Trochę czasu minęło od kolejnej rocznicy tragedii smoleńskiej, ucichła medialna wrzawa wywołana filmami Ewy Stankiewicz – Jørgensen i podkomisji kierowanej przez Antoniego Macierewicza. Można więc spojrzeć na to z pewnym dystansem.
Wbrew licznym zapowiedziom, nie otrzymaliśmy oczekiwanego raportu Podkomisji. Co więcej, w łonie tejże Podkomisji doszło do poważnych konfliktów, skutkujących odejściem kilku jej członków. Z wypowiedzi obu stron wysnuć można wniosek, że Antoni Macierewicz, którego zasługi na tym polu są nie do podważenia, nie radził sobie z koordynacja badań naukowych. Konflikt ten poważnie utrudnia publikację raportu a przede wszystkim daje amunicję krytykom, podważającym jego rzetelność. Tak będzie z pewnością atakowany, choć z wypowiedzi byłych już członków Podkomisji wynika, że chodziło im o sposób kierowania Podkomisją a nie o główne wnioski wynikające z przeprowadzonych badań i analiz.
To, jak będzie wyglądała krytyka raportu, pokazała reakcja na wspomniane filmy. Główne opozycyjne media zapełniły się komentarzami określającymi je jako skandaliczne i kłamliwe. Nie mogłem się tylko ani dopatrzeć, ani dosłuchać, ani doczytać na czym polega ich skandaliczność i jakie zawarte są w nich kłamstwa.
Ale to klasyka. Tak było od samego początku. Ci, którzy podważali wersję oficjalną, byli atakowani – a były to ataki personalne a nie merytoryczne – i ośmieszani. Przypomnę głośne wyśmiewanie się z przedstawionych przez członków Podkomisji porównań do parówki i puszki po piwie. Wyśmiewanie wynikające w najlepszym razie z zupełnego braku pojęcia o naukach ścisłych i technice.
Trudno rozbijać ileś razy Tupolewa, by sprawdzić, jak zachowa się w różnych sytuacjach. Stąd stosuje się modelowanie. Precyzyjne wyniki uzyskuje się dzisiaj metodami cyfrowymi stosując zaawansowane programy, co pokazały zresztą oba filmy i czego jakoś nie wyśmiano. Modele uproszczone służą raczej do zaprezentowania pewnych zjawisk i ich skutków laikom i taki był cel tych ekspertów.
Zarówno parówka jak i puszka są bryłami o kształcie zbliżonym do kadłuba samolotu i, jak on, pokrytymi relatywnie mocnymi powłokami. Gotowanie parówki powoduje wzrost temperatury i ciśnienia w jej wnętrzu. To ciśnienie rozrywa skórkę parówki tak jak wybuch wewnątrz samolotu rozrywa jego powłokę. Z kolei uderzenie młotkiem w puszkę odkształca ją tak, jak odkształca się kadłub wskutek kolizji z obiektem zewnętrznym, np. powierzchnią. No, ale parówki i samolot to temat dla kabaretu.
Gdyby niedouczeni prześmiewcy uważali w szkole na lekcjach fizyki, wiedzieliby, że niejaki Izaak Newton odkrył rządzące wszechświatem prawo grawitacji obserwując spadające jabłka. A przecież opisywanie ruchów odległych galaktyk dzięki obserwacji jabłka to większa beka niż smoleńska parówka. Czyż nie?
Uproszczone modele stosuje się często do wyjaśniania zjawisk wykorzystywanych w bardziej skomplikowanych systemach. Ot, taki balonik – zwykły, odpustowy, radość dla dzieci. Gdy go nadmuchamy i puścimy bez zakręcenia końcówki, zacznie latać jak szalony aż ujdzie z niego nadmuchane powietrze. W ten sposób możemy pokazać dziecku czym jest III zasada dynamiki – tegoż Newtona właśnie – i jak działa silnik odrzutowy. Dzięki zrozumieniu tego, co dzieje się z odpustowym balonikiem, możemy budować samoloty, jak ten rozbity w Smoleńsku, jak i wysyłać sondy poza Układ Słoneczny. Tylko, czy są to w stanie zrozumieć absolwenci gender studies?
