O co chodzi w polityce PŻM?

Polska Żegluga Morska zajmujmuje się od wielu lat przewozem ładunków masowych i zjadła na tym zęby, ale ostatnio można odnieść wrażenie, że chyba jej zarządowi nie chodzi o … zarabianie pieniędzy. Na rynku przewozów w transporcie morskim jest w tej chwili wyjątkowo dobra passa, a to państwowe przedsiębiorstwo zamiast wykorzystywać okazję i nieźle zarobić, zamierza wyprzedać część floty. Co prawda za młodsze niewyeksploatowane jednostki można dostać lepszą kasę, ale czy przy tak sprzyjającej koniunkturze owa strategia wyprzedaży zamiast zarabiania, rzeczywiście się bardziej opłaci?   

              
Jak czytamy w portalu gs24.pl, popyt na morskie usługi przewozowe jest tak wielki, że w marcu tego roku padł po 10 latach rekord ilości zamówień na nowe statki towarowe. Armatorzy na całym świecie zakontraktowali łącznie 72 kontenerowce, które będą mogły przetransportować na raz blisko 900 tys. standardowych kontenerów o długości 20 stóp każdy, co przy poprzednim najwyższym wyniku zamówień z czerwca 2011 roku, opiewającym na 50 kontenerowców o łącznej pojemności blisko 600 tysięcy znormalizowanych kontenerów 20-stopowych pokazuje z jak wielkim ożywieniem na rynku mamy do czynienia.           

Jeśli chodzi o przewozy masowe, w których specjalizuje się narodowy armator, również sytuacja wygląda na prawdziwą żyłę złota, o czym zresztą poinformował w portalu gs24.pl rzecznik prasowy PŻM, Krzysztof Gogol:

,,Na rynku masowym też mamy hossę. Może nie tak znakomitą jak w przewozach kontenerów, ale co najmniej bardzo przyzwoitą”. Okazuje się, że taryfy za przewóz ładunków masowych nie były tak dobre również od ponad dziesięciu lat, a w przypadku małych masowców, jakimi dysponuje właśnie flota PŻM, pną się ciągle w górę. O tym jak jest dobrze może świadczyć znaczny skok średnich dziennych stawek czarterowych z ok. 4-6 tys. dolarów utrzymujących się na stałym poziomie przez ostatnie lata do nawet ok. 28 tys. dolarów obecnie oraz ich wzrost na chwilę obecną o 155 procent w stosunku do taryfy z początku roku.          

Do tego jeszcze, jak wynika z wypowiedzi Krzysztofa Gogola dla portalu gs24.pl walka ze skutkami pandemii napędza koniunkturę, a nasze małe masowce nie mają na rynku zbyt wielkiej konkurencji: ,,Perspektywy są także bardzo dobre, bo gospodarki światowe wspierane różnymi funduszami odbudowy po pandemii rozpędzają się, a masowców, w porównaniu z kontenerowcami, buduje się bardzo mało”. A tu jak gdyby nigdy nic krajowy armator już sprzedał jeden masowiec typu Regalica obsługujący linie przewozowe na Morzu Karaibskim i w Zatoce Meksykańskiej, a siedem kolejnych pójdzie również wkrótce pod młotek, i tym sposobem nie tylko przedsiębiorstwo podcina sobie skrzydła w locie, ale również zniknie ok. 300 miejsc pracy.          

Choć w planach na najbliższą dekadę jest zakup kilku nowych jednostek przystosowanych do żeglugi na Wielkich Jeziorach Amerykańskich, ale nie jest to sprawa bliskiej przyszłości. Może warto więc prowadzić jednak politykę bardziej elastyczną, dopasowaną do zmian na rynku i zmodyfikować trochę dalekosiężne plany. Co prawda jeśli sprzedawać to rzeczywiście wtedy kiedy jest największy popyt na tego typu jednostki, ale czy wykorzystanie sprzyjającej koniunktury i odłożenie sprzedaży w czasie nie byłoby dla przedsiębiorstwa i zatrudnianych osób lepszym rozwiązaniem? Tym bardziej, że jak wynika z nieoficjalnych źródeł, do których dotarł portal gs24.pl przesądzona jest już sprzedaż zbudowanej zaledwie 10 lat temu jednostki M/S Olza, i to za kwotę 7,3 mln dolarów amerykańskich, choć podobnej klasy jednostki w tej chwili osiągają już na rynku wartość grubo powyżej 8 milionów.            

A tak na marginesie sprawy warto przypomnieć historię przedwojennego polskiego parowca na cześć, którego został nazwany masowiec Olza zbudowany dla PŻM, niestety w chińskiej stoczni. Przedwojenne przedsiębiorstwo Żegluga Polska, której flota stała się bazą do utworzenia w 1951 roku PŻM, zamówiło parowiec Olza w stoczni w Gdyni, a że wówczas  stępki jakoś nie rdzewiały, już po roku od jej położenia planowano zwodowanie statku. Niestety ponieważ nastąpiło to pod koniec sierpnia 1938 roku, tym razem zawirowania historii przeszkodziły zwodować we wrześniu 1939 roku parowiec. Co ciekawe Niemcy nie przepuścili nadarzającej się okazji i zwodowali zdobyty statek w maju 1941 roku, ale odtąd słuch o nim zaginął.          

Ciekawa historia PŻM na stronie:     

Opracowanie BC 
Źródło:  

Dodaj komentarz