Joe Biden Lenin Ameryki?
Polityka zagraniczna? Pomoc przedsiębiorcom, którzy ucierpieli wskutek pandemii? Nie! W pierwszym dniu urzędowania prezydent Stanów Zjednoczonych wydał dekret o gender i transseksualistach. To wydarzenie o wielkim znaczeniu symbolicznym, choć nie tylko.
Zgodnie z dekretem Joe Bidena z 20 stycznia, dostępnym na stronie Whitehouse.gov, „należy pozwolić dzieciom uczyć się bez martwienia o odmowę dostępu do łazienki, ubikacji czy szkolnych sportów”. Zdumiewające, że tego typu kwestia stanowiła jedną z pierwszych decyzji wydanych przez prezydenta Stanów Zjednoczonych, ogłoszoną już w pierwszym dniu prezydentury. Kwestia szkolnego WC i prawa uczniów uznających się za uczennice do nachodzenia w nim koleżanek urasta do rangi czołowej sprawy wagi państwowej. Gdy w 1917 roku Marceli Duchamp wystawił w galerii sztuki swą „Fontannę” – pisuar, uznawano to za symptom schyłku cywilizacji zachodniej. To jednak stanowiło dopiero preludium. Joe Biden właśnie zagrał jego finał.
Jak czytamy w dekrecie dotyczącym „zapobiegania i zwalczania dyskryminacji na podstawie tożsamości genderowej lub orientacji seksualnej”, sprawa ta dotyczy również dorosłych. Według zapowiedzi prezydenta „dorośli powinni otrzymać możliwość zarabiania na życie i realizowania powołania wiedząc, że nie zostaną z tego powodu zwolnieni, zdegradowani lub źle potraktowani z powodu tego, że ich ubiór nie jest dostosowany do stereotypów płciowych”. Czytamy ponadto, że „ludzie powinni otrzymać prawo dostępu do opieki zdrowotnej i bezpiecznego dachu nad głową bez podporządkowania się dyskryminacji seksualnej. Wszystkie osoby powinny być równo traktowane przez prawo, bez względu na tożsamość genderową lub orientację seksualną”.
Lucas Acosta na łamach prohomoseksualnej „Human Rights Campaign” określił dekret Bidena jako „najistotniejszy i dalekosiężny dekret wykonawczy w amerykańskiej historii”. Jego zdaniem dokument wywrze liczne konsekwencje praktyczne. Na przykład uniemożliwi pracodawcom nakazywanie, by ich podwładni ubierali się zgodnie z płcią biologiczną. Uniemożliwi też inne traktowanie homomałżeństw w mieszkalnictwie.
Jakby tego było mało to kilka dni później – 25 stycznia – Joe Biden uchylił zakaz sprawowania służby wojskowej przez transseksualistów. Uzasadniał to interesem narodowym, jednak trafniej byłoby rzec, że właśnie złożył ten interes na ołtarzu ideologii. Osób z poważnymi zaburzeniami nie powinno się bowiem dopuszczać do udziału w armii normalnego państwa. Tym bardziej, jeśli te zaburzenia mogą odciągać kolegów od swych zadań, wzbudzając konflikty i naruszając tożsamość i spójność oddziału. Gdzie jak gdzie, ale w sprawach wojska powinno to być oczywiste. Jak widać jednak nie jest.
Przyczyny nasilenia rewolucji obyczajowej
Treść dekretów Bidena, jak również pośpiech z nimi związany, wzbudza śmiech. I jest to uzasadnione, pod warunkiem, że to śmiech przez łzy. Joe Biden i (może zwłaszcza) stojący za nim ludzie nie są idiotami. Idioci nie przejmują władzy w największym państwie świata. Jeśli kontynuacja rewolucji genderowej stanowi priorytet dla lewicowych elit zachodu, to najwyraźniej nie dzieje się tak bez powodu.
