Nasza znajomość przeszłości jest coraz bardziej niewystarczająca, uproszczona i powierzchowna. Owszem, wiemy, że był czas rozbiorów, kiedy to Polska na przeszło sto lat zniknęła z mapy Europy. Ze szkolnych wiadomości coś się nam kojarzy, że były jakieś powstania, ale już znacznie trudniej przychodzi nam sobie wyobrazić jak to się stało, że sześć pokoleń Polaków, nie tylko nie wyrzekły się swojego dziedzictwa narodowego, ale jakby na przekór ciągłym klęskom i prześladowaniom wyszły mocniejsze w swojej miłości do Ojczyzny i odpowiedzialności za nią. Jakie czynniki zadecydowały, że Polska zerwała kajdany niewoli i była w stanie samodzielnie się rozwijać? Najistotniejszym wśród wielu czynników, była przekazywana z pokolenia w pokolenie wola trwania. Narzuconemu przez zaborców porządkowi publicznemu przeciwstawiono własny, rodzinny, polski porządek w sferze życia prywatnego, a przede wszystkim rodzinnego. Istotny wpływ na ten porządek miał kościół rzymskokatolicki. Nie można pominąć budzącej się w narodzie samo świadomości. W warstwach chłopskich z trudem i mozolnie wyzwalających się z więzów pańszczyźnianych ta samo świadomość wyrażała się w coraz bardziej w poczuciu, że „my tu nie od dzisiaj”. Pojęcie „ojcowizny” ewoluowało ku szerszemu pojęciu, ku „Ojczyzny”.
Pielęgnowany w kręgach ziemiańskich, inteligenckich a także w miejskich duch patriotyzmu, sprawiał, że te rodziny określane były dumnie: „prawdziwie polskich”. W tych rodzinach istniała etyczna i narodowa selekcja ochronna eliminująca zarówno wpływy „obcego” i „wrogiego” narzuconego przez zaborców, a rozbijającego jedność i niezależność polskiego domu. Do tych też domów nie wpuszczano tych, którzy mieli opinię „złych Polaków”. Niezależnie więc od swego statusu społecznego, majątkowego czy wykształcenia rodziny te pielęgnowały wartości religijne i narodowe w ich duchu wychowując najmłodsze pokolenie. To w polskim domu już od wczesnego dzieciństwa wdrażano w rytm życia religijnego, w zobowiązania moralne, w potrzebę służby Ojczyźnie. Wdrażano dzieci w cały katalog zachowań rodzinnych zawartych w prawdach wiary.
Uczono codziennej obyczajowości, znajomości pieśni i dziejów własnego narodu. Niezwykle ważna była prawość, czyli zgodność postępowania z własnym przekonaniem i własnym sumieniem. Były też i takie rodzinny zaangażowane w czyn patriotyczny, który miał w kolejnej walce przynieś wyśnioną i upragnioną niepodległość. W takich rodzinach wychowywano w przekonaniu, że istnieje cały system wartości niepodważalnych i niezbywalnych, kosztujących cenę ludzkiego życia. Wiele z tych rodzin, praktycznie co pokolenie, płaciły daninę krwi, ale dzięki nim dziś istniejemy jako Polacy, gdyż swoją w domu przekazywaną wiedzę religijną, narodową, przekazywali dalej, ku nieznanej przyszłości, ale na przekór uciskowi i prześladowaniom dającą nadzieję. To te rodziny w końcu nie uznawały niewoli za rzeczywistość nieodwracalną. Tu pielęgnowana była wiara, którą zarażano innych, że może przyszła kolejna walka przyniesie upragnioną wolność, lecz żeby to mogło nastąpić trzeba wychowywać w poczuciu obowiązku wobec własnego narodu i w stałej gotowości. Istotnym było przygotowanie młodego pokolenia do trudów życia, nie mamiąc łatwą przyszłością.
Wyraził to w wierszu „Pieś ziemi naszej” Wincenty Pol:
„Trzeba będzie się nałamać, Z sobą, z ludźmi, z życiem, z losem, I nie wolno Bogu kłamać I pod lada upaść ciosem”
Ludzie tamtych czasów, tamtych pokoleń nie bali się trudności, bo od dziecka byli przygotowywani do ich pokonywania, przede wszystkim przez ćwiczenia wytrwałości. Była to cecha niezbędna do przezwyciężenia każdej przeszkody. Niełatwo było ją zdobyć. Aby ją osiągnąć trzeba było się namozolić, pokuć igłą, pruć to, co krzywe i wciąż zaczynać od nowa. Tak było ze wszystkim. Żądano od dziecka nie tylko odwagi, ale i wytrwałości. To te cechy minionych pokoleń zdecydowały o losie naszego narodu, który po burzliwych latach niewoli, po wojennej pożodze wolnym się staje. Wyraził to w swoim wierszu-modlitwie Marian Hemara.
Nie sprowadzaj nas cudem na Ojczyzny łono, Ni przyjaźnią angielską, ni łaską anielską. Jeśli chcesz nam przywrócić ziemię rodzicielską, Nie wracaj darowanej. Przywróć zasłużoną. Nasza to wielka wina, żeśmy z Twoich cudów Nic się nie nauczyli. Na łaski bezbrzeżne Liczyliśmy, tak pewni, jakby nam należne, Aby nas wyręczały z Jej należnych trudów. Za bardzośmy Ojczyznę kochali świętami. Za bardzośmy wierzyli, że zawsze nad Wisłą Cud będzie czekał na nas i gromy wytrysną Z niebieskiej maginockiej linii ponad nami. I co dzień szliśmy w pobok Niej – tak jak przechodzień Mija drzewo, a Boga w drzewie nie pamięta. A Ojczyzna codziennie przecież była święta, A Ona właśnie była tym cudem na co dzień. Spraw, by wstała o własny wielki trud oparta, Biała z naszego żaru, z naszej krwi czerwona, By drogo kosztowała, drogo zapłacona, Żebyśmy już wiedzieli, jak wiele jest warta. By już na zawsze była w każdej naszej trosce I już w każdej czułości, w lęku i rozpaczy, By wnuk, zrodzon w wolności, wiedział, co to znaczy Być wolnym, być u siebie – Być Polakiem w Polsce.
Długi czas nie mogliśmy decydować o losie naszego narodu. Nie mieliśmy wpływu na nasze własne życie. Wydawało się, że najlepszą formą przetrwania będzie bezruch i wierność. Skoro nie mogę decydować sam i muszę oczekiwać na rozwój wypadków to lepiej przyjąć postawę: przetrwać! Co przetrwać? Życie? Dla celu odległego, nieznanego, Bogu tylko wiadomego? A kiedy ten cel nadejdzie, czy nie zastanie nas nieprzygotowanymi, wypalonymi w środku, tak zmęczonymi czekaniem, że radość z jego osiągnięcia będzie już niemożliwa, ponieważ tyle wieloletniego wysiłku włożyliśmy w przetrwanie, że w ten upragniony, oczekiwany czas wchodzimy bez sił. Przetrwanie przesłoniło rzeczywistość i samo stało się celem. Historia Polski to niezwykły fenomen. Polityka mocarstw wrogich naszemu narodowi, znikczemnienie i zdrada naszych rodzimych przywódców zdecydowały o czasach zaborów, o 1 i 2 wojnie światowej o czasach komunizmu.
Ale zjawiskiem niepojętym było to, że naród rozbity, wynaradawiany, poddawany przez stulecia manipulacji i indoktrynacji, pozbawiany własnej tożsamości i jedności odrodził się, powstał jak Feniks z popiołów i stal się zdolny do odbudowy zniszczonego ojczyźnianego domu. Historycy zastanawiają się i analizują, jak to było możliwe, by naród polski, tak ciężko doświadczany przez los, tyle razy stający wobec wielokrotnie silniejszego wroga, potrafił nie tylko przetrwać, ale wyjść zwycięsko ze swoich – wydałoby się niemożliwych do pokonania -prób. Nie przetrwali, ale wytrwali- a to był efekt upartej pracy wielu pokoleń. Trwanie jest zjawiskiem nieuchwytnym na zewnątrz i niewymierna jest jego siła, ale jest zaznaczeniem własnego istnienia, własnej przynależności, własnej osobowości. Jestem tutaj i nie można mnie nie zauważyć, przejść obok mnie obojętnie, nie można mnie zlekceważyć, bo ja na to nie pozwolę. Przechodzący obok mnie, spotykający się ze mną muszą się ze mną liczyć. Trwam w tym określonym miejscu i czasie, w którym mnie Bóg postawił. I chociaż rodzi się często we mnie zwątpienie w skuteczność tego co robię, to trwam, bo skoro Polska nie zginęła, to Bóg nas nie opuścił.
