To byli mocni, energiczni, pełni zapału i pomysłów, mężczyźni. Śledztwa w sprawie Krakmeatu i Polmozbytu poharatały im życie zawodowe i prywatne.(od lewej: Paweł Rey, Lech Jeziorny, Grzegorz Nicia) Anna Kaczmarz .
Lech Jeziorny, jeden z bohaterów głośnego procesu w sprawie nieprawidłowości w krakowskim Polmozbycie i nakręconego na jego kanwie filmu „Układ zamknięty”, dostał 25 tys. zł rekompensaty za tymczasowe aresztowanie w śledztwie. Taki wyrok wydał Sąd Apelacyjny w Krakowie po tym, jak pełnomocnik Jeziornego wywalczył kasację przed Sądem Najwyższym.
Sprawa odszkodowania i zadośćuczynienia dla Jeziornego toczyła się przed sądem trzy razy.
Wniosek o przyznanie rekompensaty za 257 dni aresztu Jeziorny skierował do krakowskiego sądu 18 lutego 2011 r.
Podkreślał, że był zmuszony sprzedać w okresie aresztowania udziały w spółce po rażąco niskiej cenie, nadszarpnięta została jego reputacja w środowisku biznesowym, ucierpiało zdrowie i relacje rodzinne.
W celi Jeziorny był od 26 września 2003 r. do 7 czerwca 2004 r. Chciał z tego powodu 4,1 mln odszkodowania i 500 tys. zł zadośćuczynienia, ale sąd za pierwszym razem umorzył jego sprawę odszkodowawczą. Wyrok uchylił w 2013 r. Sąd Apelacyjny.
Drugi proces zakończył się w 2014 r. oddaleniem wniosku o rekompensatę i znów został uchylny w 2015 r.
Podczas trzeciego rozpoznania sprawy krakowski sąd przyznał Jeziornemu w 2017 r. 90 tys. odszkodowania, ale Sąd Apelacyjny w Krakowie zmienił wyrok uznając, że odszkodowanie się nie należy. Orzeczenie było prawomocne i dlatego pełnomocnik Jeziornego złożył kasację w Sądzie Najwyższym, który częściowo ją uwzględnił.
Sąd Najwyższy uznał za trafne fakt, że sąd I instancji zaliczył pobyt w areszcie na poczet wysokiej grzywny i to objęło w całości sprawę odszkodowania. SN zauważył jednak, że trudno znaleźć argumenty, dlaczego Sąd Apelacyjny w Krakowie oddalił sprawę zadośćuczynienia za krzywdę. Dlatego zwrócił sprawę temu sądowi i teraz Sąd Apelacyjny w Krakowie pod koniec lutego br. wydał kolejny prawomocny wyrok na mocy którego Jeziorny dostanie 25 tys. zł rekompensaty za areszt.
Lech Jeziorny to jeden z bohaterów głośnego procesu w sprawie nieprawidłowości w krakowskim Polmozbycie i nakręconego na jego kanwie filmu „Układ zamknięty” Ryszarda Bugajskiego.
W podobnym procesie za niesłuszny areszt drugi z filmowych bohaterów, czyli biznesmen Paweł Rey, wywalczył przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie 10 tys. zł.
Krótka historia niszczenia przedsiębiorczości w majestacie prawa :
Czy można ludzi wsadzić do aresztu i trzymać tam bezkarnie przez wiele miesięcy? Zniszczyć im firmę, reputację, pozbawić pracy, a potem nie ponieść za to konsekwencji? Oczywiście.
chcieli podnieść z upadku zakłady mięsne (Krakmeat) i „Polmozbyt”. Tymczasem, po decyzjach prokuratora i szefa krakowskiej skarbówki, trafili do aresztu, ich zakłady upadły, a oni przez lata żyli z piętnem przestępców. Na podstawie ich historii filmowcy stworzyli mocny obraz. Film „Układ Zamknięty” tak wstrząsnął widzami na przedpremierowym pokazie w Gdyni, że po ostatnich kadrach przez długą chwilę siedzieli wbici w fotele, w głuchej ciszy. Wśród nich był Paweł Rey jedna z ofiar zastawionych sideł przez swoich oprawców.
Przy aresztowaniu mnie mówi Paweł Rey miała miejsce scena:
– W domu miałem broń i pozwolenie na nią. W dokumencie przy numerze seryjnym broni był czeski błąd, przestawione dwie cyfry. Policjanci strasznie się tym podekscytowali. Bo przecież przeszukiwanie komputerów to nuda, a tu czuli aferę, nielegalną broń – mówi z goryczą.
Gdy on i jego koledzy wyszli w 2004 roku z aresztu, byli bez pracy, Krakmeat upadł, a „Polmozbyt” przejęła nowa rada nadzorcza, której szefował… dyrektor krakowskiej skarbówki Jerzy Jakielarz. Ten sam, który kontrolował Polmozbyt w 2003 roku i złożył zawiadomienie do prokuratury, które zapoczątkowało aresztowania i oba śledztwa…
Scenarzyści filmu czują, że trafili na wstrząsającą historię.
Przez Aleksandra Halla docierają do Lecha Jeziornego (razem działali za PRL-u w opozycji). Przyjeżdżają do Krakowa, do domu Jeziornego. Z nim i Pawłem Reyem spędzą wtedy kilka dni.
Rey i Jeziorny mówią wprost – to były metody, by wydobyć z aresztowanych przyznanie się do win, których nie popełnili.
Tak było, ich zdaniem, w przypadku Czesława B., który został brutalnie pobity w więzieniu przez narkomana. W rzeczywistości o mało nie stracił oka (ta scena też znajdzie się w filmie). Dzień po tym wydarzeniu przyznał się do wszystkiego i dobrowolnie poddał karze.
Krótka notka o umorzeniu
Wrzesień 2009 roku. Michał Pruski – dziennikarz, i od kilku lat scenarzysta, wraca ze zdjęć do „Czarnego czwartku”. Jest tuż po pierwszej w nocy. Już ma się kłaść spać, gdy odbiera telefon od Mirosława Piepki, kolegi po fachu i współscenarzysty. – Zerknij do gazety – mówi podekscytowany. Pruski widzi niewielką informację o decyzji krakowskiego sądu w sprawie Krakmeatu. Po siedmiu latach śledztwa nie sporządzono aktu oskarżenia, sąd więc nakazuje skończyć śledztwo, a za przewlekłość postępowania przyznać podejrzanym po 10 tys. złotych.
Prokurator obejrzy?
25 marca 2013 roku. Gdynia, sala kinowa na 520 osób nabita ludźmi. Na ekranie pojawia się plansza z informacją o tym, że film nakręcono na motywach prawdziwej historii, a prokurator, który w rzeczywistości prowadził tę sprawę, awansował. I o tym, że jedna sprawa jest umorzona, a kolejna (Polmozbytu) nadal toczy się w sądzie.
Czy prokuratorzy z Krakowa zobaczą ten film. – pewnie przyjdą na poranny seans usiądą w ostatnim rzędzie i z pełną satysfakcją obejrzą dobrze wykonaną robotę na awans.
tekst Źródłowy: Gazeta Krakowska.pl