Istnieje kilka przyczyn tak priorytetowego traktowania rewolucji obyczajowej przez administrację prezydenta USA. Jedną z przyczyn jest ich wiara w ideologię inkluzywizmu. Zgodnie z nią równość to wartość sama w sobie i w jej imię należy zwalczać dyskryminację. Powstaje jednak pytanie – czym jest dyskryminacja? Tradycyjnie jednak rozumiano przez nią odmienne traktowanie bez istotnej dla danej kwestii przyczyny. Dlatego też według tradycyjnego podejścia odmowa zatrudnienia w urzędzie z powodu czyjegoś koloru oczu była niedopuszczalna. Kolor oczu nie wpływa bowiem na kwalifikacje niezbędne do pracy. Jednak odmowa zatrudnienia na stanowisku chirurga osoby bez wykształcenia medycznego jest już uzasadniona. W pewnych przypadkach różnicowania nie uznawano za dyskryminację, nawet jeśli sprawa nie wiązała się bezpośrednio z wykształceniem. Na przykład odmowa zatrudnienia białego na stanowisku aktora grającego Martina Luthera Kinga była uzasadniona.
Tymczasem według zwolenników inkluzywizmu dyskryminacją jest niemal każde rozróżnienie w traktowaniu (za wyjątkiem dyskryminacji pozytywnej – przywilejów dla grup wcześniej dyskryminowanych). Nawet jeśli to rozróżnienie jest de facto uzasadnione – jak zakaz uczestniczenia przez biologicznych mężczyzn w sportach kobiecych czy wchodzenia przez nich do żeńskich toalet szkolnych. Do tak rozumianego inkluzywizmu dochodzi równie specyficzne rozumienie różnorodności. Za wartość uznawana jest różnorodność kultur, ale także płci czy tożsamości seksualnych. W tym świetle transseksualizm jawi się jako kolejna mniejszość pogłębiająca tę stawianą na piedestał różnorodność. Zapomina się przy tym, że o ile różnorodność często jest czymś pozytywnym, to trudno ją uznawać za wartość absolutną. Jeśli w grupie zawsze stroniących od narkotyków przyjaciół nagle jeden stanie się narkomanem, to pogłębi się różnorodność w ramach tej grupy (nowy styl życia). Jednak trudno będzie o tym mówić jako o zmianie na lepsze.
Na działania Bidena – świadomie bądź nie – wywiera wpływ myśl Antonio Gramsciego i szkoły frankfurckiej. Antonio Gramsci stwierdził, że rewolucję marksistowską należy rozpocząć od kwestii obyczajowych. Odwrócił tym samym strategię marksistów starej daty głoszących prymat ekonomicznej bazy nad ideową nadbudową. Zmieniły się środki, jednak rewolucyjny i antychrześcijański cel pozostał. Przez dziesięciolecia obyczajowi rewolucjoniści dokonywali destrukcji religii, tradycji, rodziny w świecie zachodnim. Do tego celu posłużyli już nie zadowoleni (wbrew przewidywaniom Marksa) z dobrodziejstw kapitalizmu proletariusze, lecz lewicowo nastawieni intelektualiści, zbuntowani studenci czy mniejszości seksualne. W efekcie już pod koniec lat 80. XX stulecia włoski filozof Augusto del Noce mógł powiedzieć, że „marksizm umiera na wschodzie, gdyż urzeczywistnia się na zachodzie”. Teraz jego słowa są aktualne jak nigdy dotąd. Spójrzmy na same Stany Zjednoczone. W 1973 roku zalegalizowano tam aborcję, a w 2015 roku tak zwane małżeństwa homoseksualne. Rozwodem kończy się około połowa małżeństw. Wydawałoby się, że rewolucja osiągnęła swe cele. A jednak. W Stanach istnieją wciąż pewne bastiony tradycji, za których rozjeżdżanie walec rewolucji najwyraźniej się zabrał.
Niewykluczone też, że rewolucja obyczajowa Bidena wiąże się z komunistyczną infiltracją, choćby nieświadomie. Wiadomo bowiem, że Sowieci wspierali bunt końca lat 60. XX wieku w krajach zachodnich, a ich infiltracja objęła także Stany Zjednoczone. Były agent KGB Jurij Bezmenov w wywiadzie z Edwardem Griffinem w 1984 roku powiedział, że 85 procent budżetu KGB przeznacza się na ideologiczną „subwersję”, a nie tradycyjne szpiegostwo. Wspomniał o 4 stadiach „wielkiego prania mózgu” dokonywanego z inspiracji sowieckiego wywiadu w USA: demoralizacji (trwające całe pokolenie odchodzenie od patriotyzmu i tradycyjnych wzorców myślenia); destabilizacja (osłabienie kluczowych instytucji – etap trwający 2-5 lat); kryzys (6-tygodniowa zmiana struktur władzy); normalizacja (rozpoczęcie życia w nowej rzeczywistości). Wiele wskazuje na to, że Stany zbliżają się coraz bardziej do tego ostatniego etapu.
