Komendant Straży Miejskiej w Białymstoku nie pofatygował się na posiedzenie komisji samorządności i bezpieczeństwa, aby wyjaśnić powód interwencji podległych sobie funkcjonariuszy wobec aktywistów i członków Fundacji Pro Prawo do Życia.
Fundacja złożyła oficjalnie prośbę o interwencję wobec działalności Straży Miejskiej w Białymstoku, której od czterech miesięcy dopiero zaczęła przeszkadzać aktywność członków organizacji w przestrzeni publicznej.
Działacze fundacji Pro Prawo do Życia zwrócili się do radnych w Białymstoku, ponieważ nie są w stanie dowiedzieć się, dlaczego od czterech miesięcy ich aktywność przeszkadza Straży Miejskiej w Białymstoku.
Od wielu lat prowadzą swoją działalność, także w przestrzeni publicznej, ale dopiero teraz z nieznanych nikomu powodów, ta działalność zaczęła przeszkadzać do tego stopnia, że wystawiane są mandaty. Mandaty za wykroczenia, rzecz jasna, wystawia Straż Miejska w Białymstoku.
– Uważamy, że od czterech miesięcy nasi wolontariusze są nękani przez przedstawicieli Straży Miejskiej, którzy przychodzą na nasze zgromadzenie pokojowe i legalne i nakładają kary finansowe na organizatorów. Za rzekome naruszenie art. 141 Kodeksu wykroczeń w sprawie treści banerów antyaborcyjnych, które uznają za nieprzyzwoite. Oczywiście zdaniem strażników miejskich są one nieprzyzwoite. Chcę powiedzieć, że to dzieje się od czterech miesięcy, a wcześniej strażnikom miejskim nie przeszkadzało to co się dzieje
– powiedział Kacper Łaskarzewski, przedstawiciel Fundacji Pro Prawo do Życia.
Organizacja ma obecnie trzy sprawy w sądzie w związku z tym, ponieważ nie przyjęła mandatów nałożonych przez strażników miejskich. Tymczasem strażnicy miejscy nie czekają na rozstrzygnięcie tej sprawy przez sąd, ale pojawiają się za każdym razem, kiedy odbywa się takie zgromadzenie z banerami antyaborcyjnymi.
Dodać trzeba, że tego rodzaju aktywność działacze Fundacji prowadzą w każdą pierwszą niedzielę miesiąca pod Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym w Białymstoku, gdzie dokonuje się aborcji eugenicznej, zaś sama działalność polega na odmawianiu publicznie różańca. Sama modlitwa nie jest postrzegana przez strażników miejskich za coś złego, ale już banery jej towarzyszące – owszem.
Przedstawiciele Fundacji dziwią się takiej nadgorliwości białostockiej Straży Miejskiej, która zjawia się każdorazowo na samym początku zgromadzenia, wystawia mandat i oddala się. Co więcej, na miejscu zawsze obecna jest Policja, jak dzieje się to w każdym przypadku zgromadzenia publicznego.
Ale Policja nie widzi żadnego powodu do interwencji. Zresztą nigdy nie widziała. Zdziwienie wolontariuszy Fundacji jest tym większe, że tego rodzaju aktywność jest prowadzona od 2005 roku, ale przeszkadzać strażnikom miejskim zaczęła dopiero od czterech miesięcy.
– Te wystawy, pikiety, zgromadzenia, organizujemy od 2005 roku i ich były już tysiące. I zwolennicy zabijania dzieci wielokrotnie podawali nas do sądu i my mamy około 120 spraw wygranych. Zatem ten art. 141 nie pasuje do tej sytuacji
– wyjaśniał radnym na posiedzeniu komisji samorządności i bezpieczeństwa Mariusz Dzierżawski, założyciel i członek zarządu Fundacji Pro Prawo do Życia.
– Straż Miejska zachowuje się tak, jakby była cenzorem debaty publicznej. Otóż strażnicy miejscy są od tego, żeby pilnować porządku, a nie od tego, żeby ustalać co wolno, a czego nie wolno mówić i pokazywać w przestrzeni publicznej. I tu na tym głównie polega problem
– dodał.
