Wydarzenia na Białorusi dały okazję do mnóstwa dywagacji domowym analitykom, którzy popisywali się dogmatyzmem i schematyzmem. Do najczęstszych błędów należy twierdzenie, że jak dotychczas coś było, to nadal tak będzie, bo niby dlaczego miałaby nastąpić jakościowa zmiana. Pamiętam, jak mądrzono się o wiecznym charakterze Sowietów.
Gdyby zawsze miało pozostać tak, jak jest, albo wszelkie zmiany miały prowadzić do powrotu do status quo, to nadal żylibyśmy w średniowieczu.
Wśród większości króluje przekonanie, że skoro coś raz się już zdarzyło, to na pewno za kolejnym razem skończy się tak samo. Tymczasem nawet jeśli większość czynników jest taka sama, to ich interakcja nie musi się powtarzać w taki sam sposób i z tym samym wynikiem.
Triumf święci też patrzenie przez pryzmat własnych doświadczeń. Skoro Polsce zaaplikowano plan Balcerowicza, to znaczy, że wszystkich, wszędzie w postkomunizmie i zawsze czeka los zgotowany Polsce. Gdyby mądrale pofatygowały się i douczyły, to by się dowiedziały, że Polska z planem Balcerowicza stanowiła wyjątek, a nie regułę.
Najbardziej prymitywna teza mówi, że Rosja nie może sobie pozwolić na utratę takiej czy innej kolonii lub strefy wpływów. A niech sobie nie pozwala, i co z tego. Sowiety nie mogły sobie pozwolić na rozpad i z tego powodu trwają nadal, co najmniej w głowach niektórych.
Prawidłowe pytanie brzmi, czy Rosja będzie w stanie obronić swoje interesy, bo że będzie chciała, to oczywiste. Ważne, byśmy my mieli wolę. Każde dążenie do złamania status quo przedstawiane jest jako moralizatorstwo lub romantyzm. Tymczasem realizm nie polega na obronie status quo, bo najlepiej cicho siedzieć, gdyż i tak przeciwnik wygra, ale na wykorzystaniu okazji do zmian.
Jerzy Targalski