Rewolucja obyczajowa a chrześcijaństwo
Ostateczne wytłumaczenie dla działań Bidena ma jednak charakter filozoficzny, a nawet teologiczny. Jak zauważył brazylijski myśliciel profesor Plinio Correa de Oliveira, antychrześcijańska rewolucja od czasów reformacji podkopuje cywilizację katolicką. Reformacja i renesans, rewolucja francuska, komunizm i przemiany obyczajowe rozpoczęte w latach 60. XX wieku to etapy tej samej walki. Walki inspirowanej nienawiścią do Stwórcy i Jego dzieł; napędzanej pychą i zmysłowością. Rewolucja obyczajowa – ostatni jak dotąd etap tego procesu stanowi przejaw buntu człowieka przeciwko planowi Bożemu dla niego.
Jak czytamy w Biblii. „stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” – czytamy w Księdze Rodzaju (Rdz 1,27). Słowa te potwierdzają dostrzegalną zresztą nawet bez Objawienia prawdę, że płeć człowieka jest z góry określona. Biologiczna tożsamość nie stanowi efektu wolnego wyboru człowieka, to element jego tożsamości. Jednak zwolennicy rewolucji obyczajowej nie mogą znieść żadnej tożsamości niebędącej owocem ich wolnego wyboru. Odrzucając w praktyce arystotelesowsko-tomistyczną wizję człowieka jako złożenia ciała i duszy, uznają go de facto za samego ducha/umysł. Mimo deklarowanego często materializmu bliżej im do kartezjańskiego dualizmu. Ciało w tej optyce jawi się jako zewnętrzne wobec umysłu i podatne na manipulacje według kaprysu woli. Jak zauważył biskup Robert Barron w książce „Żywe paradoksy”, mamy tu do czynienia z mentalnością gnostycką.
Wiecznie aktualne są więc słowa Benedykta XVI, które padły w Watykanie podczas spotkania z kardynałami oraz pracownikami Kurii Rzymskiej i Gubernatoratu w grudniu 2012 roku. Jak powiedział wówczas papież „człowiek kwestionuje swoją naturę. Jest on teraz jedynie duchem i wolą. Manipulowanie naturą, potępiane dziś w odniesieniu do środowiska, staje się tutaj podstawowym wyborem człowieka co do samego siebie. Istnieje teraz tylko człowiek w sposób abstrakcyjny, który dopiero sam wybiera dla siebie coś jako swoją naturę. Męskość i żeńskość kwestionowane są jako wzajemnie dopełniające się formy osoby ludzkiej, będącej wynikiem stworzenia. (…). Tam, gdzie wolność działania staje się wolnością czynienia siebie samego, nieuchronnie dochodzi do zanegowania Stwórcy, a przez to ostatecznie dochodzi także do poniżenia człowieka w samej istocie jego bytu, jako stworzenia Bożego, jako obrazu Boga”. Męskość i żeńskość kwestionowane są jako wzajemnie dopełniające się formy osoby ludzkiej, będącej wynikiem stworzenia. (…). Tam, gdzie wolność działania staje się wolnością czynienia siebie samego, nieuchronnie dochodzi do zanegowania Stwórcy, a przez to ostatecznie dochodzi także do poniżenia człowieka w samej istocie jego bytu, jako stworzenia Bożego, jako obrazu Boga”.
Na pytanie, dlaczego Joe Biden już w pierwszym dniu urzędowania wydał dekret genderowy, istnieje wiele odpowiedzi – ideologicznych, politycznych, pośrednio związanych z działalnością agenturalną. Ostateczna z nich wiąże się jednak z perspektywą odwiecznej walki duchowej, odwiecznego buntu przeciw Stwórcy i Jego wizji świata – a zwłaszcza – człowieka.
Marcin Jendrzejczak
Za: