Hiszpania. Eko-aktywiści wtargnęli na farmę i ukradli 16 królików, żeby je oswobodzić. Hurra! Szkoda tylko, że ,,uratowanie” tych 16 królików spowodowało śmierć 90 innych, w tym wielu młodych, karmionych dotąd przez niektóre z tych wykradzionych. Ekoterroryści przynieśli królikom wyzwolenie – mniej więcej takie, jakie Stalin przyniósł Polsce.
Belgia. Aktywiści postanowili siłą pomóc źle traktowanym kaczkom i gęsiom. Właściciel poinformował media, że w wyniku ich akcji ratunkowej zdechło ponad 500 kaczek.
W Wielkiej Brytanii aktywiści wtargnęli na farmę, gdzie hodowano świnie. Pootwierali klatki, w wyniku czego dwa prosiaki zostały stratowane na śmierć przez pozostałe świnie. ,,To żałosne, że oni nazywają siebie obrońcami praw zwierząt, a sami spowodowali ich śmierć. To jakieś szaleństwo” – mówiła mediom pani Sylvia Hook, właścicielka farmy.
W brytyjskim Ashford, w wyniku podobnej akcji wyzwoleńczej zdechły w męczarniach setki piskląt i małych kurczaków.
W amerykańskiej Minnesocie aktywiści wypuścili na wolność kilkadziesiąt tysięcy norek. Tysiące z nich zdechły w pierwszych dniach po odzyskaniu ,,wolności” – niektóre, po wymieszaniu ich ze sobą bez jakiejkolwiek kontroli, pozagryzały się wzajemnie, inne zdechły z powodu upału, jeszcze inne po prostu nie miały pojęcia jak żyć na wolności i skąd czerpać pożywienie.
W Kanadzie również szlachetni lewacy uwolnili 1600 norek. 60 z nich nie przetrwało nawet do najbliższego poranka – zdechły w wyniku zagryzienia, wyczerpania, lub zostały przejechane przez samochody na drodze obok. Setki kolejnych są zagrożone, bo po wymieszaniu ich nie wiadomo która matka ma karmić które młode. Odrzucone przez matkę norki zdechną z głodu.
Jak się domyślacie, takie przypadki można wymieniać bardzo długo.
Początki walki o prawa zwierząt to bardzo stare dzieje, ale początki ekopsychozy mają swoje korzenie – jak większość innych obserwowanych dziś psychoz – w marksizmie i lewicowym światopoglądzie.
Weźmy na przykład takie ekologiczne organizacje – Front Wyzwolenia Ziemi i Front Wyzwolenia Zwierząt. Joshua Ellerman (z pochodzenia zapewne Eskimos) został skazany za dokonany wspólnie z kolegami lewakami ZAMACH BOMBOWY na fermę norek w stanie Utah. Ekokretyni wyrządzili szkody na prawie milion dolarów – Ellermanowi groziło nawet 35 lat więzienia, ale poszedł na współpracę, sypał znajomków z organizacji i ostatecznie odsiedział tylko 7. W innej akcji, aktywiści z ekologicznej organizacji jednego poranka podpalili dwa budynki departamentu rolnictwa, powodując straty na 1.9 mln dolarów. W Colorado, aktywiści z tych samych marksistowskich bojówek puścili z dymem kilka budynków i zabudowań – 12 milionów straty. W Nowym Jorku podpalają budynek będący jeszcze w fazie budowy. Uzasadnienie? ,,Budowanie domów w celu dobrobytu nie powinno być priorytetem. Lasy i pola są zastępowane morzem budynków, fabryk i dróg, na których giną zwierzęta.” W Seattle podłożyli bombę i spowodowali pożar w budynku Uniwersytetu, powodując szkody sięgające kilku milionów dolarów.
Przedstawiłem tylko kilka akcji, a były ich niezliczone ilości, szkody wynikające z lewicowego wandalizmu i podpaleń w samych tylko Stanach idą w setki milionów dolarów (!). Zdarzało się, że ci idioci dokonywali swoich zamachów kompletnie przez pomyłkę, atakując budynki i instytucje, które nie miały nic wspólnego z ich urojeniami. Wystarczyło, że coś sobie ubzdurali, i już wstępował w nich rewolucyjny, komunistyczny duch Marksa. Nic dziwnego, że FBI zaliczyła niektóre ekologiczne ugrupowania do gron organizacji terrorystycznych. Wtedy też, około 20 lat temu, popularność zdobyło określenie: eko-terroryści. Dziś eko-terroryści bardzo się rozzuchwalili między innymi we Francji, gdzie właśnie podpalono kolejne gospodarstwo – fermę strusi.
Lewactwo to jednak przecież nie tylko eko-psychole, wywołujący pożary w imię ,,ochrony środowiska”. Antifa dała próbkę swoich możliwości kilka dni temu, w Chile, gdzie zdewastowała i sprofanowała kościół w stolicy kraju. Z kolei Nikki Joly, aktywista LGBT, podpalił własny dom, żeby media zrobiły z niego ofiarę homofobii i hejtu. W wyniku pożaru, lewacki imbecyl poświęcił swoje psy, które spłonęły żywcem. Nic dziwnego, że amerykański polityk Eric Porterfield nazwał niektóre środowiska aktywistów i propagandystów LGBT ,,zjawiskiem najbliższym politycznemu terroryzmowi” i ,,nowoczesną wersją Ku Klux Klanu”. Przy czym wyraźnie zaznaczył, że nie chodzi mu o ogół homoseksualistów, tylko o organizacje, które wywierają na społeczeństwie terrorystyczną presję. Stwierdził też: ,,LGBT to najbardziej socjalistyczna grupa społeczna w tym kraju. Ich celem wcale nie jest ochrona gejów – jest wielu gejów, których te środowiska prześladują za to, że nie idą razem z nimi w tym ideologicznym marszu.”
A piszę dziś o tym dlatego, że Szczepan Wójcik – rolnik, hodowca, właściciel ferm norek i twórca medialnego projektu wSensie.pl, w którym, jak wiecie, od prawie roku uczestniczę – w ciągu ostatnich kilku tygodni stracił 3 gospodarstwa i miliony złotych. W wyniku podpalenia. To przecież na pewno przypadek. Bo to przecież nic dziwnego, że gość który krytykuje ekologów i walczy z marksistowską zarazą, staje się ofiarą takich samych terrorystycznych ataków, jakich organizacje eko-terrorystyczne w USA dokonywały w ostatnich 20 latach na masową skalę.
Przypadeczek.
Oczywiście nikt nie musi popierać idei istnienia ferm zwierząt futerkowych, każdy ma prawo przeciw temu protestować, od tego jest przecież wolność słowa, a ja nigdy nie nazwę kogoś lewakiem tylko dlatego, że ma dużo współczucia dla zwierząt i domaga się dla nich prawa do życia w lepszych warunkach i humanitarnej śmierci – ale kiedy zamiast argumentów używa się ognia, to ekologia staje się patologią, a ochrona środowiska tylko prostackim pretekstem do wskrzeszania bolszewizmu.
A potem dalej młodemu pokoleniu mieszają w głowach starannie wykształceni komuniści i wmawiają wszystkim, że marksizm był spoko, a komunistyczne zbrodnie to były tylko ,,wypaczenia”…
Źródło: https://www.facebook.com/razproza/posts/2503337519877666/
Foto: enorka.info