Co robisz z pytaniem, które dręczy cię każdego ranka, przy każdej okazji, gdy cierpisz, gdy nie idzie po twojej myśli, gdy cię okłamują, odrzucają i ranią… Przecież jesteś więcej wart niż forsa, stanowisko prezesa, pięć języków obcych, matura międzynarodowa! I dobrze gdzieś w sercu o tym wiesz, bo gdy dorośli ci wmawiają, że bogiem jest kasa i seks, to coś w tobie krzyczy: nie! I sięgasz po alkohol, narkotyki, panienki. Ale tylko po to, by zagłuszyć serce, by nie pozwolić sobie na tę chwilę, w której znowu usłyszysz to pytanie: po co żyję?! Młodzi jeszcze mają wypisane w sercu piękne marzenia, dorośli wpadli już zwykle w pułapkę tej machiny, która każe im wciąż w życiu coś zdobywać, udowadniać, doskonalić. Nawet pobożni ludzie, co chodzą co dzień do kościoła, o niczym innym nie myślą, tylko o tym by stać się doskonałym!
To dotyczy tak samo księży, którzy wpadają w tę samą pułapkę i zamiast zatrzymać się i dać sobie czas – robią akcje ewangelizacyjne! Religijna tradycja zawsze jest czymś głupim. Powoduje ona, że ludzie zgadzają się w kościele z rzeczami, z którymi nigdy nie zgodziliby się będąc na ulicy. Sprawia, że siedzą w ławce i przytakują kaznodziei, który mówi, że z bólu i cierpienia można się czegoś nauczyć. „Amen” – mówią. Lecz jeśliby ten sam kaznodzieja wziął młot i poszedłby do szkoły i zaczął tłuc dzieci po głowie, aby mogły się przez to czegoś nauczyć, ci sami ludzie zaraz by go aresztowali!
Jezus wziął na siebie słabość i chorobę każdego człowieka, tak jak wziął grzech całej ludzkości. Wycierpiał za to wszystko, abyśmy mogli być od tego uwolnieni. Myślenie o tym oszałamia nasz umysł. Wyobraźcie sobie przez chwilę, że ktoś mógłby zabrać każdą chorobę, kiedykolwiek doświadczoną przez każdą osobę w naszym mieście – wszystko, od łamiących się paznokci do raka – i włożyć to wszystko na jedną osobę. Ciężko to sobie wyobrazić, nieprawdaż? Nigdy nie widzieliśmy jeszcze tak chorej osoby! Wyobraźcie sobie dalej, że osoba ta musiałaby przyjąć do swego ducha wszystkie grzechy, kiedykolwiek popełnione przez wszystkich ludzi z twego miasta. Gwałt, cudzołóstwo, zboczenia, morderstwa, zazdrość, złość – wszystko to złożyć w jednej chwili na tym jednym człowieku.
Możecie sobie wyobrazić, co stanie się wtedy z tą osobą? Grzech ma moc! Zmieni on kolor włosów człowieka, wykrzywi jego oblicze, przygasi blask w oku. Idźmy dalej za tą myślą i dodajmy do tego choroby i grzechy wszystkich mężczyzn, kobiet i dzieci, którzy kiedykolwiek pojawili się i pojawią jeszcze na naszej planecie. To jest niewyobrażalne. To czysty horror! Jeślibyś to sobie jednak wyobraził, mógłbyś wtedy zobaczyć, jak straszną cenę Jezus zapłacił za nas na Kalwarii. Izajasz opisał ten widok mówiąc, że „wielu się przeraziło na jego widok – tak zeszpecony, niepodobny do ludzkiego był jego wygląd, a jego postać nie taka jak synów ludzkich„. Ciężar wszystkich chorób i grzechów był tak ogromny, że ziemia się zatrzęsła. Był tak wielki, że słońce nie chciało na to świecić. Nie jest więc dziwne, że rzymski setnik będący świadkiem ukrzyżowania powiedział: „Zaprawdę ten człowiek był Bożym Synem„. Nigdy nie widział, aby człowiek umierał w ten sposób.
Biblijne kuszenie Chrystusa jest dzisiaj normą. Dzisiejsze media i świat w taki sam sposób nas kuszą. Na początek szatan ofiarował Jezusowi jedzenie, a w TV jest obecnie masa programów kulinarnych oferujących coraz wykwintniejsze dania zaspokajające żądze podniebienia i sprawiające wrażenie luksusu. Skromne posiłki już nie wystarczają, przynajmniej tak wmawiają nam podświadomie media. Szatan zaofiarował Jezusowi wszystkie królestwa świata w zamian za oddanie mu pokłonu. Obecnie również namawiają nas do zaprzedania się w służbie firmie, zdobywania coraz to nowych dziedzin działalności, otwieranie nowych oddziałów w myśl globalizmu. W polityce również zaprzedajemy się jednej wspólnej Europie, chcemy sprawować kontrolę nad całym światem podszytą jedną słuszną ideą. Wbrew pozorom wszystkie tego typu działania są spowodowane podświadomym myśleniem o rządzeniu całym światem.
