Grzegorz Braun przegrał prawybory prezydenckie w Konfederacji. Łatwo było to przewidzieć. Braun nie zbudował wokół siebie żadnego środowiska ani szkoły ideowej. Nie powstał braunowski odpowiednik „Najwyższego Czasu!”. Nie powstał również braunowski odpowiednik Młodzieży Wszechpolskiej. Grzegorz Braun myślał, że zbuduje swoją pozycję polityczną jako solista – dzięki komentarzom wideo zamieszczanym na YouTube i pokazom filmowym. Jak widać, nie wystarczyło to, a w realnej polityce górę wzięły środowiska lepiej zorganizowane i bardziej dojrzałe ideowo – a zatem lepiej rozpoznawalne. Nie od dziś wiadomo, że kalkulacje polityczne budowane na liczbie polubień w serwisach społecznościowych zazwyczaj „w realu” prowadzą do bolesnych rozczarowań.
Wiele osób o konserwatywnych i katolickich poglądach, liczyło że Braun stanie się dla takich środowisk ogniskową. Moim zdaniem, w tych prawyborach grał on o przejęcie schedy po Korwinie. Korwin starzeje się i obecna lub najdalej kolejna kadencja Sejmu będzie dla niego ostatnią. Braun prawdopodobnie liczył, że zajmie jego miejsce jako przywódca prawicowych libertarian. W kampanii w ramach prawyborów jego praktyczne postulaty niewiele odbiegały od propozycji kandydatów libertariańskich.
Te nadzieje Brauna, jak widać, się nie spełniły. Wydaje się, że stało się tak ponieważ Grzegorz Braun, podobnie zresztą jak sam Janusz Korwin-Mikke, pomylił się w swojej ocenie „korwinistów”. Ideowi wychowankowie JKM są po prostu od swojego „ojca ideowego” bardziej liberalni. Wypowiedzi założyciela historycznego UPR w których ten chwali carat i reżymy autorytarne, dostrzega pozytywne strony PRL, dystansuje się od ówczesnej „opozycji demokratycznej”, obraża Murzynów, kobiety i niepełnosprawnych, powołuje się na Hitlera etc., są dla jego wychowanków żenującą fanaberią zdziwaczałego staruszka. Dla nich liczy się już tylko aksjologia liberalna z „wolnym rynkiem”, odrzuceniem wszelkiego przymusu, jednostką jako jedynym realnym bytem społecznym, prawem do swobodnej ekspresji itd. Wolność mogłaby wymieniać się aktywem z Ruchem Palikota (i faktycznie takie transfery miały miejsce w osobie Jacka Władysława Bartyzela). Braun ze swoją agresywnie katolicką retoryką, nawet jeśli zastrzega się że nie szłoby za nią wymuszanie lub zabranianie czegokolwiek, jest dla tych ludzi postacią niestrawną. Nie ma zatem szansy zorganizować ich w swoje zaplecze. Relatywnie niewielkie poparcie dla JKM w Konfederacji ilustruje tę światopoglądową i polityczną przepaść pomiędzy Korwinem a „korwinistami”.
Z drugiej strony, Krzysztof Bosak to najbardziej liberalny (a przy tym też najbardziej politycznie kunktatorski i oportunistyczny) element w środowisku narodowców. Świadomie dostosowuje też swoją retorykę i przekaz polityczny do oczekiwań odbiorców. I tak na przykład, będąc politykiem niebezkrytycznie ale jednak projankeskim i cywilizacyjnie prozachodnim, w tej kampanii był w stanie z powodzeniem grać na umiarkowanym sceptycyzmie wobec USA w szeregach swojego ugrupowania. Z powodów więc zarówno obiektywnych jak i dzięki swoim zdolnościom pozyskiwania zwolenników, Bosakowi łatwiej przyszło przekonać do siebie Konfederatów o liberalnych poglądach, niż na poziomie społeczno-gospodarczym libertariańskiemu ale przy tym też hałaśliwie katolickiemu Grzegorzowi Braunowi. Dla konfederackich liberałów łatwiejszy do przyjęcia był starający się ich werbalnie nie drażnić Bosak, niż robiący to na każdym kroku Braun.
Grzegorz Braun deklarował przy tym od początku bezwzględną lojalność wobec Konfederacji i silne przekonanie do tego projektu, nawet gdy inni z niego rezygnowali, a sam projekt wykazywał ewidentne ograniczenia związane z różnicami na poziomie ideowym i aksjologicznym pomiędzy liberałami a narodowcami. Wobec tych obciążeń, naturalne by było rozbudowanie przez Brauna własnego środowiska konserwatywnego, które mogłoby wpłynąć na rozkład sił w Konfederacji i ewentualnie poradzić sobie samodzielnie, gdyby ta się rozpadła. Wydaje się jednak, że jedynym tak naprawdę celem założenia partii Konfederacja Korony Polskiej była możliwość uczestniczenia przez Brauna w podziale dotacji przyznanych Konfederatom z budżetu.
Z perspektywy tradycjonalistycznej i integralnie prawicowej zatem, projekt Konfederacji nie spełnił pokładanych w nim przez nas nadziei. Połączyły się w nim środowisko prawicowych libertarian od Korwina i demoliberalnych narodowców od Bosaka. Ci pierwsi mieli chwytliwe idee, ci drudzy zaś względnie sprawną organizację. Rękami narodowców realizowane zatem będą idee libertariańskie. W środowisku narodowym wyciszone lub porzucone zaś zostaną wątki nieliberalne: solidaryzmu społecznego, tożsamości etnicznej, aktywnej roli państwa w formowaniu przestrzeni publicznej itp. Faktyczne kierownictwo tym ruchem zachowa Krzysztof Bosak, od lat (z powodzeniem) dbający by ze środowisk narodowych nie wyrosło nic o charakterze antysystemowym i niedemoliberalnym. Po stronie konserwatywnej nic zaś nie powstanie, bo jedyny człowiek wokół którego mogłoby jakieś środowisko konserwatywne narastać, postanowił zagrać o przejęcie działaczy libertariańskich, ale… „przestrzelił”, nie zauważywszy chyba, że od lat ’90 wiele się w tym kręgu zmieniło i „bardziej katolicki Korwin” nie ma tam już czego szukać.
Szkoda; najbliższe wybory prezydenckie będą więc kolejnymi wyborami, podczas których zostanę w domu.
Ronald Lasecki