Kobiety i mężczyźni, dziewczęta i chłopcy, przedstawiciele wszystkich stanów byli zaangażowani w trud budowy ojczyźnianego domu. Podczas wojny polski żołnierz bil się z wrogiem w mundurze, w cywilu, w partyzantce, w polu, w lesie, w kraju obcym i własnym. Podczas gdy mężczyźni bili się na licznych wojennych frontach, polskie kobiety walczyły o przetrwanie na ich strategicznym odcinku o ocalenie ducha polskości, ducha domu rodzinnego, wartości tradycji, wiary. Żołnierz posiadał ducha walki, bo wiedział, że jest o co się bić. Kobieta też nie składała swojego kobiecego oręża, chyba nawet groźniejszego dla wroga od lancy, karabinu czy armaty. To przecież kobieta, Maria Konopnicka w Rocie umieściła takie zdanie: „Twierdzą nam będzie każdy próg- tak nam dopomóż Bóg”. Istotną rolą polskiej kobiety jest obrona domowych progów przed każdym wrogiem zewnętrznym i bardziej podstępnym i perfidnym wewnętrznym.
Za nami wieki naszej historii, historii upokorzeń, ciągłość ukochań, cierpień i walk narodu polskiego. Historia pokoleń Polaków, które aż do śmierci dotrzymały wierności i nie wyrzekły się swego kulturowego dziedzictwa. Stojąc w zadumie nad trumnami naszych przodków, które uratowały naszą suwerenność, nasz honor nie widzimy końca naszej walki, ale dalsze jej trwanie aż przyjdzie zwycięstwo kiedy naprawdę i odzyskamy niepodległą, Bogu wierną Polskę. Wyjątkowo trafnie wyraził to, Marian Hemar w wierszu Strzęp historii:
...który się wahasz – i wciąż nie rozumiesz, Która Polska prawdziwa? Która Polska prawa? Tam patrzysz i tu patrzysz – rozeznać nie umiesz, Co żal, a co nadzieja? Co sen, a co jawa? – Na tym świecie rozchwianym i w tęsknocie płynnej Zobacz prawdę tak prostą, tak smutną, tak dumną: Polska jest tylko jedna – ta, co nad tą trumną Schyliła głowę z żalem. Nie ma Polski innej.
Jak przetrwać dziś, kiedy burzone są fundamenty naszej Tradycji narodowej, naszej moralności, naszej pobożności, bo i sam Kościół zdaje się przestał być siłą wiodącą ku wierności i zachowaniu dziedzictwa naszej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej? Myślę, że odpowiedź jest prosta. Musi w tej reszcie wiernych i niezłomnych zaistnieć głęboka wiara, że każde zło w końcu zginie. A jeśli nie mamy najmniejszego nawet wpływu na zmianę nawet najmniejszego istniejącego wokół nas zła, to naszym zadaniem jest nie dopuścić do zła w moim niewielkim, ale ważnym kręgu – rodziny, środowisku. Trzeba każdemu z nas mieć jedno niezłomne przekonanie – można mi odebrać wszystko, co jest na zewnątrz mnie: moich bliskich, moje dobra materialne, nikt jednak – poza mną samym – nie jest w stanie uszczuplić mojego „wewnętrznego stanu posiadania’, mojej własnej wolności, moich przekonań. I to poczucie, ta pewność da nam wewnętrzną siłę wolności i niezależności. To w końcu stanie się źródłem siły trwania.
Na koniec odwołam się jeszcze raz do Mariana Hemara, który nigdy już do ojczyzny fizycznie nie powrócił. Swoje powody określał rozmaicie, jak choćby w ciekawym wierszu „Trzy powody”, gdzie najczęściej wskazywał na bezpowrotną utratę Lwowa i nową PRL-owską rzeczywistość:
„Gdy mi ubecki stempel Twarz w paszporcie poplami - Jakże ja stanę kiedyś Przed mymi pradziadami, Co powiem, gdy pytać będą Z ironią i zgryzotą: To na toś ty od nas odszedł? By tak dać się strefnić? To po to?”
Kaziutek