Prof. Grzegorz Kucharczyk: Bez komentarza

Boże Ciało przed wojną. Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

W stulecie odparcia „czerwonej zarazy” pragnącej zainfekować – po „trupie białej Polski” – całą Europę warto przypomnieć starania polskich biskupów, by z nadciągającą zarazą aktywnie walczyć. W specjalnych listach do papieża Benedykta XV i Episkopatów na całym świecie (7 lipca 1920) pasterze Kościoła w Polsce nawoływali cały świat katolicki do modlitw za Polskę toczącą śmiertelną walkę z „bolszewizmem, który prawdziwie jest żywym wcieleniem i ujawnieniem się na ziemi ducha antychrysta” (z listu „Do biskupów świata”).

Przeciw takiemu wrogowi antidotum musiało mieć charakter nadprzyrodzony: modlitwy przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, codzienne odmawianie po Mszy Świętej litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa, wreszcie oddanie całej Polski Sacratissimi Cordi i odnowienie aktu obrania Matki Bożej na Królową Polski. Nastąpiło to na Jasnej Górze 27 lipca 1920 roku podczas obrad całego Episkopatu Polski u stóp Matki i Królowej.

Metropolita warszawski kardynał Aleksander Kakowski w liście do podległego sobie duchowieństwa z 10 sierpnia podkreślał konieczność trwania kapłanów przy wiernych. Słowa pasterza warszawskiego Kościoła nie pozostawały żadnych złudzeń, czego należy oczekiwać od duchowieństwa katolickiego podczas ataku śmiertelnej zarazy: „Tylko najemnik, a nie pasterz, opuszcza owce swoje w chwili niebezpieczeństwa. Gdyby jednak, co nie daj Boże, najemnik taki się znalazł i z jakichkolwiek pobudek opuścił stanowisko, obciążam go ipso facto suspensą ab officio et beneficio. Przy czym dodaję, że zbiegły kapłan na dawne stanowisko nie powróci. […] Przykład wasz, którzy nadto jesteście stróżami mienia kościelnego, doda męstwa i otuchy waszym parafianom. […] Stójcie niewzruszenie, a Bóg miłosierny niech nas wszystkich ma w swojej pieczy”.

W połowie kwietnia niemiecki ośrodek badania opinii publicznej INSA z siedzibą w Erfurcie opublikował wyniki swoich badań ankietowych (ankieta telefoniczna przeprowadzona na „próbce” ponad trzech tysięcy ludzi). Pośród ankietowanych zaledwie 30 proc. respondentów odpowiedziało, że uważa się, za „wierzących chrześcijan”. 57 proc. udzieliło odpowiedzi przeczącej. W zachodnich landach 34 proc. ankietowanych podało, że uważa się za „wierzących chrześcijan”. Natomiast we wschodnich landach (dawna NRD) wskaźnik ten wynosił zaledwie 14 proc. W byłej NRD – a więc w części Niemiec położonej najbliżej naszych granic – aż 74 proc. respondentów nie uważa się za chrześcijan. W zachodnich landach odpowiadało w ten sposób 52 proc. ankietowanych.

Najgorzej pod tym względem wygląda sytuacja w graniczącym z Polską landem Mecklenburg – Vorpommern, gdzie tylko 6,9 proc. ankietowanych osób uważa się za „wierzących chrześcijan”. „Najlepiej” sytuacja wygląda w Nadrenii – Palatynacie, gdzie 46 proc. respondentów przyznaje się do swojego chrześcijaństwa.

Najniższy wskaźnik afirmacji chrześcijaństwa jako wyznawanej i praktykowanej religii wynosi według badania INSA wśród młodych Niemców (od 18 do 23 lat) – 23 proc. Wskaźnik najwyższy (36 proc.) dotyczy osób powyżej 60. roku życia.

Najwięcej osób deklarujących swój dystans do chrześcijaństwa jest wśród wyborców postkomunistycznej „Die Linke” – 75 proc. oraz „Zielonych” – 65 proc. Wyborcy CDU/CSU są podzieleni niemal po połowie: 45 proc. deklaruje się jako „wierzący chrześcijanie”, a 43 proc. – zaprzecza jakimkolwiek związkom z chrześcijaństwem jako wyznawaną i praktykowaną religią.

Zgodnie z tytułem tekstu nie komentuję opisanych wydarzeń i podanych danych. Polecam jednak słowa kluczowe: Kościół otwarty, nowa troska duszpasterska, droga synodalna, nowoczesna europejska chadecja, które pomogą umieścić rzeczy, o których mowa w szerszym kontekście.

Grzegorz Kucharczyk

Za: Pch24 , A.K.

Dodaj komentarz