Odpowiedź jest bardzo prosta, brak dostępu do systemu ochrony zdrowia oraz choroby współistniejące, których ilość z powodu lockdownów, zamordyzmu i masek rośnie w społeczeństwie lawinowo. Zakażenie wirusem, które w takim wypadku z wielkim prawdopodobieństwem skończy się ostrą niewydolnością oddechową, jest tylko gwoździem do trumny. Tak było przynajmniej dopóki wirusy nie zostały uznane jedynym zagrożeniem ludzkości.
Przypatrzmy się bliżej statystyce zgonów na udary w szpitalu zakaźnym przy ulicy Arkońskiej w Szczecinie, jednej z największych w kraju placówek zdrowia zajmujących się pacjentami z covid i zdetronizowanymi przez niego chorobami współistniejącymi. Okazuje się, że blisko 1/3 pacjentów z udarem i covid umiera, pomimo tego, że trafili w bardzo dobre ręce. Rok temu oddział neurologii szczecińskiego szpitala zdobył prestiżowe międzynarodowe wyróżnienie za ,,szybkość diagnozowania i leczenia udarów mózgu”, ale to było przed pandemią. Według statystyk rządowych, tych pacjentów zabił koronawirus, ale przyczyna zgonu może być zupełnie inna.
Jak wynika z wypowiedzi ordynator kierującej oddziałem neurologicznym, zamieszczonej w portalu gk24.pl, ów oddział jest jedynym w całym regionie, który przyjmuje pacjentów z covid. W przypadku leczenia udarów niezwykłe znaczenie ma czas diagnozy, a chorzy trafiają na oddział zbyt późno i w bardzo ciężkim stanie, co przekłada się na ich wysoką śmiertelność. Jak czytamy w portalu gk24.pl od początku roku zmarło 47 pacjentów na łączną liczbę wszystkich hospitalizowanych 120.
Odpowiadać za ten stan rzeczy może ciągły brak dostępu do lekarzy pierwszego kontaktu, którzy upodobali sobie teleporady, bądź po prostu skutecznie rozsiany w społeczeństwie strach przed zakażeniem koronawirusem wyniesionym do rangi jedynego zabójcy. Podobnie źle sytuacja wygląda na oddziale chirurgii transplantacyjnej szpitala. Co ciekawe zmniejszyła się nie tylko liczba dawców, ale nawet biorców. Co też niestety znacznie podnosi statystyki zgonów.
Opracowanie BC
Źródło: