Koronawirusowa histeria rządów w unii coraz bardziej daje się we znaki mieszkańcom pogranicza, którzy dotąd żyli bez granic. Rozpada się ich przez wiele lat budowany właściwy tylko dla tego miejsca świat i walą ideały unii europejskiej. Przez rozporządzenia rządu federalnego Niemiec, niemieckie przygraniczne fabryki mogą stracić pracowników, a Polacy w nich pracujący pracę. Chodzi o obowiązkowe od poniedziałku przy każdorazowym przekraczaniu granicy negatywne testy na koronawirusa ważne tylko … 48 godzin, co jeszcze bardziej skomplikowało i tak już napiętą i trudną sytuację z powodu trwającego od roku koronacyrku.
Co prawda Niemcy uruchomili z myślą o polskich pracownikach w kilku punktach specjalne centra testowe, a nawet jest decyzja o refundacji jednego testu w tygodniu dla wszystkich ubezpieczonych w Niemczech, ale jak na razie zrobienie testu na czas graniczy z cudem, a kolejki sięgają … kilkuset metrów. Sprawa dotyczy ok. 3 tysięcy Lubuszan pracujących w powiecie Szprewa-Nysa w Brandenburgii, oraz mieszkańców Słubic i Gubina zatrudnionych we Frankfurcie i Guben.
Najgorzej sytuacja polskich pracowników transgranicznych na lubuskim pograniczu, po nagłej decyzji rządu Niemiec, wygląda w Słubicach. Doszło już do tego, że z powodu wprowadzonych od poniedziałku restrykcyjnych przepisów wielu z nich po prostu jest załamanych i nie widzą sensu dalszej pracy po drugiej stronie granicy.
Jeden z Lubuszan oczekujących od kilku godzin w kolejce do punktu testowego w rozmowie z dziennikarką Gazety Lubuskiej nie krył swojego wielkiego zniechęcenia:
,,Stoimy już 3,5 godziny i jak widać, zaraz będzie nasza kolej. Jest godzina 10, na 8 mieliśmy do pracy, więc już jeden dzień jesteśmy w plecy. Jeśli tak to będzie dalej wyglądać, to nie będzie nam się opłacało pracować za granicą. Musimy płacić za dojazd do pracy, a teraz dojdą jeszcze koszty wykonania testu, czyli 23 euro od osoby”.
W tej chwili więc na polsko-niemieckim pograniczu panuje niezłe zamieszanie, ale być może sytuacja z biegiem czasu się ustabilizuje, szczególnie, że jak czytamy w portalu gorzow.tvp.pl nie tylko polscy pracownicy transgraniczni, ale również niemieccy samorządowcy nie są przekonani co do słuszności wprowadzania niektórych nałożonych przez Berlin w ruchu granicznym ograniczeń i mają nadzieję, że ta bardzo kłopotliwa dla obu stron sytuacja na pograniczu wymusi jednak złagodzenie obostrzeń.
Na razie niestety nie ma zmiłuj się, szczególnie, że za brak negatywnego testu po przekroczeniu polsko-niemieckiej granicy grozi kara w wysokości … 500 euro.
Opracowanie BC
Źródło: