Bartłomiej Wróblewski: WIELU KONSERWATYWNYCH NAUKOWCÓW UNIKA WYRAŻANIA POGLĄDÓW, KTÓRE MOGĄ SPOTKAĆ SIĘ ZE SPRZECIWEM WŁADZ UCZELNI.

Nie ma wątpliwości, że na uczelniach dominują poglądy lewicowe. To prowadzi do swoistej autocenzury wielu naukowców o konserwatywnych poglądach. Unikają oni wyrażania poglądów, które mogą spotkać się ze sprzeciwem władz uczelni. Wpływ środowiska lewicowo-liberalnego jest bardzo silny – zwracał uwagę Bartłomiej Wróblewski, poseł Prawa i Sprawiedliwości, w rozmowie z Telewizją Trwam.

Jarosław Gowin, były szef MNiSW, podając się w kwietniu br. do dymisji, pozostawił niedokończoną reformę szkolnictwa wyższego, która miała radykalnie zmienić oblicze polskich uczelni. Ustawa 2.0 miała docelowo ograniczyć liczbę studentów na uczelniach i podnieść jakość nauczania.

– To, czego zabrakło mi w tej reformie w sferze humanistyki, to wprowadzenie zmian, które przyniosłyby więcej świeżego powietrza na wydziały, szczególnie publicznych uczelni. To nie jest tylko efekt samej działalności premiera Jarosława Gowina, bo był też bardzo duży opór ze strony środowisk akademickich, żeby nie zmieniać bardzo żmudnej i długiej drogi zdobywania stopni naukowych. Zabrakło też rozwiązań anty-nepotycznych, które ograniczyłyby możliwość zjawisk, jakie znamy z wydziałów prawa, że bardzo wielu członków rodzin zostaje naukowcami – wskazywał Bartłomiej Wróblewski.

Zdaniem polityka, stosunki na uczelniach są zupełnie inne niż stosunki w społeczeństwie, a także występuje olbrzymia nierównowaga poglądów politycznych na uniwersytetach.

– Zawsze tam, gdzie istnieje jakaś społeczna nierównowaga, powstają silne napięcia. W wolnym społeczeństwie muszą być pluralistyczne media, a zatem powinny być pluralistyczne uniwersytety czy szkoły wyższe. Należy rozważyć system stopni i tytułów naukowych, jakie mamy w Polsce. W Stanach Zjednoczonych właściwie jedynym stopniem do uzyskania jest doktorat, w krajach niemieckojęzycznych jest doktorat i habilitacja, a w Polsce mamy doktorat, habilitację, a potem profesurę belwederską. To oznacza, że prawie całe dorosłe życie naukowiec musi prowadzić takie badania, które uzyskają akceptację kilkunastu czy kilkudziesięciu koleżanek i kolegów. Raczej unika się tematów, które nie wzbudzą entuzjazmu, a mogą wzbudzić sprzeciw środowiska – zauważył poseł.

Rozmówca TV Trwam wspomniał także o zmianie sposobu organizowania konkursów na stanowiska naukowe, których wynik – jak powiedział – często jest znany przed ogłoszeniem naboru, oraz zwrócił uwagę na możliwość wpływania przez władze uczelni na poglądy, które są wygłaszane przez pracowników poza instytucją uczelni.

– Znane są wszystkim sytuacje dyscyplinowania naukowców za to, że opublikowali artykuł w gazecie, w którym wyrazili swoje poglądy, często w sferach zupełnie niezwiązanych z aktywnością naukową. Można wskazać przykład prof. Aleksandra Nalaskowskiego, ale takich przypadków jest bardzo dużo. To prowadzi do swoistej autocenzury wielu naukowców, w szczególności tych o konserwatywnych poglądach. Unikają oni wyrażania poglądów, które mogą spotkać się ze sprzeciwem władz uczelni – mówił polityk.

– Nie ma wątpliwości, że na uczelniach dominują poglądy lewicowe. Jest to związane z kilkoma czynnikami. Po pierwsze – z historią. Przez kilka dziesięcioleci po 1945 roku nabór na uczelniach wyższych, w szczególności w naukach humanistycznych i społecznych, był powiązany z gotowością przystąpienia do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. (…) Drugim czynnikiem jest fakt, że nauka rozwija się w taki sposób, że zwykle jest mistrz i uczeń. To ma konsekwencje, jeśli chodzi o to, kto zostaje na uczelni, kto zdobywa stopnie naukowe, kto dostaje miejsce na uczelni. To powoduje, że do dzisiaj wpływ środowiska lewicowo-liberalnego jest bardzo silny – dodał.

  • Źródło: radiomaryja.pl

Dodaj komentarz