Jedynym w miarę konkretnym, acz pozornie, głosem krytycznym wobec Podkomisji jest krążące po sieci zestawienie kompetencji członków komisji M. Laska i A. Macierewicza. Wynika z niego olbrzymia przewaga merytoryczna komisji Laska. Zestawienie dobrane dość wybiórczo, więc nie ma sensu wymienianie współpracujących z Antonim Macierewiczem ludzi o niekwestionowanym dorobku w różnych dziedzinach, bo analiza katastrofy lotniczej wymaga badań w bardzo szerokim zakresie. Autorzy zestawienia zapomnieli o komisji generał Antoniny. A tam dopiero byli fachowcy. Tak dobrzy, że specjalistom od Laska zostało jedynie przepisać rosyjski raport, co skrzętnie uczynili.
Ale to nic. Prawdziwym mistrzem jest autor sms-a rozsyłanego wkrótce po upadku Tupolewa, w którym bezbłędnie wskazał przyczynę tragedii. Gdy weźmiemy pod uwagę czas wysłania tej ekspertyzy, widzimy, że dłużej trwało wpisywanie wiadomości w smartfonie niż rozszyfrowanie przyczyny katastrofy. Geniusz, po prostu geniusz! Jego diagnoza była tak trafna, że komisji rosyjskiej, a za nią polskiej, pozostało już tylko napisać uzasadnienie.
Omawiane zestawienie tylko pozornie jest konkretnym głosem w dyskusji. W rzeczywistości sprowadza ją na manowce. Otóż w obu prezentowanych filmach nie ma zarzutów dotyczących składu Państwowej Komisji. Krytykowany jest jedynie sposób jej pracy, przede wszystkim braku wykonania podstawowych badań wraku i ciał ofiar oraz symulacji i eksperymentów. A bez tego nawet najlepsi fachowcy nie stworzą rzetelnego raportu.
Jednak gwoli sprawiedliwości należy zauważyć, że – paradoksalnie – to film Podkomisji Macierewicza pokazuje eksperyment przeprowadzony właśnie przez komisję Laska, choć sama Państwowa Komisja specjalnie się nim nie chwali. A to z tego powodu, że wykazał on jak najbardziej prawidłowe działania polskich pilotów, co zaprzecza głównej tezie oficjalnego raportu.
Oba filmy pokazały natomiast ogrom pracy ekspertów związanych z komisją Macierewicza. Mrówcze skanowanie każdego elementu bliźniaczego Tupolewa, tworzenie modeli cyfrowych, komputerowe symulacje itp. Ci, którzy oglądali Konferencje Smoleńskie wiedzą, że zaprezentowano jedynie część wielodyscyplinarnych badań. Badań, których autorzy przedstawiali nie tylko wyniki ale też założenia, z których wyszli i metody, jakimi doszli do prezentowanych wniosków, tak by można było je zweryfikować.
Swego czasu profesor Binienda zachęcał polskich naukowców do sprawdzenia przeprowadzonych przez niego symulacji, oferując chętnym używane narzędzie – unikalny program komputerowy. Odpowiedziało mu echo.
Po co wdawać się w niepewną merytoryczną dyskusję, zwłaszcza gdy argumentów mało, skoro można zhejtować i ośmieszyć, korzystając z rezonatorów zaprzyjaźnionych mediów. Żmudnych, naukowych analiz nikt nie będzie czytać a mem z Macierewiczem i parówką obejrzą miliony.
To, co mogliśmy obserwować po emisjach przywołanych filmów, to tylko przedsmak tego, co czeka nas po opublikowaniu raportu końcowego. Pytanie tylko czy i kiedy raport ten będzie opublikowany? A bez tego mgła, zasłaniająca smoleńską tragedię, nie opadnie.
Zbigniew Kopczyński
Znakomita analiza stanu rzeczy.