Niestety, ani Komendant Straży Miejskiej w Białymstoku, ani żaden inny przedstawiciel tej formacji, nie pojawił się na komisji, aby wyjaśnić radnym dlaczego podejmowane są tego rodzaju interwencje. Dlaczego akurat teraz nakładane są mandaty, a nie były nakładane rok temu, czy pięć i siedem lat temu.
Choć komisja samorządności i bezpieczeństwa nie zajmuje się skargami, bo od tego jest komisja skarg i petycji, to jednak działalność Straży Miejskiej pozostaje w zainteresowaniu i kompetencjach tej komisji w Radzie Miasta.
Zamiast stawić się i udzielić wyjaśnień komendant przesłał jednak pismo o kuriozalnej treści, w którym przekazał, że nie może rozmawiać o sprawach zawierających dane wrażliwe.
– Jest to dla mnie kuriozalne, ponieważ punkt, który jest sformułowany ogólnie, włączyłem do obrad komisji. Nie domagałem się od straży miejskiej żadnych danych, a szczególnie danych wrażliwych ustawowo, więc nie rozumiem skąd takie, a nie inne przesłanie od pana komendanta
– powiedział przewodniczący komisji samorządności i bezpieczeństwa radny Paweł Myszkowski.
Inni radni wyrazili oburzenie postawą komendanta Straży Miejskiej w Białymstoku. Uznali za lekceważące, nieodpowiedzialne i żenujące, że w taki sposób komendant traktuje sprawy mieszkańców oraz swoje obowiązki.
Ma on bowiem obowiązek stawiać się do wyjaśnień na wezwanie radnych, a jeśli sam nie może, to powinien wyznaczyć przedstawiciela, który udzieli organowi kontrolnemu – w tym przypadku radnym Rady Miasta – wszelkich niezbędnych informacji odnośnie pracy podległych komendantowi strażników miejskich.
– Myślę, że powinniśmy postawić wniosek o udzielenie informacji, dlaczego Straż Miejska funkcjonuje w taki a nie inny sposób, dlaczego dokonuje tych działań. Musimy wiedzieć, czy są jakieś skargi, czy ktoś strażników tam wysyła, dlaczego nie czekają na orzeczenie sądu, tylko ponownie karzą przedstawicieli tych zgromadzeń. Jeśli są one organizowane zgodnie z literą prawa, powinni móc się gromadzić. Takie pytania też powinniśmy zadać wprost panu komendantowi, żeby nam udzielił informacji
– powiedziała radna Katarzyna Siemieniuk.
– Bardzo dziękuję za zainteresowanie i życzliwość państwa radnych
– powiedział Mariusz Dzierżawski, założyciel i członek zarządu Fundacji Pro Prawo do Życia.
– Straż Miejska jest od tego, żeby pilnować porządku. My nieustannie jesteśmy atakowani agresywnie. Nigdy do żadnych aktów agresji z naszej strony nie dochodzi. Dlatego dziwi mnie postawa Straży Miejskiej, która powinna umożliwiać debatę, to ona ją utrudnia
– dodał.
Jest to już kolejny przypadek dość specyficznego działania strażników miejskich w Białymstoku. Niedawno Sąd Okręgowy w Białymstoku uniewinnił szefa gabinetu marszałka województwa podlaskiego Roberta Jabłońskiego od zarzutów, jakie przedstawiła mu właśnie Straż Miejska, za rzekome kierowanie nielegalnym zgromadzeniem.
Sąd musiał wyjaśnić strażnikom, że zgromadzenie to było legalne, a Robert Jabłoński niczym nie kierował, ponieważ był osobą wskazaną do kontaktu.
Co więcej w tej sprawie Straż Miejska w Białymstoku do postawienia zarzutów oparła się wyłącznie na zeznaniach świadka, któremu się wydawało, że Jabłoński kieruje zgromadzeniem, choć w oficjalnych dokumentach dotyczących tego zgromadzenia był wpisany jako osoba do kontaktu.
W przypadku aktywności strażników miejskich wobec działaczy i wolontariuszy Fundacji Pro Prawo do Życia komendant Straży Miejskiej w Białymstoku będzie musiał złożyć wyjaśnienia radnym.
Oprócz tego został zobowiązany do złożenia wyjaśnień w sprawie swojej nieobecności na posiedzeniu komisji samorządności i bezpieczeństwa, na którą się nie stawił.
Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska
Oprac. Es.
- Żródło i foto: ddb24.pl