Na koniec szatan kusił Jezusa, by rzucił się z narożnika świątyni, bo przecież aniołowie Go uratują. W telewizji jest masę programów oferujących ekstremalne zadania do wykonania w zamian za nagrodę – skocz do wodospadu, a ja ci dam nagrodę…. itp. Współczesny człowiek jest w stanie dla nagrody zrobić wszystko. Ogromna jest siła sugestii obrazu odtwarzanego na życzenie bądź narzucanego wbrew życzeniom. Magia obrazu częściej wykorzystywana jest, by szerzyć zło: przemoc, dziką namiętność i zmysłowość. Zdarto zasłonę z wszelkiej intymności, w efekcie to, co piękne i święte, stało się ohydne. Kuszenie szatana bazowało na najbardziej podstawowych żądzach człowieka. Odbyło się w sposób niezwykle przemyślany. Było zapowiedzią przyszłego bardziej otwartego działania zła w świecie. Tylko smutno, że nikt dzisiaj tego nie odbiera jako współczesna ingerencja szatana. Diabeł kusił bardzo wiele razy: rzuć się w dół, przecież Bóg cię kocha, to wyśle aniołów by nosili cię na rękach, spróbuj, uda ci się, wyjdziesz z tego, to tylko jeden raz… I „zbierał” mnie Bóg po kałużach, manowcach i zaułkach. Szukał mnie w pubach, na blokowiskach i wtedy, gdy chciałem być jak ptak, a cudem jakimś nie roztrzaskałem się lecąc na paralotni… I nie zostawił mnie Ten, którego obraz wyryty mam w sercu, gdzieś na dnie. Powiedz tylko słowo, a te kamienie zamienią się w chleb!
Matka i ojciec całe życie harowali dla nas na chleb. Dobra szkoła, języki, muzyka, taniec, tenis i studia. Potem praca za granicą, samochód, dom i … tak całe życie. Dzień po dniu wciągała i mnie ta karuzela, a kiedy próbowałem wykrzyczeć coś z siebie – słyszałem: ja dla ciebie wszystko poświęciłam, a ty?! A chciałeś tylko, by ojciec posiedział ze tobą, pogadał o życiu, choćby o tym, czy ma ono sens. Ja nie potrafię oprzeć się tym pokusom i gdy spadam w dół, to On wtedy woła za mną: nie bój się, moja miłość cię ocali… tylko patrz na mnie! Proszę, mów mi o Jezusie! Tylko On kocha mnie miłością na miarę mojego serca. Tyle ludzi, rzeczy i mądrych słów przysłania mi tego, który „wystarczy”. Sam jeden. Odłóż na bok morały i katechizm nawet. Zejdź z ambony, usiądź przy mnie i opowiedz mi o Jezusie. Chcę słuchać bez końca, że to palące pragnienie miłości, jakie rozrywa moje serce, nie jest wymysłem, a nadzieją, że ktoś jednak mnie tak kochać potrafi. Czy wiesz, że kiedyś miałaś piękne serce?! Że był taki dzień, w którym tak właśnie byłaś kochana? I patrzyłaś na tego, który jest obok – i twoje oczy były tak czyste, że nie chciałaś nic w zamian? Człowiek nie umiał wtedy grzeszyć?!
Tak było, gdy Bóg stworzył cię na swój obraz i podobieństwo. Przelewał ze swojego serca tę niesamowitą miłość, która musiała przekroczyć jego brzegi i rozlać się na nas. Tak było w raju. Tak było, zanim demon nie zadał pytania: czy to prawda…? Czy to prawda, że Bóg zabronił ci decydować o sobie? Czy to prawda, że On traktuje cię jak dziecko i mówi, co masz robić a czego nie? Czy to prawda, że tylko On wie, co dobre i co złe? A przecież gdy zjesz owoc tego drzewa poznania będziesz jak Bóg! Ewa odcięła tę pępowinę, ten kanał, którym Bóg karmił ją swoją Miłością. I została sama, z czarną dziurą w sercu, w ciemności. Czy wiesz, co to czarna dziura w kosmosie? Naukowcy nie potrafią zejść na jej dno, ale mówią, że pochłonie wszystko, zasysa każdą gwiazdę, słońca, planety, co tylko znajdzie się w jej zasięgu… I w twoim sercu jest to miejsce, które odcięte od Miłości, zwraca się do wszystkiego co napotka. Kobieta pożera wzrokiem mężczyznę, bo chce go mieć, by ją kochał. Mężczyzna panuje nad kobietą, by jako własność jego, wypełniła tę ranę bez końca. Matka „żywi się” swoimi dziećmi, choć mówi, że to wszystko z miłości.
Dziewczyna wybiera chłopaka, ale nawzajem chcą tylko jednego – by nasycić sobą to miejsce nie zagojone. I wszystko stało się chore, ty, ja, twój ojciec, matka… Ale Ten, który uformował ci serce na swój obraz nie zostawił cię. Posłał swego Syna, który dał się grzechowi przygwoździć do krzyża i oparł się demonowi, który kusił do końca: zejdź z drzewa, pokaż, że jesteś Mesjaszem, to ci uwierzą! Boże, mój Boże czemuś mnie opuścił! – zawołał Jezus. W tej otchłani piekła spotkał mnie. Nieszczęsny ja człowiek! Chcę czynić dobro, a wybieram zło… I jeszcze zdążył wyszeptać: Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha Mego! Umarł. Tamci śmiali się z Niego, że przegrał życie, że kłamał, że żył iluzją, że dali Mu się zwieść.
A Jezus powtarzał w rozdartym włócznią sercu: Tak, Tatusiu, zalewa mnie cierpienie i śmierć, ale ja wierzę w Ciebie, że mnie wydźwigniesz, że podniesiesz, że Ty wiesz co czynisz! Ufam mojemu Ojcu – wołał Jezus z krzyża – bo On nigdy nie przestaje mnie kochać! Ale jeśli przyznałeś się, że jesteś grzesznikiem – to tam spotkałeś Jezusa, który powiedział ci do serca: wiem, wiem, ale ja ciebie kocham! I to twój skarb, do którego możesz odwoływać się, gdy oskarżyciel będzie wmawiał ci, że Bóg cię nie kocha. To będzie twoja nadzieja, że jednak raz, jedyny raz spotkałeś się z żywym, kochającym Bogiem! Chodzi o to, by stawiać sobie jakże istotne pytanie – co dla mnie jest tym, czego nigdy, za nic nie sprzedam! Jakie mam w sobie, w swoim sercu wartości, które więcej znaczą niż forsa czy uznanie.
Czy jest coś za co możesz nawet umrzeć? I jeśli znajdziesz to w sobie, będziesz wiedział, jaką drogą iść w życiu, co wybrać, kim być… Musisz tylko znaleźć w sobie to, za czym pójdziesz, czego nigdy nie sprzedasz. Dlatego wkurzam się, gdy widzę jak z tego, co dla mnie najważniejsze, świat robi jarmark, handluje wartościami, które są dla mnie święte… Sami widzicie, co robi się ze świąt Bożego Narodzenia. A dla mnie to Wcielenie samego Boga, który chce narodzić się w każdym z nas. Dlaczego Bóg stał się człowiekiem? Oto pytanie, które wydaje się być w tej perspektywie najważniejsze. Dlaczego zechciał być jednym z nas? Nie ma przecież nic oczywistego w tym, że Bóg staje się człowiekiem. Przeciwnie – wydaje się to wręcz na granicy zdrowego rozsądku. I trudno się dziwić, że chrześcijańska wiara we wcielenie Boga, w Boga, który jak każde niemowlę robi w pieluchy, a po trzydziestu latach umiera na krzyżu, wzbudzała zgorszenie tak u monoteistycznie nastawionych Żydów, jak i u wykształconych Greków.
Gorszyła wtedy, gorszy i teraz. Ale nas, którzyśmy uwierzyli, powinna przede wszystkim prowadzić do refleksji nad związkiem tego wydarzenia z nami. Jeżeli Bóg zrobił coś takiego, jeżeli uniżył się aż po pieluchy, pot i krew, to musiał mieć ku temu porządny powód… Wyznanie wiary uderza prostotą i bezpośredniością odpowiedzi: „dla nas i dla naszego zbawienia”! Wszystko to wydarzyło się ze względu na nas… Wcielenie było konieczne, bo człowiek poprzez grzech zaburzył Boży plan, zaprzeczył powołaniu i godności, którą został obdarzony. Sytuacja ludzi stała się tak beznadziejna, iż konieczne było przyjście na świat Syna Bożego, aby ten, biorąc na siebie konsekwencje zła i grzechu, przywrócił nam życie i pojednał z Bogiem.
Kaziutek