Przechodzą przez tory „na dziko”, bo miasto nie chce pozwolić na wybudowanie drogi. Koszmar mieszkańców ulicy Marcika nie ma końca

Mieszkańcy ulicy Marcika, zlokalizowanej nieopodal stacji Kraków-Sanktuarium, ubiegają się o budowę chodnika, który pozwoliłoby im dostać się na stację i dalej – na drugą stronę torów. Co prawda, przejście umożliwia kładka, jednakże dojście do niej jest niezwykle uciążliwe. Mieszkańcy więc „na dziko” przebiegają przez tory, by skrócić trasę z niespełna kilometra do kilkudziesięciu metrów. Batalia z urzędnikami trwa od trzech lat, a światełka w tunelu nadal nie widać.

Kilometrowy spacer, by przejść na drugą stronę ulicy

W 2016 roku, tuż przed Światowymi Dniami Młodzieży, oddano do użytku stację kolejową Kraków-Sanktuarium. Inwestycja ta, niezwykle ułatwiająca komunikację transportem publicznym, stała się solą w oku mieszkańców ulicy Marcika. Mimo że zachwalają pomysł jej stworzenia, skarżą się, że podczas planowania inwestycji nikt nie wziął ich pod uwagę.

Mieszkańcy ulicy Marcika mają obecnie utrudnione dojście do m.in.: terenów handlowych, jak również przychodni lekarskich, szkół czy przystanków – ogólnie do obszaru położonego przy ulicy Zakopiańskiej. W istocie przejście istnieje, jednakże, by znaleźć się po drugiej stronie torów kolejowych z ulicy Marcika, należy kierować się do rzeki Wilgi, zawrócić chodnikiem, by wyjść na teren Centrum św. Jana Pawła i dopiero tam można skorzystać z kładki naziemnej. Tym sposobem, mieszkańcy domów znajdujących się na przeciwko Merkury Market, chcąc dostać się do tegoż sklepu, muszą przejść niespełna kilometr zamiast kilkudziesięciu metrów.

Gazeta Krakowska

Dodaj komentarz