodobna. Wirusy są w postaci bardzo małych kropelek, a więc areozolu, i przez to, że one są w tak bardzo małych kropelkach, są wdychane bez względu na to, czy mamy maskę czy nie. Poza tym maski nigdy nie są bardzo dobrze dopasowane, co stanowi kolejny sposób wdarcia się wirusów do organizmu. Wirusy są tak małe, że maska nie jest w stanie wszystkiego odfiltrować i dlatego się zarażamy.
Ciekawą sprawą jest też sezonowość zarażania się wirusami układu oddechowego, a więc i koronawirusami. Dlaczego zwyżka zachorowań i zgonów jest sezonowa, czyli okresowa, a nie są one równomiernie rozłożone w ciągu roku? Najbardziej prawdopodobna hipoteza i najbardziej mnie przekonywująca jest taka, że zarażanie się wirusami jest związane głównie z wilgotnością powietrza. Im większa wilgotność otoczenia, tym trudniej się zarazić. Jeśli bowiem mamy suche powietrze, to wtedy te cząstki mogą być faktycznie małe i one się ze sobą nie łączą. Jeśli wilgotność jest większa to te cząsteczki się łączą, ich masa wzrasta i pod wpływem siły grawitacji opadają na ziemię. Jeśli natomiast cząsteczka jest lekka, to może ona się w powietrzu utrzymywać bardzo długo i zwiększa się prawdopodobieństwo, że ludzie takie cząsteczki wciągną do płuc i dochodzi do zakażenia. W suchym powietrzu jest ich dużo więcej, a więc i prawdopodobieństwo zaciągnięcia się nimi jest większe.
Co jeszcze interesujące, zarażamy się głównie w pomieszczeniach, a nie na dworze, dlatego, że w pomieszczeniach w tzw. okresie grypowym (jesień, zima) jest suche powietrze.
Czyli nawilgatnianie pomieszczeń zapobiega zakażeniom grypą i koronawirusem?
Istotne jest zwiększenie wilgotności powietrza, ale także wymiana powietrza.
Czy z tego wynika, że na świeżym powietrzu jest trudniej się zarazić, niż w pomieszczeniu zamkniętym?
Oczywiście. Wirusy w zamkniętym pomieszczeniu łatwiej są wchłaniane do płuc przez nos i usta, a – jak już wspomniałem – w suchym powietrzu dłużej się unoszą. Na zewnątrz powietrze po pierwsze nie jest takie suche, a po drugie, nawet gdyby było, to te wirusy się dużo bardziej rozrzedzą, ponieważ objętość powietrza jest gigantyczna. Tak więc, na zewnątrz jest pod tym względem dużo bezpieczniej.
A z czego mogą wynikać decyzje rządzących w różnych krajach dotyczące wprowadzania maseczek? Szwecja na przykład ich nie wprowadziła, a w Szwajcarii na zewnątrz nie nosi się maseczek a jedynie w pomieszczeniach zamkniętych, jak na przykład w hipermarketach itp.
Moim zdaniem może to wynikać z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że maseczki mają nam przypominać o pandemii, ponieważ gdyby nie było maseczek, to nie byłoby widzialnego znaku, że pandemia istnieje. Przecież rzadko kto zna osoby, które zmarły z powodu COVID-19. Po drugie statystyki i testy PCR określające rzekomo zakażenie koronawirusem są zupełnie niewiarygodne. Zwłoki na ulicy nie leżą. Tak więc nie byłoby żadnego wizualnego i mentalnego przypominacza. Moim zdaniem z tego właśnie to wynika.
Nie chce mi się wierzyć, żeby nawet politycy czy ich doradcy tego nie wiedzieli, skoro wielu ludzi wie o tym bardzo dobrze i krąży ten filmik po internecie z byłym ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim. Jeszcze na początku tzw. pandemii wyśmiewał się z tych, którzy noszą maseczki. To było w programie RMF FM. Po jakimś czasie zmienił zdanie. Z czego więc mogło to wynikać, skoro nauka w tej kwestii się nie zmieniła? Tak więc to była zmiana polityczna, koniunkturalna. Jestem przekonany, że przynajmniej część z polityków wie o tym, że maseczki są nieskuteczne w przypadku wirusów układu oddechowego. Zmiana w wypowiedziach i podejściu tzw. ekspertów głównego nurtu i polityków jest jedynie polityczna, a nie naukowa czy medyczna.
Uprzejmie dziękuję za rozmowę
Za: Bibula.com